[ Pobierz całość w formacie PDF ]

%7łeby już nie zalewało gniazda Molly.
- Fantastycznie. Jak było w szkole?
- Saskia wyjechała - westchnęła Jessica. - Kto nam
przeczyta bajkę na dobranoc?
- Ja - obiecała jej Jennifer.
Andrew udzielał Michaelowi lekcji wbijania gwozdzi.
- Tutaj będzie potrzebny jeszcze jeden gont -
zawyrokował chłopiec.
- Trzymaj. - Dopiero teraz Andrew spojrzał na dół. -
Zaraz kończymy. Zajrzyj do piekarnika. Chyba trzeba od
wrócić ziemniaki.
- Zabieram wam Angusa. Pora na kąpiel.
- Idziemy z wami. To jest strasznie nudne - oznajmiła
Sophie. - Drew nie pozwolił nam wejść na dach.
- Należy mu się pochwała. Zebrałyście jajka?
- Nie, bo się na nich gapiłyśmy.
- Zróbcie to teraz i chodzcie na podwieczorek.
Wieczór minął niepostrzeżenie. A jednocześnie czas
wlókł się niemiłosiernie. Jennifer nie mogła się doczekać, aż
wszystkie dzieci zasną, bo wówczas nadejdzie wyczekiwana
przez nią okazja.
Pozmywali naczynia, zrobili porządki, omówili zachowanie
dzieci oraz sprawy do załatwienia na następny dzień. Andrew
zapytał ją o skład z artykułami żelaznymi, ponieważ
potrzebował gwozdzi i narzędzi do budowy domku na drzewie.
Wspólnie zastanawiali się, jaki może być wynik badań
kardiologicznych zleconych Susan Begg oraz jak ułoży się
przyszłość Saskii. Potem zapadła cisza.
Pierwszy odezwał się Andrew.
- Jestem w tobie zakochany, Jen. Od lat.
- Byłam przekonana, że mnie nienawidzisz - odparła,
unikając jego spojrzenia. - Zawsze ze mną rywalizowałeś.
Zawsze starałeś się być lepszy ode mnie.
- Być może tylko w ten sposób umiałem zwrócić na
siebie twoją uwagę. Nie miałem szansy wobec Hamisha
Rydera. Wszyscy, nie tylko ty, go uwielbiali.
- Zawsze miałeś jakąś dziewczynę. Jedną po drugiej.
- Za to ty miałaś Hamisha. Nie chciałem, żebyś myślała,
że nikt mnie nie chce. Było tych dziewczyn tyle, ponieważ
żadna nie była taka jak ty. %7ładna.
- Szkoda, że tego nie wiedziałam. - Zawahała się. -
Może czułam podobnie, ale wmawiałam sobie, że wcale cię
nie interesuję. Myślałam o tobie. Rywalizacja z tobą doda
wała mi sił. Po studiach ogromnie mi jej brakowało.
Andrew bardzo powoli podniósł się z miejsca. By znalezć się
przy niej, musiał przejść nad Zippym i Elvisem.
- Kocham cię.
- Kocham cię. - Słowa więzły jej w gardle. - Myślę,
że pokochałam cię dawno temu, ale dopiero teraz to do mnie
dotarło.
Pomógł jej wstać.
- Pragnę cię. Do bólu - szepnął.
Nie mogła wydusić z siebie ani słowa, ale jej twarz i jej ciało
przemówiły za nią. Ten pocałunek był zaledwie obietnicą tego,
co ich czeka. Oboje wiedzieli, że od tej pory może być już
tylko lepiej.
- Chodzmy na górę. Pora iść do łóżka - zaproponował.
Pierwsza wspólna noc przypieczętowała uczucie silniejsze, niż
można to sobie wyobrazić. Kolejne tygodnie pokazały, że
potrafią żyć razem jak mało która para. Byli dla siebie
stworzeni. Pośród całego zamieszania, jakie otaczało Jennifer
w domu oraz w pracy, nagle znalazła schronienie, w którym
mogła się śmiać, czuć bezpiecznie i czerpać rozkosz z
fizycznego spełnienia.
Każdy dzień przynosił niespodzianki, które coraz bardziej ich
zbliżały, zacieśniając łączącą ich więz. Pewnego dnia musiała
dłużej zostać w szpitalu. Gdy póznym wieczorem wróciła do
domu, dzieci już spały, w salonie paliły się nastrojowe świece,
a przed kominkiem czekała na nią gorąca kolacja i ramiona
Andrew.
Zniknęło też napięcie, jakie towarzyszyło jej z powodu
obowiązków związanych z opieką nad siostrzeńcami. Pomoc
Saskii była wręcz nieoceniona, lecz ona sama była jeszcze
dzieckiem. Dopiero teraz Jennifer zdała sobie sprawę z tego,
jak bardzo sprawy rodzinne ciążyły na jej życiu zawodowym.
Teraz absolutne zaufanie do Andrew pozwalało jej
zrelaksować się, przez co więcej serca i uwagi mogła
okazywać pacjentom.
Parę dni wstecz Andrew zostawił dzieci pod okiem Michaela,
wyjaśniając im, że musi coś ważnego pokazać Jennifer.
Natychmiast pomyślała, że stało się coś niedobrego, lecz
niczego nie chciał jej powiedzieć. Wziął ją tylko za rękę i
poprowadził ścieżką wzdłuż strumienia.
Co się tam stało? Dlaczego Andrew nie chce, żeby dzieci to
zobaczyły? Czy może Button zranił się o ciągle nie naprawione
ogrodzenie? Czy woda podmyła któreś z jej ulubionych starych
drzew? Czy może kury zachorowały na nieuleczalną chorobę?
Była tak pogrążona w domysłach, że gdy przystanęli, zapytała:
- O co chodzi? Co mam zobaczyć?
- Rozejrzyj się - szepnął.
Zorientowała się, że stoją na polance, na której jej babka [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • projektlr.keep.pl