[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Nie każdy by to zrobił zauważyła kobieta, spoglądając na nią wzrokiem dobrotliwym, a
jednocześnie zaciekawionym i jakby zażenowanym. A może byś chciała coś kupić? dodała,
widząc, jak Sara spogląda na pieczywo.
Cztery ciastka drożdżowe, proszę pani odpowiedziała Sara. Takie po pensie sztuka.
Kobieta podeszła do okna i włożyła kilka ciastek do papierowej torby. Sara spostrzegła, że było ich
sześć.
Prosiłam o cztery, za pozwoleniem pani wyjaśniła. Mam tylko cztery pensy.
Dorzuciłam dwa... dla lepszej wagi odpowiedziała dobrodusznie sklepikarka. Zjesz je
sobie przy sposobności. Czy nie jesteś głodna?
Sarze aż zaćmiło się w oczach.
Tak odpowiedziała jestem bardzo głodna i bardzo pani dziękuję za jej łaskawość... ale...
Tu chciała dodać: ale na ulicy jest dziewczynka jeszcze głodniejsza ode mnie .
W tejże jednak chwili weszło do sklepu naraz kilku bardzo spieszących się klientów, więc nie
pozostało jej nic innego, jak podziękować sklepikarce i oddalić się.
Mała żebraczka siedziała jeszcze wciąż skulona w kącie pod drzwiami, patrząc przed siebie tępym,
zbolałym wzrokiem, a od czasu do czasu przecierając szorstką ręką oczy, nabiegające tamowanymi
dotąd łzami.
Sara otwarła torebkę i wyjęła jedno z ciastek, które swym ciepłem nieco już ogrzały jej własne,
zziębnięte dłonie.
Wez to rzekła, wręczając ciastko dziewczynce. To dobre i ciepłe. Zjedz, a trochę się
pożywisz... nie będziesz tak głodna...
Dziewczynka wzdrygnęła się i utkwiła w niej przerażone oczy, jakby niedowierzając tak nagłemu i
zdumiewającemu szczęściu; naraz pochwyciła ciastko i poczęła chciwie jeść.
O mój Boże, mój Boże! wzdychała przy tym w wielkim zachwycie. O mój Boże!
Sara wydobyła jeszcze trzy ciastka i podała je dziewczynce. Ochrypły, brzmiący żarłocznością głos
małej żebraczki miał w sobie coś przerażającego.
Ona jest głodniejsza ode mnie... ona przymiera głodem... rzekła sobie Sara w duchu, ale jej
ręka drżała, gdy wydobywała czwarte ciastko. Ja nie przymieram głodem zauważyła,
dokładając piąte.
Wygłodzone dziecko londyńskiej ulicy zbyt łapczywie pożerało dane mu przysmaki, by miało czas
podziękować choćby nawet znało się na zasadach grzeczności, których nikt nigdy nie wpajał tej
małej dzikusce.
Do widzenia! rzekła Sara, odchodząc.
Doszedłszy na drugą stronę ulicy, obejrzała się za siebie. Dziewczynka trzymała po ciastku w obu
rękach i zatrzymała się w pół kęsa, ażeby się jej przyjrzeć. Sara skinęła głową a dziecko, po
chwili wpatrywania się w nią, odpowiedziało wstrząśnięciem zwichrzonej czupryny i nie wzięło do
ust ani kęsa, póki Sara nie zniknęła na zakręcie ulicy.
W tejże chwili przez szybę wystawową wyjrzała sklepikarka.
No, czegoś takiego tom jeszcze nie widziała! zawołała. To ta mała podarowała swoje
ciastka żebraczce? A przecież sama miała na nie chętkę... a wyglądała mi na bardzo głodną! Dużo
bym dała za to, by wiedzieć, czemu to ona uczyniła.
Stała przez chwilę za oknem i rozmyślała, po czym zdjęta ciekawością podeszła ku drzwiom i
zapytała żebraczkę:
Kto ci dał te ciastka?
Dziecko skinęło głową w stronę, gdzie odeszła Sara.
A co ci ona mówiła? dopytywała się kobieta.
Pytała mnie, cym nie głodno odpowiedziała dziewczynka chrapliwym głosem.
A coś ty odpowiedziała?
Pedziałam, że jezdem głodno.
A ona wtedy weszła do sklepu, kupiła ciastka i dała je tobie?
Dziecko kiwnęło głową.
A ile?
Pięć.
Kobieta zamyśliła się i rzekła półgłosem:
Sobie tylko jedno zostawiła! A widziałam z jej oczu, że mogła zjeść wszystkie sześć... i więcej!
Powiodła wzrokiem za małą, niknącą już w dali figurką Sary i poczuła wyrzuty, jakich nie
doświadczała dotąd nigdy w życiu.
Szkoda, że odeszła tak prędko pomyślała sobie. Powinnam była dać ich co najmniej
dwanaście.
Po czym zwróciła się do małej żebraczki:
I cóż? Jesteś jeszcze głodna?
Juści odpowiedziała dziewczynka jezdem jesce cięgiem głodna, ale nie tak straśnie, jak
przódziej.
Chodz za mną rzekła sklepikarka, trzymając drzwi uchylone.
Dziecko wstało i wtoczyło się do wnętrza sklepu, ledwie wierząc, iż zapraszają je do tak ciepłej
izby, pełnej chleba. Nie wiedziało ale i nie troszczyło się o to jaki je odtąd los spotka.
Ogrzej się odezwała się sklepikarka, wskazując piec w przyległym pokoiku. A gdyby ci
kiedy było trudno dostać kawałek chleba, możesz tu zajść i poprosić, to ci go dam, mając w pamięci
tamtą dziewczynkę.
*
Ciastko jedyne, jakie pozostało nie zaspokoiło wprawdzie głodu Sary, jednakże przyniosło jej
pewne pocieszenie. Bądz co bądz, było ciepłe i smaczne... i zawsze było lepsze niż nic. Idąc ulicą,
odłamywała z niego po kawalątku i zjadała je powoli, ażeby smak trwał w ustach dłużej.
Przypuśćmy, że jest to ciastko czarodziejskie, którego każdy kąsek starczy za cały obiad. Gdybym
je zjadła całe od razu, mogłabym się przejeść.
Ciemno już było, gdy doszła do placu, przy którym znajdował się pensjonat miss Minchin. We
wszystkich domach pozapalano już światła, ale w oknach, gdzie Sara widywała Dużą Rodzinę,
jeszcze nie pozamykano okiennic. O tej porze zazwyczaj widać było pana Montmorency siedzącego
w dużym fotelu i otoczonego gwarną i roześmianą gromadką swych dzieci, to siadających na jego
kolanach lub na poręczy fotela, to przytulających się do niego. Również i tego wieczora zebrała się
przy nim ta gromadka, on jednak nie siedział w fotelu. Widać było, że czyniono gorączkowe
przygotowania do podróży; miał pan Montmorency odjechać. Przed bramą stał powóz, do którego
przytroczono olbrzymią walizę. Dzieci tańczyły wokoło, gwarząc z ojcem i wieszając mu się u
ramion. Tuż obok niego stała miła, rumiana mamusia, dopytując się jakby o ostatnie rozporządzenia.
Sara zatrzymała się na chwilkę, chcąc przyjrzeć się, jak mniejsze dzieci wspinały się na paluszki, a
starsze schylały się, by pocałować ojca w rękę.
Ciekawe, czy on na długo wyjeżdża pomyślała Sara. Waliza jest wcale[101] potężna! Jakże
te dzieci będą za nim tęskniły! Ja sama będę za nim tęskniła... choć on nawet może nie wie o moim
istnieniu!
Gdy brama się otworzyła, Sara usunęła się na bok pamiętając o sześciu pensach, które tu kiedyś
otrzymała ale i tak widziała, jak podróżny stanął na tle rzęsiście oświetlonego hallu, mając
jeszcze przy sobie starsze z dzieci.
Czy Moskwa jest teraz zasypana śniegiem? zapytała mała Janet. Czy tam ładna ślizgawka?
Czy będziesz, tatusiu, jezdził trojką[102]? zawołało drugie z dzieci. A czy zobaczysz cara?
Będę do was pisał i o wszystkim wam doniosę odpowiedział ojciec, śmiejąc się. Przyślę
wam mnóstwo pocztówek z mużykami[103] i różnymi widokami. A teraz wracajcie do domu, bo
zimno na dworze. Obrzydliwa noc! Wolałbym zostać z wami, niż jechać do Moskwy. Dobranoc,
dobranoc, dzieciaki! Zostańcie z Bogiem!
Zbiegł ze schodów i wskoczył do powozu.
A jak odnajdziesz małą dziewczynkę, powiedz jej, że ją bardzo kochamy zawołał Guy
Clarence, skacząc po wycieraczce, po czym dzieci weszły z powrotem do domu, zamykając drzwi za
sobą.
Czy widziałaś? mówiła Janet do Nory, gdy obie znalazły się w pokoju. Ta dziewczynka, co
[ Pobierz całość w formacie PDF ]