[ Pobierz całość w formacie PDF ]

blisko piętnaście lat  udają, że są już za dorosłe".
Kapitan Crewe miał potworny ból głowy, kiedy czytał ten list w swoim domu w Indiach. Siedział
przy biurku, zarzuconym papierami i listami, które napawały go przerażeniem i niepokojem,
ale od wielu tygodni nie śmiał się już tak jak w tej chwili.
31
 Och!  zawołał.  Ona z roku na rok robi się coraz zabawniejsza. Daj Boże, żeby ten
interes doszedł nareszcie do skutku i żebym mógł pojechać do kraju i ją zobaczyć. Ileż bym
60
61
dał, gdyby iej małe rączki objęły mnie w tej chwili za szyję! Ile
bym dał!
Urodziny miano obchodzić bardzo hucznie. W udekorowanej odświętnie sali szkolnej miało się
odbyć przyjęcie. Pudełka z prezentami miały być otwarte publicznie z zachowaniem
właściwego ceremoniału. Kiedy nastąpił ten z dawna oczekiwany dzień cała pensja nie
posiadała się z podniecenia. Nikt nie zauważył na^et> jak minął ranek, tyle bowiem było
jeszcze przygotowań d zakończenia. Salę ozdobiono girlandami z ostro-krzewu stoliki
usunięto, ławki zaś ustawiono pod ścianami i o-kryto pokLowcami z czerwonego pluszu.
Kiedy Sara rano wyszła z sypialni do swego saloniku, ujrzała na stole małą, nieforemną
paczuszkę, owiniętą w gruby, brązowy papier. Wiedziała, że to prezent, i domyśliła się, od
kogo pochodzi. Otworzyła paczuszkę bardzo ostrożnie. Wewnątrz była kwadf^owa
poduszeczka na szpilki, uszyta z niezbyt czystej czerwonej flanelki. Wpięte w nią starannie
szpilki z czarnymi główkami tworzyły napis:  Rzyczenia szczenścia".
_ O! -r zawołała Sara.  Ileż to ją trudu musiało kosztować! Tak mi się podoba ta
poduszeczka  aż mnie coś ściska
za serce!
Ale w następnej chwili osłupiała ze zdumienia. Na odwrotnej stronie poduszeczki przypięty był
bilet wizytowy, a na nim czarno na białym widniało:  Amelia Minchin".
Sara oblała bilet w ręku.
_ Panna Amelia!  powiedziała do siebie.  Jak to może być!
W tej samej chwili usłyszała, że drzwi uchylają się cicho, i do pokoju ostrożnie zajrzała Rózia.
Dziewczynka uśmiechała się zakłopotana i uszczęśliwiona zarazem. Ro2ejf2awszy się
wokoło, wsunęła się do wnętrza pokoju i stanęła przed Sarą, wyłamując nerwowo palce.
 Podoba się, panno Saro?  spytała.  Podoba się panience?
_ c7y mi się podoba?!  zawołała Sara.  Róziu, kochana
moja, przecież zrobiłaś to własnoręcznie!
Rózia parsknęła histerycznie, lecz radośnie, oczy jej zwilgotniały ze wzruszenia.
 To tylko flanelka, i to nie nowa, ale chciałam panience coś dać, więc robiłam ją nocami.
Wiedziałam, że panienka może sobie wyobrazić, że to jedwab i brylantowe szpilki. Ja sama
starałam się tak sobie wyobrazić, kiedy ją robiłam. A ten bilecik, panienko...  Rózia zawahała
się.  To chyba nic złego, że go wyjęłam z kosza na śmieci? Panna Amelia go wyrzuciła. Nie
miałam własnego bileciku, a wiedziałam, że prawdziwy prezent powinien mieć bilecik, więc
przypięłam bilecik panny Amelii.
Sara rzuciła się na szyję Rózi i uściskała ją z całych sił. Nie umiałaby wytłumaczyć, czemu coś
dławiło ją w gardle, przeszkadzając jej mówić.
 Och, Róziu!  zawołała wreszcie zmienionym głosem.  Kocham cię, Róziu, kocham
cię, kocham cię!
 Och, panienko!  wyjąkała Rózia.  Dziękuję panience pięknie, ale ta poduszeczka
naprawdę nie jest tego warta. Fla... Flanelka nie była nowa.
32
62
63
ROZDZIAA VII
Znów kopalnie diamentów
Kiedy Sara tego popołudnia weszła do udekorowanej ostro-krzewem sali, kroczyła na czele
całego pochodu. Panna Minchin w swej najwspanialszej jedwabnej sukni prowadziła ją za
rękę. Za nimi szedł służący niosąc pudło z Ostatnią Lalką, pokojówka niosła drugie pudło,
orszak zaś zamykała Rózia w czystym fartuchu i nowym czepku, niosąc trzecie. Sara wolałaby
wejść zwyczajnie, bez tych ceremonii, ale panna Minchin wezwała ją do siebie na rozmowę i
sprecyzowała swoje życzenia w tej sprawie.
 Nie jest to zwykły dzień  oświadczyła  i pragnę, aby traktowano go jako dzień
wyjątkowy.
Kiedy więc Sarę wprowadzono uroczyście na salę, poczuła się mocno zażenowana, starsze
bowiem dziewczynki gapiły się na nią i trącały się łokciami, młodsze zaś zaczęły podskakiwać
radośnie na siedzeniach.
 Panienki, proszę o spokój!  nakazała panna Minchin uciszając gwar.  James,
proszę postawić pudło na stole i zdjąć wieko. Emmo, proszę postawić swoje pudło na
krześle. Róziu!  zwróciła się nagle do pomywaczki tonem ostrym i surowym.
Rózia z podniecenia zapomniała zupełnie, kim jest, i uśmiechała się do Lotki, która wierciła się
niecierpliwie na ławce. Omal więc nie upuściła pudła na dzwięk surowego głosu
przywołującego ją do porządku i dygnęła na znak prośby o przebaczenie tak śmiesznie, że
Lawinia i Jessie parsknęły śmiechem.
64
 Nie wolno ci gapić się na panienki  skarciła ją panna Minchin.  Zapominasz się.
Postaw to pudło.
Rózia usłuchała wystraszona, postawiła prędko pudło i spiesznie cofnęła się pod drzwi.
 Możecie odejść  oznajmiła służbie panna Minchin dając znak ręką.
Rózia przepuściła naprzód służących starszych rangą. Nie mogła się powstrzymać od tego,
żeby nie spojrzeć tęsknie na pudło stojące na stole. Spośród zwojów bibułki wyzierał rąbek
błękitnego jedwabiu.
 Bardzo panią przepraszam  zwróciła się nagle Sara do panny Minchin  ale czy Rózia
nie mogłaby zostać?
Było to wystąpienie bardzo śmiałe. Panna Minchin omal nie drgnęła ze zdziwienia. Potem
podniosła do oczu lorgnon i z niepokojem zlustrowała swą pokazową wychowankę.
 Rózia?  zawołała.  Ależ, moja droga Saro! Sara postąpiła krok naprzód.
 Chciałabym, żeby została, bo wiem, że przyjemnie jej będzie obejrzeć prezenty 
wyjaśniła.  Ona też jest przecież małą dziewczynką.
Panna Minchin była wyraznie zgorszona. Przenosiła spojrzenie z jednej postaci na drugą.
 Moja droga Saro  rzekła wreszcie  Róża jest pomy-waczką. Pomywaczki... hm... nie
są małymi dziewczynkami.
Pannie Minchin rzeczywiście nie przeszło nigdy przez myśl, że można patrzeć na pomywaczki
pod tym kątem. Pomywaczki były maszynami, które zmywały naczynia, nosiły węgiel i paliły w
piecach.
33
 Ale Rózia jest małą dziewczynką  powiedziała Sara.  I wiem, że byłoby jej
przyjemnie. Proszę, niech jej pani pozwoli zostać  przez wzgląd na moje urodziny.
 Jeżeli prosisz o to jako solenizantka, to pozwalam jej zostać  odparła panna Minchin z
wielką godnością.  Różo, podziękuj pannie Sarze za jej wielką dobroć.
Róża wtuliła się tymczasem do kąta, szarpiąc rąbek fartucha
w pełnym napięcia oczekiwaniu. Wyszła teraz, dygając grzecznie, ale w oczach jej, jak i Sary,
zamigotał porozumiewawczy, przyjazny błysk, gdy wypowiadała spiesznie słowa
podziękowania. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • projektlr.keep.pl