[ Pobierz całość w formacie PDF ]
bracia Wright. Jak ptak. Wzbijał się cicho nic nie ważąc, nie był już
przywiązanym do ziemi człowiekiem. Wiedział teraz, co musiał czuć grecki
matematyk Archimedes dwa tysiące dwieście lat temu, gdy wyskoczył z
kąpieli i pobiegł ulicą, krzycząc Eureka!
Dość szybko Logan opanował sterowanie lotnią, dostosowując ją do
prądów powietrznych. Przyglądał się niebu intensywnie niebieskiemu,
którego kolor rozpływał się w biel w miarę oddalania się w stronę
horyzontu. Kiedyś przeczytał, że otwarta przestrzeń kojarzy się z wolnością
i przygodą - teraz nagle to zrozumiał.
Przesuwając ciężar na prawo, obniżył prawe skrzydło. Obrócił się,
szukając T. S. na niebie.
Wciągnął głęboko powietrze, gdy ją ujrzał. Przypominała cudownie
kolorowe skrzydła, mieniące się w słońcu. Przyglądał się jej zafascynowany,
gdy wznosiła się, opadała i zataczała kręgi z gracją motyla.
Nigdy jej wewnętrzna harmonia nie była tak widoczna jak teraz -
myślał. - Jest w całkowitej zgodzie ze sobą. " Zazdrościł jej tego i kochał ją,
ponieważ ciemne strony życia nie tłumiły jej radości z prostego faktu, że
żyje.
Wtedy podjął decyzję. Powie jej prawdę i ofiaruje dom w Greensboro,
którego tak bardzo pragnie. Być może znienawidzi go za oszustwo, ale
podejmie to ryzyko. W ten sposób odpokutuje za ból, który jej sprawił i
sprawi.
94
RS
Ale nie powie o tym teraz. Był na tyle egoistą, że chciał jeszcze jeden
dzień cieszyć się jej miłością.
Trzeba było, niestety, schodzić do lądowania. Zwolnił, złapał wiatr i
wyciągnął drążki kontrolne. Lotnia wytracała szybkość.
Logan opadł i znów był przykuty do ziemi.
- Jakiego koloru jest twój pierścień nastrojów? - zapytała T. S., ciągle
czując podniecenie lotem.
- Szczęśliwego.
Zmiejąc się, wspięła się na palce i złożyła mocny i szybki pocałunek
na jego ustach. Poszła tanecznym krokiem, kierując się do sklepu z lodami
naprzeciwko Skały Dżokeja.
- Jaki następny punkt w rozkładzie uciech? - zapytał idąc nieco
wolniej. - Zapasy rekinów?
Uśmiechnęła się spoza ramienia.
- Musimy to uczcić.
- Jeżeli możemy to robić na siedząco, wchodzę. Zatrzymała się i
obróciła ku niemu. Przyglądała mu się,gdy się zbliżał. Marynarkę trzymał na
zgiętym palcu, przerzuconą przez jedno ramię. Dzisiaj rano wyszedł ubrany
w klasyczny garnitur. Teraz był w nieładzie, potargany, pełen wiatru,
absolutnie boski.
- Bolą stopy? - zapytała ze współczuciem.
Skinął głową, odgarniając włosy z oczu. Niecierpliwie usunął je z
czoła.
Przez moment T. S. poczuła ukłucie. Miała znów szesnaście lat, stała
obok Księżycowego Człowieka w nieznanym mieście. Było upalne lato.
Jego długie, złote włosy powiewały koło ramion i wpadały do oczu.
95
RS
Zakręciło jej się w głowie. Spojrzała na Logana. Czy był to ten sam
gest, ruch palców, czy tylko wyobraznia płata jej figle? Czy podświadomie
próbuje go dopasować do obrazu utraconej miłości?
Musisz się z tego otrząsnąć" - powiedziała sobie stanowczo.
Przypomniał jej w jakiś sposób Księżycowego Człowieka. Ale był to Logan.
Jedyny i niepowtarzalny.
Uświadomiła sobie, że mówi do niej. Otrząsając się ze swych
pogmatwanych myśli, uśmiechnęła się do niego.
- Przepraszam, co mówiłeś?
- Te buty nie były robione z myślą o wspinaczce górskiej czy
uganianiu się za rudowłosymi kobietami. Czym będziemy czcić?
- Mrożonym jogurtem.
Kącik ust uniósł się do góry w uśmiechu.
- Podwójna czekoladowa porcja?
- Jasne. Ja stawiam. - Wzięła go pod rękę i leniwie ruszyli w stronę
centrum handlowego.
Logan z przyjemnością zaczekał na ławce przed sklepem z lodami, a
T. S. weszła do środka. Obejrzała dla zabawy wszystkie smaki i zamówiła
dwie porcje czekoladowego jogurtu o niskiej zawartości tłuszczu.
Już miała wyjść ze sklepu, gdy spojrzała przez okno.
- Jesse - mruknęła zdziwiona.
Chłopiec stał przed Loganem. Mechaniczny uśmiech pojawił się na
ustach dziecka. T. S. zaniepokoiła się jego wyglądem. Był jeszcze bardziej
zaniedbany niż wtedy, gdy spotkała go na plaży. Miał zmęczoną buzię. Stał
z wyciągniętą ręką, dłonią do góry, jak po prośbie.
Intuicyjnie zbliżyła się do okna. Zobaczyła, że Logan sięgnął do
wewnętrznej kieszeni marynarki, wyjął swoją wizytówkę i banknot
96
RS
dwudziestodolarowy. Chłopiec chwycił obie te rzeczy i wepchnął do
kieszeni, jakby w obawie, że Logan może się rozmyślić.
Ze ściśniętym gardłem T. S. zrozumiała, że jej podejrzenia co do
Jesse'ego okazały się słuszne. Był sam. Może został porzucony, ale instynkt
podpowiadał jej, że uciekł z domu.
W tym momencie chłopiec spojrzał w górę i spotkał jej spojrzenie. T.
S. zobaczyła, jak oczy rozszerzyły mu się, zaczerpnął powietrza, skurczył
się i rumieniec wstydu oblał mu policzki.
Wszystko popychało ją ku niemu. Chciała wybiec, ale wiedziała, że
jeśli to zrobi, Jesse zerwie się jak spłoszony ptak. Zdrowy rozsądek
nakazywał jej spokój. Uśmiechnęła się do niego, wkładając w swój uśmiech
zrozumienie i współczucie.
Jesse odwrócił się i uciekł.
Opanowała rozczarowanie, przekonując samą siebie, że chłopiec wie,
gdzie jej szukać. Przyjdzie, gdy będzie na to gotowy.
Zdarzało się tak wcześniej z dziećmi, które spotykała na ulicy. Straciła
już rachubę, ile ich przychodziło do niej zarówno do domu, jak i do
Wszystkich Zwiętych.
Nie wiedziała, dlaczego budzi w nich takie zaufanie. Może to szósty
zmysł im podpowiadał, że jest kimś, komu ich dobro leży na sercu. Może
nieświadomie, swoim zachowaniem, wzbudza zaufanie. Cokolwiek to było,
miała nadzieję, że nie zawiedzie jej teraz.
Wyszła ze sklepu i usiadła na ławce koło Logana.
- Dziękuję. - Wziął z jej rąk kubek i zaczął jeść, jakby tydzień nie miał
nic w ustach.
- Widziałam, jak rozmawiałeś z chłopcem kilka minut temu. Czego
chciał? - Ugryzła kawałek mrożonego jogurtu, chociaż straciła apetyt.
97
RS
- Nic takiego - powiedział, wzruszając ramionami. - Jakieś żebrzące
dziecko.
- Czy dałeś mu pieniądze? - zapytała ciekawa, czy się przyzna.
Napotkał jej wzrok.
- Nie, oczywiście, że nie - odparł. Po czym wpakował do ust kolejną
porcję jogurtu, jakby chciał zagłuszyć sumienie. - Nie popieram żebrzących
dzieci. Jeśli chcą pieniędzy, niech zarobią na nie. - Pomachał plastikową
łyżką w jej stronę. - Nie możemy mieć wszyscy tak czułego serca jak twoje,
panno Winslow.
- Och, przepraszam, twardzielu, zapomniałam, że jesteś niegodziwy. -
Poczuła ciepło w okolicy serca. Widocznie jest to człowiek, który nie chce
ujawniać swoich dobrych uczynków.
- Postaraj się o tym pamiętać. - Głos Logana brzmiał równie
niefrasobliwie jak jej.
Zakochałam się w cudownym, intrygującym, pełnym sprzeczności
mężczyznie - pomyślała. - Praca stanowi sens jego życia. A przecież z
łatwością pozwolił wyciągnąć się na wagary. Dom urządził w neutralnym,
bezosobowym, spokojnym stylu, ale muzyka, której słucha w tym otoczeniu,
pochodzi z barwnej, naładowanej uczuciem epoki. Udaje gruboskórnego
faceta, którego nic nie obchodzi, ale jest tkliwy i czuły, a Jesse'emu dał
dwadzieścia dolarów. "
Spojrzała na niego ukradkiem. Może nie jest tego świadom, ale serce
ma głębokie i szerokie jak Ocean Atlantycki. Jak można nie kochać kogoś
takiego? Uśmiech, który ogrzał ją od środka, pojawił się na jej wargach.
Jesse, pełen upokorzenia, przeciskał się przez tłum kupujących. Miał
wrażenie, że każdy mu się przygląda niczym żebrakowi, oszustowi,
złodziejowi, chłopcu tak złemu, że ojciec go nie chciał dłużej trzymać.
98
RS
[ Pobierz całość w formacie PDF ]