[ Pobierz całość w formacie PDF ]

musiał recytować drugą odpowiedz na pytanie:
- Bitwa na brzegach Kałki?
Języki: francuski, niemiecki i polski były kopciuszkami kursu gimnazjalnego. Uczeń mógł wybrać sobie z
dwu pierwszych jeden tylko język, a na polski, rzecz prosta, mógł nie chodzić bezkarnie. Co większa,
uczeń Rosjanin w żadnym razie nie miał prawa uczęszczania na wykłady mowy polskiej, prowadzone w
języku rosyjskim. Godziny tych gwar nowożytnych "zgniłego Zachodu "były, szczerze mówiąc, godzinami
humorystyki. Wykładający już to należeli do gatunku czupiradeł, jakich świat nie widział, już, jak
Sztetter, do kategorii ludzi rozbitych w sobie i bezpowrotnie obojętnych. Dość powiedzieć, że w chwili
ukończenia całkowitego kursu nauk w gimnazjum "filologicznym " ani jeden z wychowańców nie umiał
języka francuskiego czy niemieckiego tyle, żeby mógł swobodnie przeczytać rozdział powiastki dla ludu.
Wszystkie natomiast siły intelektualne młodzieży starszej wytężone były w kierunku pisania ćwiczeń
rosyjskich o tematach historycznych, literackich i abstrakcyjnych. Każde ćwiczenie, stosownie do
gatunku, musiało być składane według formuły zwanej planem, musiało zawierać wstęp, wykład i finał, a
każda z tych części rozbita była na tak zwane "myśli ". Jeżeli trudnym było utrzymanie równowagi
podczas wypisywania tak zwanych "myśli ", to nie mniej trudu zadawało baczenie na "polonizmy ".
Opracowanie i wykończenie ćwiczenia rosyjskiego było robotą tak mozolną, tak niewdzięczną i
drewnianą, że każdy z uczniów zgodziłby się chętniej kuć całe ody Aomonosowa na pamięć niż budować
jednę rozprawę. Najczęściej też wychowańcy pana Zabielskiego ściągali ćwiczenia ze starych kajetów, z
podręczników literatury Bóg wie skąd sprowadzanych, a wreszcie z książek pożyczonych z biblioteki
szkolnej.
Biblioteka znajdowała się na dole gmachu i zajmowała kilka sal obszernych. Stały tam w szeregu szafy
okryte pyłem wieloletnim, mieszczące w sobie książki polskie z wieku XVI, XVII, XVIII, a nawet rzadkie
inkunabuły, skazane na bezczynność, wzgardzone i tolerowane jak zgniłe drwa, których nie można
spalić, a nie ma gdzie wyrzucić. Bliżej drzwi wchodowych zgrupowano dzieła rosyjskie przeznaczone do
wypożyczania.
Uczniowie młodsi czerpali stamtąd opisy wypraw Mayne - Reida, Fenimora Coopera, Juliusza Vernego
itd., starsi - utwory Aomonosowa, Karamzina itd., itd. Władza gimnazjalna starała się z wielką usilnością,
ażeby wychowańca klerykowskiego zabezpieczyć od wszelkiej książki, która by myśl jego z opłotków nie
78
tylko lojalności, ale czynnego rusofilstwa wyprowadzić mogła na szczere pole samoistnych rozumowań.
Tymczasem mimo tak ścisłego dozoru, mimo rewidowania zarówno uczniowskiego kuferka jak tornistra,
niepożądana książka wśliznęła się nawet do rąk szóstoklasistów. Był to rosyjski przekład History of
civilisation in England Henryka Tomasza Buckle 'a. Jeden z ósmoklasistów, mieszkający u zamożnych
krewnych, znalazł to dzieło w bibliotece swego wujaszka, zaczął czytać, dał kolegom - i poszło zepsucie!
Zwietnie ustawione paradoksy genialnego samouka oddziałały na umysły "wychowańców klerykowskich
niby nagły błysk pochodni, ukazujący wśród ciemności przedmioty, niewyrazne kształty i stosunek tego,
co widzieć można, do dalekiego, pełnego tajemnic przestworu! Dowodzenie prawidłowości w następstwie
zjawisk duchowych ze statystyki spełnionych występków, małżeństw zawartych i listów nie
zaadresowanych przez roztargnienie - stało się od razu ewangelią myślenia pewnej grupy młodzieży.
Wystąpienie przeciwko nauce teologów o predestynacji i przeciwko teorii metafizyków o wolnej woli było
rodzajem lewara założonego pod gmach wierzeń religijnych, a rozważenie wpływu czterech czynników
fizycznych: klimatu, żywności, gleby i ogólnych zjawisk przyrody na umysł człowieka i na organizację
społeczeństw zrodziło istną furię filozoficzną.
Szczególniejsze znaczenie miał następujący przypisek z pierwszego rozdziału książki:
"Doktryna o Opatrzności stoi w związku z doktryną o przeznaczeniu, ponieważ Bóstwo, przewidując
wszystko w swym wszechwiedzeniu przyszłości, musi przewidywać zarazem z góry i swe własne zamiary.
Zaprzeczać takiego wszechwidzenia przyszłości, jest to zaprzeczać wszechwiedzy Bogu. Ci zatem, którzy
utrzymują, że w pewnych razach Opatrzność zmienia zwykły bieg wypadków, muszą zgodzić się na to, że
w każdym takim razie zmiana tego rodzaju była już w przeznaczeniu, inaczej zaprzeczyliby jednego z
przymiotów boskich ".
Ta krótka uwaga zrodziła właśnie całą szkołę filozoficzno - materialistyczną. Szkoła ta miała swoich
mistrzów, wyznawców, badaczów, mówców i zagorzałych antagonistów. Posady mistrzów piastowali dwaj
siódmoklasiści: Nochaczewski i Miller. Pierwszego zwano "Spinozą ", drugiego nieco zagadkowiej
"Balfegorem ". Obadwaj byli tłumaczami Buckle 'a, dialektykami i propagatorami kierunku postępowego.
"Spinoza "pierwszy doszedł i wyłożył mniej zdolnym, a owczym pędem idącym buckle 'istom ciemne dla
nich punkty rozdziału drugiego, objaśnił, co jest "wartość ", "renta ", "czynsz ", "zysk "itd. w znaczeniu
ekonomicznym, a nadto budował swój własny systemat. "Balfegor "był umysłem ostrożniejszym, czytał
Buckle 'a bardzo wolno, nieraz nad stronicą siedział tydzień i nie ruszał się dalej, póki nie wyrozumiał
wszystkiego. Dokładne zbadanie kwestii ciągnęło za sobą specjalne studia z rozmaitych dziedzin. Toteż
"Balfegor "pracował ogromnie. Brak książek i elementarnych wiadomości z botaniki, chemii, zoologii etc.
musiał zapełniać domysłem własnym, kalkulacją samoistną. Ile popełnił błędów, ile razy musiał sam [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • projektlr.keep.pl