[ Pobierz całość w formacie PDF ]
miejscowi wędkarze. Rzucałem więc pełen nadziei od wczesnego świtu. Rzucałem, kiedy świeciło
ostre, palące słońce. I potem, kiedy nadciągnęła z zachodu, aż pachnąca majowym deszczykiem
kłębiasta chmura. Zrywał się lekki wietrzyk i znów wyłaziło słońce. Nic i nic. Minęło południe,
ciągle bez najmniejszego nawet stuknięcia. Klapa! Powoli narastało we mnie zniechęcenie i
wątpliwości; czyżby w zimie ryby wyginęły? Może kłusownicy wytłukli je sieciami? A może
przyducha? - Też mało prawdopodobne, bo wtedy tu i ówdzie walałyby się rozkładające ryby.
Na samołówki, zwane pupami, które czasem amatorzy nielegalnego wędkowania zakładają w
wybitych przez siebie przeręblach, też
się wszystkich szczupaków nie wyłowi. Musiała być więc inna przyczyna.
Zmęczony i głodny przysiadłem pod krzakiem i zabrałem się za spóznione śniadanie, na które
wcześniej nie miałem czasu. Obserwowałem przy tym spod oka wodę.
Przede mną, przy samym brzegu, sterczały kępki odbijającego właśnie młodego tataraku.
Gdzieniegdzie wystawały z toni patyki i suche, opadłe z drzew gałęzie. W pewnej chwili dobiegł
moich uszu gwałtowny chlupot. Za moment znowu i wówczas zobaczyłem drobne bryzgi wody i
grzbiety szamoczących się przy powierzchni niewielkich rybek
Wtem nastąpiło silne skotłowanie wody i błysk złotego cielska sporej ryby... Szczupak. Koło
kilograma, może trochę więcej. Stał teraz tuż pod powierzchnią i energicznie poruszał szczękami,
jakby coś żuł. No tak - z mordy wystawał mu ogon kilkunastocentymetrowej płotki.
Wówczas przyszło olśnienie. Tarło! Tarło płoci! Nic dziwnego, że szczupaki nie biorą, mają
przecież w bród rybiego mięsa. Płocie w czasie godów zatraciły wszelki instynkt
samozachowawczy i drapieżniki obżerają się łatwym łupem jak nieprzytomne. Ani im w głowie
pogoń za błystką lub wobłerem, wystarczy, że podpłyną pod płociowe tarlisko i rybki same włażą
im do pysków.
Zrozumiałem, że kilka dni mam zatem z głowy. Trzeba dać sobie spokój z drapieżnikami. Z
pewnością lepiej nastawić się na lina. Albo na karpia.
Czas rozrodu ryb jest uzależniony od temperatury wody, jej natlenienia i ewentualnie zasolenia.
Ponadto o tym, czy tarło odbędzie się, czy też nie, przesądza jeszcze miejsce do złożenia ikry.
Według S. Kryżanowskiego (1928 r.), ryby litofilne składają ikrę na dnie twardym.
Poszczególne jej ziarenka wciskają się pod otoczaki i pomiędzy gruby żwir. Tak m.in. rozmnażają
się niektóre ryby łososiowate. Ryby fitofilne przyklejają ją na roślinach podwodnych, na korzeniach
itp. Pelagofilne trą się w pelagialu, tj. w strefie otwartej wody. Zapłodniona ikra po prostu unosi się
swobodnie w toni, gdyż ma mniejszą masę właściwą niż woda. Tak rozmnażają się przeważnie ryby
morskie, a ze słodkowodnych ciosa i amur biały. Psammo-filne, m.in. kiełbiki i piskorze, składają
ikrę wprost na piasku. Inne znów (ostrakofilne) umieszczają ikrę w... jamie skrzelowej małża. W
naszych wodach czyni tak maleńka różanka.
Jeśli zaś ryby nie mają odpowiednich miejsc do składania ikry, nie składają jej mimo
stosownych warunków termicznych. Spotykamy się niekiedy z tym zjawiskiem, zwłaszcza u karpi,
brzan, ryb łososiowatych czy też boleni, które dostały się w czasie wyjątkowo wysokiego stanu wód
do odciętego na stałe od rzeki starorzecza. Dla odmiany karpie nie wycierają się często w
gliniankach i w głębokich śródleśnych jeziorkach.
Wróćmy jednak do temperaturowych uwarunkowań tarła ryb. Według tzw. kalendarza
fenologicznego tarło poszczególnych gatunków ryb zbiega się z widocznymi przemianami w
świecie roślinnym. Ludzie zaobserwowali jeszcze w zamierzchłej przeszłości, że tarło szczupaka
odbywa się wówczas, gdy zakwita podbiał pospolity i lepięż-mk różowy, zaś kończy się ono, gdy
przy dnie rozwijają się pierwsze listki grążela.
Na płyciznach śródjeziornych tarło dużych szczupaków przedłuża tię nieraz w czasie i może się
zdarzyć, że zbiegnie się z pełnym kwitnieniem czeremchy i bzu.
Tarło okonia, bolenia, jazgarza, płoci, jazia, świnki i jelca (według Wacława Strzeleckiego, autora
49
Wędkarstwa rzecznego) przypada na okres kwitnienia czarnej olchy i kaczeńca. W czasie kiedy
kwitnie jabłoń, kasztanowiec i bez lilak, trze się kiełb, sandacz, leszcz, brzana i certa w rzekach
podkarpackich i pomorskich. Natomiast gdy zakwita osoka aloesowata i bez czarny, wyciera się
sum, kleń, ukleja, wzdręga i krąp, zaś gdy lipa drobnolistna - karaś, karp i lin.
Jakie stąd wysnuć wnioski dla wędkujących? Ano przede wszystkim takie, że należy zawsze
uważnie obserwować przyrodę i zjawiska w niej zachodzące. W czasie tarła ryb nie łowić ich. To
jest oczywiste. Po odbyciu tarła wiele gatunków przejawia wyjątkową żarłoczność i przez pewien
czas przebywa w większych skupiskach. Z wędkarskiego punktu widzenia są to oczywiście
zjawiska interesujące, gdyż niosą ze sobą możliwość atrakcyjnych połowów.
Myślę Również, iż dla tych, którzy nie traktują wędki jako swoistego narzędzia do powiększania
kartkowych przydziałów mięsa, tarło - a więc sposób zakładania rybiej rodziny - to samo w sobie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]