[ Pobierz całość w formacie PDF ]
minoga? Znowu nie zdą\yłam zorientować się, co to za specjał.
- W przebraniu! - \achnął się. - Przecie\ to głupie jak...
- ...jak sanki - podpowiedziałam. - Masz rację. Ja te\ tak uwa\am. Ale zdaje się,
\e nie mamy innego wyjścia.
Wysłałam Pedra do księ\nej, \eby przygotował wszystko na rano. Zresztą do
niczego więcej się nie nadawał po tej wiadomości. Sama poło\yłam się do łó\ka,
choć me zasnęłam. Gapiłam się na Johna R. Melga, romantycznie oblanego
Księ\ycową poświatą, i zastanawiałam się, co ja właściwie roi
113
8. Mę\czyzna...
Zwariowałam, wariuję czy mam zamiar? Prawie zasypiałam, kiedy odezwała się
komórka. SMS od Gośki. Dlaczego się nie odzywasz? Umarłaś?
Tak, odpisałam jej o piątej nad ranem. Ale mo\e się wyli\ę.
Paskudny piękny dzień
Nie macie pojęcia, jaki był piękny dzień! Słoneczny, ciepły, bezchmurny niby
niebo nad naszymi głowami. I nie macie pojęcia, jak człowiek mo\e paskudnie się
czuć dlatego, \e jest piękny dzień! Niewykorzystany dzień! Spaprany! Zmarnowany
na ponure sprawy, które powinny dziać się w deszczowe dni, i tak spisane na
straty.
Pedro po\yczył samochód od księ\nej. Obawiałam się, \e to będzie prototypowy
daimler benz ze szprychami w kołach, ale dzięki Bogu wóz okazał się - powiem wam
oględnie z uwagi na kryptoreklamę - nowym polskim lindą. Do wyboru był jeszcze
zwykły pazura, lecz w lindzie jedzie się wygodniej. Do Groblina mieliśmy kawałek
drogi, a\ nad morze.
Prowadził Pedro. Wzięłam ze sobą prawo jazdy, ale postanowiłam nie dotykać
samochodu księ\nej. Jeszcze coś zepsuję i do końca \ycia nie wyjdę z długów.
Wprawdzie to tylko linda, a nie schwarzennegger Gośki, ale nie wierzę w podwy\ki
w oświacie nawet na miarę lindy. Siedziałam na fotelu pasa\era w mojej letniej
mini, w bluzeczce z wycięciami na ramionach, gapiłam się przez okno na prace
\niwne i było mi z tym dobrze. To znaczy zle.
Zwłaszcza gdy w oko wpadał mi Pedro. Wyobrazcie sobie bruneta metr osiemdziesiąt
dwa w mojej kiecce maksi (która u niego wypada midi), w mojej koszuli nocnej
przerobionej na letnią bluzkę (bo w normalne bluzki się nie mieścił) i w moim
staniku pod spodem, zesztukowanym na plecach tasiemkami i wypchanym papierem
toaletowym (a i tak nie wyglądało, \e ta pedropodobna panienka ma piersi, gdy\
tułów był proporcjo-
114
nalnie za du\y). Do tego ruda peruka sylwestrowa trzymana przez opaskę
opuszczoną a\ na brwi, no bo przecie\ zrastające się nad nosem brwi to dla
kobiety koszmar. I silny makija\, puszczający w upale. I wielkie klipsy.
Gdybyście to zobaczyli, te\ nie byłoby wam do śmiechu. Właściwie posikalibyście
się ze śmiechu. Aleja nosiłam w sercu niezgłębiony \al.
Jak to tak? Całe \ycie marzyłam o facecie z jednodniowym zarostem, który to
zarost w razie potrzeby kazałabym mu zapuścić na poczekaniu. Tymczasem Pedra
musiałam ogolić do gołej skóry - i to wraz z nogami. No, nie ja dosłownie, sam
się ogolił, ale co za ró\nica? Wczoraj nie mogłam znieść myśli, \e jest
pokojówką, po której nawet nie było widać, \e nią jest, tymczasem dzisiaj rano
sama dobierałam Pedrowi damskie ciuszki, w których wyda się najbardziej kobiecy
pod słońcem. Czy to nie pachniało paranoją? Chryste, nie \yczę wam, \ebyście
kiedykolwiek zakochały się w gangsterze.
On znosił swoje przebranie lepiej ni\ ja. Wczoraj wybrzydzał, dziś stroił
śmichy-chichy. A mówi się, \e kobieta jest zmienna! To utwierdziło mnie w
przekonaniu, \e nawykł do maski, kostiumu, podwójnej twarzy, podwójnego \ycia,
podwójnej moralności. Nawet je\eli o tym chwilowo zapomniał. Czy znajdziecie
inne wytłumaczenie? Włó\cie kieckę, wypchany stanik, wypacykujcie się jak lalka
i wyjdzcie w tym na ulicę. Zobaczymy, czy będziecie się czuły komfortowo. Nie,
nie! Sorry! Wy będziecie się czuły jak trzeba, gdy\ jesteście kobietami. Ale
Pedro jest mę\czyzną! Idealnym! I nie zauwa\ałam, \eby męczył się w swoim
ubraniu. A raczej w moim ubraniu. Czasem tylko narzekał, \e stanik ma za ciasny.
Zwłaszcza to mnie denerwowało. Znacie mój obwód w biuście. Nie jest to Pamela
Anderson, ale wstydzić się nie mam czego. Pedro zaś ubolewał, jakby zetknął się
z niespotykanym kalectwem damskim. Ju\ o dziesiątej rano pragnęłam, \eby ten
dzień skończył się jak najprędzej. Tymczasem mieliśmy jeszcze sto kilometrów do
Groblina.
Zatrzymaliśmy się na parkingu przy motelu. Na śniadanie. Powietrze przestało
przewiewać kabinę, od razu zrobiło się duszno i dopiero wtedy poczułam ten
zapach.
115
- Czym tak się wypachniłeś? - zapytałam podejrzliwie Pe-dra. Jego pojęcie o
urokach kobiecości było stanowczo zbyt rozbuchane.
- Niczym - odpowiedział i pokazał na swój skromny biust: - Papier toaletowy jest
perfumowany. Wywietrzeje z czasem.
- Bo\e! - powiedziałam i ju\ nic więcej nie chciało mi się
mówić.
Zamówiłam jajecznicę i dziobałam ją widelcem. Pedro za to nie \ałował sobie. Bez
przerwy wołał kelnera. A mo\e jeszcze plasterek szyneczki, a mo\e galaretkę z
nó\ek, a serek, a korni-szonek, a rydzyk z octu, jak na wielkanocnym śniadaniu.
Czy on przejmował się wyjaśnieniem swojej przeszłości? To ja się tym
przejmowałam. Na wszystkim zostawiał ślady szminki, jakby miał na talerzykach
[ Pobierz całość w formacie PDF ]