[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Goliard machn¹³ rêk¹ w zniechêceniu ostatnim. Widzê, my w tym mieScie po¿yczki nie znaj-
dziemy wcale!
Wydostali siê niebawem w ludu zgie³kliwoSæ odpustow¹ i Spiewne obwo³ywania siê kupców.
Najwiêcej jednak gwaru i Scisku rozbrzêcza siê w d³ugim ulu sukiennic.
Tu jakbyS w têczê wst¹pi³: mru¿¹ siê powieki przed kramów barwistoSci¹ i wesel¹ oczy.
A kupcy znad ³aw swoich napêdzaj¹ chêci:
Piêkne czó³ka, pasy i ci¿my sprzedaj¹! Mieszki, wacki i ja³mu¿nice! Alcbanty dumne na
kobiet piersi!
SkroS t³umu przepêdza baba szkapinê objuczon¹ i zanosi siê wo³aniem:
Rwiece z wosku p³omieniste wiozê! Rwiece! A ka¿da ci noc¹ jak ta gwiazda betlejemska
zap³onie!
Zgo³a tumult wrzasków czyni siê naokó³. A niech Scienn¹ na chwilê te g³osy, rozlegaj¹ siê
pomruki czarnych mnichów:
Chleba! Dla dominikanów chleba!
I wtórz¹ temu dzwonki ich torb.
To rojenie siê t³umów nie z pop³ochu, a w bezpiecznym za¿ywaniu targów, zaciekawi³o oczy
goliarda. A niech siê w t³umie oczy rozciekawi¹ trochê, wraz i zgie³k pragnieñ w cz³eku siê
budzi, niczym w skupieniu duszy, oraz ta niecierpliwoSæ chêci - jak to w ludzkim roju.
Oto wprost na niego idzie dziewka strojna; nuruje w rzece ludu jak ta rybka w kolorach go-
dowych. Ledwie j¹ zoczy³, ju¿ mu powabniejsza w oczy skacze: strojem g³owy wabliwym
kolebie siê nad fal¹ t³umu niczym wa¿ka ulotna. Bo nied³ugo siê jej napatrzy³, ju¿ zdmuch-
nê³a - darmo szukaæ w ci¿bie.
Pomykaj¹ siê w pstrym t³umowisku i mniszki pod w³osiennic¹ i kapturem ni to kupy popio³u
ruchome. Drepcz¹ po dwie, po trzy - szarego stada rozbiegane kurki. Ledwo gdzie za grosik
³askawy Pana Boga pochwal¹, g³uszy je wnet g³os kupca zza kramu:
At³asy pawiobarwne mam! Jedwabie, szkar³aty i purpury na stroje kobiet piêknych! A która
ma skórkê tak rozpieszczon¹, ¿e i jedwab sam dla niej za gruby, dla tej mam bisior najpie-
33
Sciwszy, tkany przez robaki Salamandry w czeluSciach gór ognistych. Ognia cia³u przydaje
giez³eczko takie - wiedzcie!... Poszukaj sobie ka¿da kogo, ktoæ to kupi, a ja sprzedam.
Z ró¿añców kostk¹ w palcach przepycha³y siê mniszki czym prêdzej w dal, by nie zmyliæ
porz¹dku pacierzy.
Mrowi siê wokó³ lud wszelaki. Nierzadko ujrzysz cz³eka z liSciem palmowym na baranicy i z
muszlami na ko³paku, na znak, ¿e z Ziemi Rwiêtej idzie. Ci chocia¿ ¿ebrem bogobojnym tu
siê snuj¹, odbij¹ przecie od siê ciekawoSæ ludzk¹ jak zwierciad³a - na towary kramów, jako
na dziwy równie zamorskie.
Wystaje przed kramami i mnich bury z licem jakby w omocie ciszy klasztornej.
Ja³mu¿ny! - zawodzi. - Dla braci franciszkanów ja³mu¿ny!
Nie posk¹pi¹ datku i kupce. A brata dziêkowanie, chocia skromne, ma w sobie refektarza
echo i mniszych odczytywañ ton. Wiêc nad zgie³kiem sukiennic rozlegnie siê gromko a sen-
nie:
Niech wam stokroæ wynagrodzi Pulcheria, cesarzowa Swiêta, i Melania - ja³mu¿nictwa pa-
tronki!...
I ko³acze dalej chodakami, podzwania skarbonk¹ kwestarza. Ja³mu¿ny! Dla braci...
A¿ siê ocknie na widok obrazu, który kupiec za chor¹giew u swego kramu wywiesi³: pod
wachlarzowym drzewem dxwiga Etiopus bia³e k³y cukru. I zapamiêta³ siê mnich nagle, zaroi³
o Zamorzu:
Tam ptaki rajskie Spiewaj¹ Alleluja srebrnym chórem! Tam cukier z drzew tryska jak woda
z Moj¿eszowej ska³y! Snuj¹ siê tam Etiopy czarne jak ten mag Baltazar. A dziwokszta³tne
bestiae ultramarinae, w podobieñstwo tronów wêdruj¹cych, ko³ysz¹ królów majestaty w prze-
pychach z³ota i purpury!... Wszystko tam jest cudowniejsze, dla bliskoSci Jezusowego grobu.
PójSæ w ona Ziemiê Rwiêt¹! rozszerzyæ duszê pobo¿noSci¹, wype³niæ j¹ Swiatem!...
BaSni ¿onglera w piekarni nas³ucha³ siê by³o mnich przypadkiem - i rozko³ysa³ duszê. Towa-
rów po kramach napatrzy³ siê brat - i zatêskni w Swiaty. Rwiaty zwo¿¹ w jukach swoich kup-
ce na odpusty; têsknoty wagantów nagarniaj¹ w dusz cisze kupce i ¿onglery.
Wabi³a tymczasem ku sobie obraxna chor¹giew coraz to wiêcej ciekawego ludu. Ni to mirry
i kadzide³ zawiewem bucha³y z kramu wonnoSci korzenne: rogo¿e i wory otwarte zia³y ¿ar-
kim dechom krain zamorskich. I zwiesza³ siê nad tym okrêt zdzia³any w kszta³t maleñki.
WSród worów sta³ kupiec, bia³¹ chust¹ ca³y wraz z g³ow¹ omotany i wyzieraj¹cy z tej bieli
gêb¹ w br¹z. Niemym gestem cudzoziemca wskazywa³ skupniom wszystkie zasoby towarów
swoich: k³y cukru po jukach, krupy pieprzu w pêcherzach, oliwki, cynamonu szczapy, imbi-
ry, aloes limonie i goxdziki o woni oleistej.
Ale ze wszystkich korzennoSci najbardziej dla kobiet delectabiles s¹, wiadomo, rodzynki. Na-
sypa³ tedy kupiec garSæ onych sobie na d³oñ i b³ysn¹³ okiem: która by ich zakosztowaæ rada.
Wysunê³a siê naprzód dziewczyna z roz³echtanym uSmieszkami licem, pod wiankiem ró¿ na
czepeczku bia³ym. I dziobaæ mu jê³y miedzian¹ ³apê te paluszki ledwie wychylone z rêkawu
cieSni. Bia³kami wyiskrzy³o siê nagle ku niej wejrzenie obcego kupca. G³uchym jak u zwie-
rza pomrukiem chwali³ sobie Maur dziewczyny urodê.
Lecz jej oczy odkry³y oto w t³umie wspania³y p³aszcz i strój rycerza przechodz¹cego opodal
z goliardem. Zdziwiona, z rodzynk¹ nie po³kniêt¹ w wargach, zapatrzy³a siê w strojnego pana
z takim zachwytem, ¿e te oczy jej ¿ywe krzyknê³y nieomal:
Lancelot chyba sam?!
34
Z piekarni wraca³a dziewczyna, baSni ¿onglera nas³ucha³a siê tam.
Nagle zatrzepocze siê spódnic¹ szerok¹ i w wachlarz rozci¹gn¹wszy j¹ po bokach, wionie
z szelestem za towarzysz¹ ujrzan¹. Dopiero¿ siê naciesz¹, naSmiej¹, w pogwarkach poprawia-
j¹c sobie wzajem coS ko³o tych czepeczków i wianków ró¿anych. Niby to sob¹ tak siê raduj¹,
a wszystkie Smiechów gamy, te pogwarki i sekrety, szeptane sobie na ucho, czyni¹, bezwied-
nie mo¿e, dla rycerza opodal - jak to dziewczêta.
Lecz oto poza sob¹ us³ysz¹ nagle g³os donoSny:
Kamienie najszlachetniejsze zza morza wiozê! Skarbce Trebizondy takich nie maj¹! Piêk-
niejszych nie widzia³y su³tanki!
Furkn¹ do kramu jednym zaszumem, jak gdyby tam proso sypano dla takich ptaków.
Stoi za ³aw¹ ch³op w aksamitach i w srebrzystym zawoju na g³owie. Broda jego, o czarnoSci
nad aksamity g³êbszej, b³yska opalami wplecionych w ni¹ pere³. W³ochate i t³uste d³onie,
splecione na brzuchu, obci¹¿aj¹ mu pierScienie na wszystkich palcach. Podejmuje turkusowy
naszyjnik, z srebrnych nici zmotany, i tak prawi do dziewczyn:
Z smag³ej to piersi ksiê¿niczki saraceñskiej, zmar³ej z têsknoty do chrzeScijañskiego ryce-
rza. Papie¿ zaSlubiæ jej nie pozwoli³. Przedam, gdy poprosicie, choæ dla mieszczek za pyszne
to stroje. Mam za to dla was bursztyny w tych misach. Tu zaS korale, z g³êbi mórz potworom
wydarte, w ga³ach, paciorach i rosochach ca³ych.
Gdyby po¿yczka ju¿ by³a!... - westchn¹³ ktoS nagle w t³umie. Obejrza³y siê na goliarda.
Ba!... - odmie siê wzgardliwoSæ na usteczkach dziewczyny i frunie, rzekniesz, bañk¹ my-
dlan¹ ku górze.
Pogoni³y tê bañkê oczy poety, zapatrzy³y siê w jej têcze.
Królom by zamki dla takiej kobiety budowaæ! Kupiec tymczasem d³oñ sw¹ niczym biskup
ludziom przed oczy wystawia.
W onych kamieniach - rzecze - mam poniektóre o mocy tak skutecznej, ¿e nie radzêæ nosiæ,
gdy masz chêci md³e: wielka moc obci¹¿a serce w¹t³e... Szafir to - mówi³ daj¹c ludziom na
pokaz uklejnocony ma³y palec swej rêki. - Za morzem przytrafia siê, ¿e wraz z ros¹ z najczyst-
szego nieba szafir spada: st¹d za nadziejê w pierScieniach noszony, truciznom wszystkim spor-
ny, od jadu zawiSci ochraniacz. Sardonik zaS ten cielisty kobiety uleg³ymi mi czyni. Ten ci znów
[ Pobierz całość w formacie PDF ]