[ Pobierz całość w formacie PDF ]

się z nią w kwestii spacerów, i zaskoczona ostatnią uwagą -
jednak nie dopatrzyła się w jego tonie śladu drwiny.
Wstała gwałtownie z miejsca i powiedziała:
- Skoro już zjedliśmy, zabiorę Bobby'ego na górę, żeby
się wykąpał.
- Ale, mamo...
- Pamiętaj, co powiedziałem o mamach - Liam
żartobliwie ukrócił protest chłopca i również wstał. - I tak
muszę już iść. Ale jak chcesz, chętnie przyjdę cię jeszcze
odwiedzić.
Laura znów spojrzała na Liama z niepokojeni. Wcale nie
chciała, by zbliżył się z Bobbym!
- Fajnie! - Bobby znowu obdarzył Liama swym
rozbrajającym bezzębnym uśmiechem
- No już, szybko na górę - ponagliła go Laura. - A ja
odprowadzę Liama do drzwi.
Bobby towarzyszył im jeszcze do holu, a potem pognał jak
strzała na górę.
- Wygląda na to, że nic mu nie jest - zauważył Liam,
widząc, jak chłopiec śmiga po schodach. - Co właściwie się
stało?
- Przewrócił się na przerwie. Nic poważnego, wiec w
poniedziałek pójdzie już pewnie do szkoły.
- To bardzo ładny chłopiec.
Przełknęła z trudem ślinę. Bała się spojrzeć na tę twarz,
która była przecież - przynajmniej ona widziała to wyraznie -
dorosłą wersją twarzy jej syna.
- Miło mi to słyszeć - mruknęła, nie patrząc na niego,
- Musisz być z niego bardzo dumna.
- Owszem - przyznała, zastanawiając się, do czego ma
prowadzić ta rozmowa.
Jeśli Liam zauważył, jak bardzo Bobby jest do niego
podobny, i domyślił się, że to jego syn, dlaczego tego po
prostu nie powie?
- Umów się ze mną na kolację, Lauro - powiedzie zamiast
tego.
- Nie mogę zostawić Bobby'ego... - zaczęła niepewnie
- Nie dziś - przerwał. - Rozumiem, że on jest
najważniejszy i musisz mu co najmniej dziś poświęcić całą
uwagę. Ale jutro jest sobota, na pewno do tego czasu dojdzie
na tyle do siebie, by móc zostać na kilka godzin z Amy. A
tobie też się przyda trochę wytchnienia.
Laura chciała się jakoś wymówić, ale zatkało ją ze
zdziwienia. Od kiedy to Liam tak liczy się z potrzebami
innych? Wcale nie miała ochoty na kolację w jego
towarzystwie, ale z pewnych względów lepiej było nie
odrzucać zaproszenia. Musiała ustalić, czy on domyśla się
swego ojcostwa, a jeśli tak, dobrze byłoby omawiać tę kwestię
na gruncie neutralnym. Restauracja byłaby w sam raz.
- Dziękuję, może to rzeczywiście dobry pomysł -
powiedziała. - Tylko znajdz proszę jakieś dyskretne miejsce,
nie chciałabym, by prześladowali nas fotoreporterzy.
Liam nachmurzył się na myśl o dziennikarzach
czyhających w tej chwili pod domem.
- Nie martw się, wybiorę miejsce, gdzie nikt nam nie
będzie przeszkadzał.
- To będzie kolacja poświęcona interesom - za - strzegła
surowo.
- Naprawdę? - Uniósł kpiąco brwi.
- Nie ma innych powodów, dla których mielibyśmy się
spotykać.
- Skoro tak twierdzisz...
- Liam... - Laura rzuciła mu ostre spojrzenie.
- Twój syn czeka na górze na kąpiel - uciął i ujął ją lekko
za ramiona. - Mamy zawsze mają rację, a małym chłopcom
nie trzeba kazać długo czekać.
- A co z dużymi? - zażartowała. Wzruszył ramionami.
- Tak samo niecierpliwie czekamy na to, czego chcemy,
ale lepiej potrafimy to ukrywać.
- A czego ty chcesz, Liam? - spytała cicho.
- Jak większość ludzi tego, czego mieć nie mogę. -
Westchnął ciężko. - Powiedz mi, Lauro, czy bardzo mnie
nienawidzisz?
Aż ją zatkało ze zdziwienia. Czy go nienawidzi?
Oczywiście, że nie. No, może osiem lat temu tak było, ale
krótko. To było tak dawno temu, a udane małżeństwo z
Robertem i narodziny Bobby'ego wszystko zmieniły.
- W moim życiu jest zbyt wiele dobrych rzeczy, bym
mogła kogokolwiek nienawidzić - odparte zgodnie z prawdą.
Liam spojrzał na nią uważnie i zapytał ściszonym głosem:
- Kochałaś Roberta?
Twarz jej złagodniała na wspomnienie tej miłości, oczy
zaszkliły się łzami.
- Bardzo - odpowiedziała po prostu.
- To musiał być rzeczywiście ktoś. - Liam pokiwał głową
i zdjął ręce z ramion Laury. - Chciałbym się czegoś więcej o
nim dowiedzieć.
- Dlaczego? - Spojrzała na niego czujnie.
- Bo go kochałaś! - powiedział zduszonym głosem.
- Nie widzę związku pomiędzy jednym a drugim.
Naprawdę nie ma sensu, żebyśmy rozmawiali o moim
mężu.
- Nie? - Liam spojrzał w górę schodów. - Z tego. co
mówił Bobby przy śniadaniu, wnoszę, że on też za nim
przepadał.
- A cóż w tym dziwnego? Przecież był jego ojcem! Zbyt
żarliwe te zapewnienia, Lauro, upomniała sama siebie. Ale
zrobiła to mimowolnie. Bądz co bądz, bycie ojcem to coś [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • projektlr.keep.pl