[ Pobierz całość w formacie PDF ]
i w milczeniu gapiła się na niego.
Mam nadzieję, że w niczym nie przeszkodzi-
łem...? zapytał nieśmiało.
Wreszcie wzięła się w garść.
Nie, oczywiście, że nie! zawołała ze sztucz-
ną wesołością. Po prostu... nie spodziewałam się
ciebie... Proszę, wejdz.
Co on, do diabła, robi tutaj w sobotnie popołu-
dnie? Kiedy rozmawiała z nim przez telefon kilka
dni temu, odwołując piątkowe spotkanie, nic nie
wspominał, że chce ją odwiedzić. Nigdy też nie
przychodził do niej, ot tak, bez zapowiedzi.
Jeśli nie przeszkadzam... Wzruszył ramiona-
mi. Ja... Aco się stało z twoją kostką? Dostrzegł
bandaż na jej nodze.
Nic takiego zapewniła, prowadząc go do
salonu. Wczoraj wieczorem przewróciłam się
i zwichnęłam nogę w kostce. Zdenerwowana
rzuciła szybkie spojrzenie na zegar stojący na ko-
minku. Luke powinien niedługo się tu pojawić!
SEKRET WIELKIEJ AKTORKI 89
Ostatnia rzecz, jakiej by sobie życzyła, to spot-
kanie tych dwóch mężczyzn w jej domu!
Mimo wszystko spróbowała się uśmiechnąć.
Co mogę dla ciebie zrobić? zapytała wesoło.
Nie jestem pewien... Wyglądał na mocno
zakłopotanego. Stał z rękami w tylnych kieszeniach
dżinsów. Kiedy się ostatnio widzieliśmy, w ponie-
działek... byłaś trochę inna... taka daleka... Chcia-
łem zapytać, czy zrobiłem coś... albo powiedzia-
łem... co cię zdenerwowało? Patrzył jej prosto
w oczy.
Oczywiście, że nie! Starała się mówić lek-
kim tonem. Po prostu jestem pochłonięta sprawa-
mi związanymi z biografią Rachel. Ostrzegałam cię
od początku, że to będzie mi zajmować mnóstwo
czasu. Kończąc zdanie, znowu rzuciła okiem na
zegar.
Dochodziła czwarta, o tej porze umówiła się
z Lukiem. Mieli pojechać do Devonu, na szczęście
tym razem jego samochodem. Podróż miała po-
trwać trzy godziny w jej samochodzie z przymuso-
wo opuszczonym dachem taka jazda nie wyszłaby
im na zdrowie.
Dzisiaj też jestem zajęta, jak widzisz ciąg-
nęła, wskazując na stos pamiętników znajdujący się
na stoliku. Dotarła już do dwudziestych piątych
urodzin Rachel.
Jeremy podszedł do stolika i wziął do ręki jeden
z zeszytów. Przejrzał kilka stron zapisanych niewy-
raznym pismem pełnym zawijasów.
Czy to jest to, co mam na myśli?
90 CAROLE MORTIMER
Leonie zdecydowanie wyjęła pamiętnik z jego
rąk. Przycisnęła zeszyt do piersi obronnym gestem.
Wątpiła, by ktokolwiek poza nią i Rachel czytał te
zapiski. Wczoraj wieczorem zorientowała się, że
nie przeczytał ich nawet Luke.
Owszem odparła krótko i odłożyła pamiętnik
tam, gdzie wcześniej leżał. Naprawdę jestem
bardzo zajęta, Jeremy, więc... Urwała, kończąc
uśmiechem jawną sugestię, żeby wyszedł jak naj-
szybciej.
Widzę pokiwał głową ale nasze spotkanie
w poniedziałek jest aktualne? Idziemy na balet
przypomniał, gdy posłała mu zdziwione spo-
jrzenie.
Ach tak! przypomniała sobie, że mieli już
zamówione bilety na ,,Jezioro łabędzie Czajkow-
skiego. Oczywiście. Kiedyś taki wspólny wie-
czór był dla niej obietnicą wyczekiwanych bliskich
kontaktów, teraz traktowała to jako przymusowe
spotkanie, którego nie wypada odwołać.
Zwietnie Jeremy był chyba usatysfakcjono-
wany. Pójdę już, nie będę cię odrywał od lek-
tury. Odwrócił się jeszcze w korytarzu. Prze-
czytałaś już pamiętnik z czasu przed urodzeniem
jej syna?
Leonie powstrzymała się od złośliwej uwagi na
temat jego wścibstwa. Był ciekawy, jak wielu in-
nych ludzi, kim był ojciec Luke a. Albo kim jest...
Mógł przecież żyć...
Czytam je po kolei odparła sztywno. Jesz-
cze nie dotarłam do tego roku...
SEKRET WIELKIEJ AKTORKI 91
Jeremy pokręcił głową z niedowierzaniem.
Ja właśnie ten przeczytałbym jako pierwszy!
Naprawdę? mruknęła z niechęcią. Poczuła
się urażona zarówno w imieniu Rachel, jak i Lu-
ke a tym nadmiernym zainteresowaniem Jere-
my ego, kto był kochankiem Rachel przed trzydzie-
stoma ośmioma laty. Aja przyjęłam inną metodę.
Wzruszyła ramionami.
Nie jesteś ciekawa, kto to był? Popatrzył na
nią z wesołym błyskiem w oku.
Oczywiście, że tak. Nie byłaby człowiekiem,
gdyby nie paliła jej ciekawość, ale już lektura kolej-
nych pamiętników sprawiła, że czuła się intruzem,
a co dopiero wyszukiwanie w nich najsmakowit-
szych skandali. Poza tym czułaby się nielojalna
wobec Luke a.
Zresztą może nic tam nie być o tym czło-
wieku... powiedziała, lekko popychając go
w stronę drzwi. Zegar przecież zaraz wybije
czwartą!
Jeśli potrzebujesz kogoś do pomocy przy czy-
taniu... Tylko żartowałem! Roześmiał się, widząc
jej minę, i pocałował ją w policzek na pożegnanie.
Do zobaczenia w poniedziałek.
Leonie zamknęła za nim drzwi głośniej, niż nale-
żało. Jego ostatnia uwaga, która miała być żartem,
znowu ją zirytowała.
Miała świadomość, że ten konkretny pamiętnik
sprzed trzydziestu ośmiu lat znajduje się wśród
tuzina innych, ale jakoś nie przejawiała szczególnej
ochoty, żeby od razu się na niego rzucić. Nie
92 CAROLE MORTIMER
wiedziała, czy przeważyło podejście profesjonalist-
ki, czy raczej były to sprawy osobiste. W każdym
razie chciała być lojalna wobec Luke a.
Zgoda, był dumny, arogancki, władczy, często
ironiczny i niegrzeczny, ale wczoraj wieczorem
poznała go z innej strony. Okazał się opiekuńczy
i czuły, nadspodziewanie delikatny, energiczny
i skuteczny w działaniu.
Wniósł ją do szpitala, cierpliwie czekał, gdy
badał ją lekarz i prześwietlano jej kostkę, potem
dokładnie o wszystko wypytał doktora. Odwiózł ją
do domu, zaniósł po schodach do drzwi mieszkania
i zaoferował swoją pomoc we wszystkim.
Doskonale wiedziała, że im więcej czasu spędza
z Lukiem, tym gorzej dla spokoju jej ducha i umy-
słu. Zajmował w jej myślach coraz więcej miej-
sca...
Zadzwonił dzwonek u drzwi.
Wstrzymała oddech, gdy je otwierała.
Tym razem na progu stał Luke. Jego ciemne
włosy były jeszcze wilgotne, widocznie brał prysz-
nic przed wyjściem. Miał na sobie czarne dopaso-
wane spodnie i zieloną koszulkę, która sprawiała, że
jego zielone oczy miały jeszcze intensywniejszą
barwę.
Nic dziwnego, że się przewróciłaś w butach na
wysokich obcasach wypalił na początek zamiast
powitania. Na pewno nosisz tylko płaskie, kiedy
wychodzisz z karłem! Wkroczył do jej miesz-
kania, nie czekając na zaproszenie.
Jego słowa i złość świadczyły o tym, że widział
SEKRET WIELKIEJ AKTORKI 93
Jeremy ego wychodzącego od niej przed chwilą.
Czy Jeremy też go widział?
Nie bądz taka przestraszona, Leonie szydził.
Uznałem, że będzie rozważniej, jeśli twój chłopak
najpierw stąd wyjdzie, a dopiero potem ja wysiądę
z samochodu.
Do twojej wiadomości: Jeremy nie jest kar-
łem! prychnęła. Ma metr sześćdziesiąt osiem
wzrostu. I naprawdę nie musiałeś czekać, aż wyj-
dzie. Z chęcią by cię poznał. To akurat była
prawda. Jak się okazało parę minut temu, Jeremy
bardzo się interesował rodziną Richmondów.
Luke uśmiechnął się drwiąco.
Wątpię. Apoza tym nie podzielam tej chęci.
Obrzucił spojrzeniem cały pokój i zatrzymał
wzrok na jej bosych stopach. Jesteś gotowa do
wyjazdu? zapytał, unosząc brwi.
Muszę tylko zabrać torbę z sypialni. A na
jedną nogę nie mogę włożyć buta wytłumaczyła
cierpliwie, widząc, że on znowu spogląda na jej
stopy.
W takim razie znowu muszę cię zanieść do sa-
mochodu...?
Luke... zaczęła wolno jeśli zmieniłeś zda-
nie co do wspólnej podróży...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]