[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wyczuwał poprzez zamknięte powieki, usiłował nawiązać całkowity kontakt ze
wszystkim, co go otaczało; z pokojem, sondą, planetami, słońcami i przestrzenią.
119
Próba ta przypominała subtelny wysiłek stwierdzenia za pomocą samego tylko
dotyku, jak wygląda wnętrze oddalonego na długość ramienia skomplikowane-
go mechanizmu. Różnica polegała na tym, że usiłowania Paula były natury nie
fizycznej. Sięgał na zewnątrz, by dokładnie i w pełni wczuć się w wielki wzór
obiektywnego Wszechświata, by precyzyjnie wpiąć własną tożsamość w punkt
zwrotny jego struktury.
Przez chwilę rzecz się nie udawała. Trwało to ułamek sekundy, podczas które-
go czuł się absolutnie obnażony, czując wszystko, nie mając jednak żadnej moż-
liwości kontaktu, jakby unosił się w próżni. I nagle zdarzyło się coś, co przypo-
minało chwilę orientacji, jak wtedy, gdy za szybą zobaczył tę laskę. Teraz jednak
odczucie to było o wiele głębsze, wspanialsze i połączone z wrażeniem stapia-
nia się, ustępującym jedynie uczuciu, którego doznał, gdy skończył się seans u dr
Elizabeth Williams.
W jednym, niespodziewanym ułamku nie-czasu, Paul i nieustępliwa część je-
go osobowości nieodwracalnie zlali się w jedno.
Poczuł się jak ktoś stojący na niewielkiej scenie, wokół której nagle podnie-
siono w górę wysokie kurtyny. Odkrywał, że może spoglądać we wszystkich kie-
runkach na dowolnie wielkie odległości. Odkrywał też, że jest sam.
— Ave atque vale — powiedział i uśmiechnął się nie bez smutku. — Bądź
pozdrowiony i żegnaj — odwrócił się do okna. — Niszcz — powiedział. — Oczy-
wiście. Blunt zaplanował to dla mnie i na miarę swych ograniczonych możliwości
miał rację.
Wrócił do znajdującej się za plecami skrzyni z narzędziami. Wybrał cięż-
ki młot i ruszył do okna. Pierwsze uderzenie zgięło metalowy trzon młota, po-
wierzchnia szkła zaś została tylko draśnięta. Jednak po drugim ciosie cała szklana
ściana legła w gruzach, a młot wyleciał na zewnątrz.
Paul zdążył zrobić trzy kroki w stronę głazu, przy którym spoczywała laska,
zanim żrąca atmosfera Nowej Ziemi stępiła jego zmysł powonienia i wypełniła
mu płuca. Sięgnął po laskę i chwycił ją w tej samej chwili, w której wzrok zaćmi-
ły napływające do oczu łzy. Niemal słyszał śpiew Blunta, jak wtedy, na ekranie
w kopalni Malabar.
— Destrukcja! Destrukcja ostateczna! Destrukcja twórcza, która uratuje Czło-
wieka przed tym, by wiecznie go ratowano. . .
Paul poczuł uderzenie kolan o grunt. Chwilę później jego osobowość porzu-
ciła na zawsze to okaleczone ciało, pozostawiając je leżące i konające, z pięścią
jedynej ręki zaciśniętą na pękniętej lasce, w duszącej atmosferze świata, który
nosił miano Nowej Ziemi.
Rozdział 20
Pięć dwudziestek sążni w głębinę płyń śmiało. Kości te leżą na morza dnie. . .
Pięćdziesiąt kilometrów na zachód od La Jolla w Kalifornii, w miejscu, które
znajdziesz płynąc wzdłuż brzegu na północ od San Diego, na piaszczystej pod-
morskiej równinie, około dwustu metrów pod błękitną, wiecznie ruchliwą po-
wierzchnią Pacyfiku, pozbawiona ciała dusza Paula unosiła się nad szkieletem
mężczyzny zaplątanym w zardzewiały łańcuch. Początkowo Paul nie zamierzał
odwiedzać tego miejsca, zboczył tu jednak, by uporać się z własnymi emocja-
mi. Teraz zaś, unosząc się nad swym szkieletem poczuł ulgę, że ciało, które mu
kiedyś służyło, umarło naturalną śmiercią. Paul nie wątpił, że Blunt dla osiągnię-
cia swego celu potrafiłby uciec się do morderstwa. Dlatego wolał, by karta, na
której miał podsumować swe rachunki z Bluntem, zawierała możliwie najmniej
niejasnych punktów.
Zostawił białe kości w pokoju otulającego je wiecznego mroku i ruszył dalej
swoją drogą. Szlak ów, ten sam, którym przesłano na Nową Ziemię laskę Blunta,
doprowadził w końcu Paula do przebudzenia się wewnątrz czegoś, co przypo-
minało trumnę. Leżał na plecach, w metalowym pojemniku, z wyprostowanymi
nogami i złożonymi na piersiach ramionami. Oczy miał otwarte, ale nie dostrzegał
nic, prócz ciemności. Jednak jego percepcja wtopiona w ogólny wzór rzeczywi-
stości pozwoliła mu stwierdzić, gdzie spoczywa. Był to zestaw dwuipółmetro-
wych szuflad w kostnicy publicznej. Ciało, które zajmował obecnie, było iden-
tyczne z tym, do którego przywykł. Od poprzedniego różniło się tylko tym, iż [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • projektlr.keep.pl