[ Pobierz całość w formacie PDF ]

miejscu, gdzie kończył się zjazd, szosa przecinała niewielką dolinę, która otwierała się na łąki o bujnej
zieleni: właśnie tam plebejusze urządzali sobie niedzielne obiady, z tortillą lub paellą i skakanką albo
rodzinnym meczem w piłkę, podziwiali z otwartymi ustami cud zachodu słońca w górach, spektakl na
poziomie, całkiem za darmo, prawie zawsze w technikolorze. Po zmianie czasu dzienne światło
jesienniało. Za drogowskazem  La Floresta" zjechał w boczną drogę i znalazł się w królestwie małych
willi, pleśniejących pod wpływem hojnej wilgoci doliny. Wille o kiczowatej architekturze oddawały w
mikroskali kiepski gust spekulanckiej burżuazji okresu powojennego, a także drobnej burżuazji,
spekulantów i ciułaczy, którzy urzeczywistnili swój sen, kupując sobie la caseta i l'hortet na cienistych
zboczach, otaczających Barcelonę, za którymi otwiera się na pozór nieskończona Valles Occidental.
Wille minimodernistyczne, minifunkcjonalistyczne albo modernistyczne od pasa w górę i
racjonalistyczne od pasa w dół, albo coś wręcz przeciwnego - starość, zaniedbanie, a nade wszystko
anachroniczność marnych wakacji. Emerytowani biurokraci, podlewający swoje ostatnie pomidory,
albo ich rockowi wnukowie, którzy znalezli azyl w niesamowitym, starym domku dziadka. Mogli uciec,
choć nie do końca - palić skręty bez obaw, że dostaną od ojca po głowie zwiniętą w rulon  La
Vanguardią", kochać się z koleżanką z liceum, łudząc się, że mają własny dom. Komuna tłumaczy
literatury, którzy nie mają za wiele pracy, flecistki z młodych orkiestr, co już prawie nie występują pary
czterdziestoletnich homoseksualistów, którzy stracili nadzieję na potomstwo i postanowili godnie się
zestarzeć, skazani na wierność wobec kochanka. Można było też spotkać prawdziwy chłopski dom,
gdzie czerwoni z wysiłku, cierpiący na reumatyzm starcy pochylają się nad ziemią w poszukiwaniu
ślimaków. Domy już dawno straciły szansę, by stać się alternatywą dla barcelońskich dzielnic
willowych, gdzie kilof zniszczył domy jednorodzinne z akacją i palmą a nawet sadzawką z kolorową
- 37 -
rybką jeszcze jednym członkiem rodziny. Osłonięte wilgotną mgłą i skazane na swoją kapryśną
architekturę, widziały, jak nowi, wykształceni liberałowie przenosili się do Sant Cugat, gdzie jest
uniwersytet i pole golfowe, centralne ogrzewanie i apteki, a nawet argentyńska restauracja i
fromagerie, niezbędne elementy, jakie musi posiadać zdatne do zamieszkania katalońskie miasteczko
pod koniec tysiąclecia. Ale Carvalho lubi staroświecki charakter tych willi, sen o powrocie do natury,
wyśniony w innym czasie przez ludzi, którzy nie wiedzieli jeszcze, że miasto może stać się dużo
bardziej odrażające, niż myśleli; ich wyobraznia była równie ograniczona jak ich pragnienia. Domki
pozwoliły im odzyskać ślimaki i szczygły, robaki i czaple, kijanki i burze.
Na kartce z adresem matka Teresy naszkicowała drogę do  Can Torruella", do rezydencji Ernesta -
historycznego Ernesta ponieważ chłopak urodził się w ekstatycznym momencie nieprzerwanej
rewolucji, uosobionej przez Che.  Tuż przy wielkim dębie", przeczytał na kartce, i rzeczywiście był tam
dąb, który wcale nie był tak wielki, jakby chciał dopasować swoje rozmiary do tych niewydarzonych
domów. Ozdobna, metalowa furtka, mały ogród z oleandrami zjedzonymi przez mszyce, fasada
przypominająca posterunek żandarmerii, w której ciekawe były tylko schody, próbujące naśladować
obłąkańczą mozaikę Gaudiego. Na górze znajdowały się otwarte drzwi, ukazujące dobrze utrzymaną
mozaikę, a w głębi salon z neoklasycznym kominkiem i wielkie poduszki z hinduskimi wzorami. Na
jednej z nich siedzi drobna dziewczyna z włosami związanymi w koński ogon, nie odrywa ust od fletu,
a tylko przekrzywia głowę, by dojrzeć, kim jest intruz. Nie przestaje grać utworu, który dla Carvatha
brzmi jak Mozart i kontrastuje z wiszącym na ścianie plakatem Erica Burdona i ogromnym zdjęciem
Micka Jaggera wyjmujÄ…cego gitarÄ™ z rozporka. W bocznych drzwiach pojawia siÄ™ para - oboje majÄ…
długie czupryny uniseks, są chudzi jak bezdomne koty i młodzi jak wiosenne drzewa. Nie chcą
niszczyć nastroju, pytając Carvalha, co tu robi, flecistka wbija w niego wzrok, ma szeroko otwarte
oczy, jedyny rzeczywiście piękny szczegół w nieciekawej twarzy typowej dla młodszych córek, jej
wargi wciąż wyczarowują muzykę z fletu. Muzyka ogłasza własną śmierć, a kiedy zamiera,
młodzieńcze figury powoli odzyskują zdolność do ruchu i zdziwienia na widok czterdziestolatka o
księżowskim wyglądzie, który wtargnął do przedsionka raju. Carvalho patrzy na okrągły brzuch,
napinajÄ…cy ubogÄ… sukienkÄ™ i domyÅ›la siÄ™, że flecistka jest przyszÅ‚Ä… synowÄ… Teresy Marsé. Para
uniseks rozłącza się i osoba o męskim głosie robi krok naprzód.
- Czego pan sobie życzy?
- Było otwarte, to wszedłem. Szukam Ernesta.
MÅ‚odzi patrzÄ… na siebie w milczeniu.
- Ta sprawa ma zwiÄ…zek z jego matkÄ… TeresÄ….
- Wyjechała na wakacje - odpowiada synowa.
- Wiem. O to właśnie chodzi. Chciałbym porozmawiać z Ernestem.
- Jest w pracy.
- A kiedy wraca?
- Jest kelnerem i ma dzisiaj nocną zmianę. Niedawno wyszedł.
Chłopak z podkrążonymi oczami, urodzony po to, żeby zostać Che Guevarą albo spadkobiercą
przedsiÄ™biorstwa  Can Marsé", pracuje jako kelner.
- Możecie mi powiedzieć, gdzie pracuje?
Pewnie mogÄ…, ale nie chcÄ….
- Nie wiem. Gdzieś w Barcelonie, ale nie znam tego miejsca. Jak pan znalazł ten dom?
- Babcia Ernesta dała mi adres.
- Ach, iaia20.
Dziewczyna odetchnęła z ulgą, mówiąc iaia spojrzała na drzwi, prowadzące do kuchni, wyłożonej
wyszczerbionymi kafelkami. Bez wątpienia iaia przyczyniła się do tego, że kuchnia działa.
- Bardzo pana przepraszam, ale mój ojciec mnie szuka i nie chcemy mieć kłopotów. Mieszkamy u
przyjaciół. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • projektlr.keep.pl