[ Pobierz całość w formacie PDF ]

106 DUMA I PIENIDZE
 poinformowała go siostra.  Mówiła, że ma pilną
sprawę.
 Zadzwonię do niej pózniej. Coreen, jak się
czujesz?
 Znacznie lepiej, dziękuję  odparła. Patrzyła
na niego z rezerwą.  Jeśli chcesz, żebym wyje-
chała...
 Nie chcę  przerwał jej szorstko. Jego błękit-
ne oczy próbowały przyciągnąć jej spojrzenie, ale
ona nie dała się sprowokować. Przeniósł wzrok na
Sandy i uśmiechnął się.
 Zostawię was samych  powiedziała Coreen.
Nie zwracając uwagi na ciche zapewnienia Teda,
że nie ma potrzeby, by wychodziła, poszła do
swojego pokoju.
 A czego innego się spodziewałeś?  zapytała
Sandy, kiedy brat zaklął szpetnie. Stanął przy
oknie.  Coreen nie zaznała od mężczyzn niczego
poza cierpieniem.
Ted sięgnął po papierosa, ale Sandy wyjęła mu
go z ust i wrzuciła do kominka.
 Skończ z tym  powiedziała.  Jestem już
bardzo zmęczona pilnowaniem ludzi, którzy chcą
się zabić.
Spojrzał na nią.
 Nie jesteś moją opiekunką.
 Ale ktoś taki jest ci potrzebny  odparła. 
Dlaczego nie oddzwonisz do Lillian? Ona za tobą
szaleje, a między wami jest tak mała różnica
Diana Palmer 107
wieku, że nie powinieneś mieć wyrzutów sumie-
nia.
Zrozumiał tę aluzję.
 Może masz rację.  Odwrócił się od okna.
 Co zamierzasz dzisiaj robić?
 Planowałam spotkanie, ale je odwołam  od-
rzekła.  Nie zostawię cię sam na sam z Coreen.
Jego oczy zabłysły gniewnie.
 Tylko się nie wściekaj  ostrzegła go.  Ja ci
ufam, ale Coreen nie. Nie zauważyłeś, że ona się
ciebie boi?
 Co takiego?!
 Ona się ciebie boi, Ted  powtórzyła.  Mój
Boże, naprawdę tego nie widzisz?
Westchnął ciężko.
 Kiedyś było inaczej  powiedział.
 Owszem  przytaknęła.  Zanim wyszła za
mąż, w jej głowie nawet nie postała myśl, że jakiś
mężczyzna może się nad nią znęcać.
Włożył ręce do kieszeni.
 Bydlak!  warknął.  Ja mu współczułem,
a on opowiadał mi niestworzone historie, żeby mi
ją zohydzić, żebym trzymał się od niej z daleka
i nie dowiedział się, jak ją traktuje!
 Naprawdę by cię to obeszło?  rzuciła Sandy
z kpiącym uśmiechem.  Jesteś ostatnią osobą, do
której Coreen zwróciłaby się o pomoc.
Broda zadrżała mu pod wpływem bolesnych
wspomnień.
108 DUMA I PIENIDZE
 Wtedy czy teraz?  zapytał.
 A co to za różnica? Nawiasem mówiąc, nie
musisz już się martwić, że będzie na ciebie patrzeć,
kiedy pracujesz. Nie odważy się podejść do okna
nawet po to, żeby je otworzyć.
Mruknął coś pod nosem i wyszedł z pokoju.
Coreen na trzęsących się nogach wyszła na
dwór, by popatrzeć na konie. Wcześniej upewniła
się, że Teda nie ma w pobliżu.
Ubrała się w swoje własne dżinsy, jedyne, jakie
miała, tenisówki i luzną bluzkę. Było pochmurno.
Zastanawiała się, czy będzie padać. Spalonym
przez słońce pastwiskom bez wątpienia przydało-
by się trochę deszczu.
Zatrzymała się przy drzwiach stajni i zmarsz-
czyła brwi, ponieważ usłyszała głosy dobiegające
z głębi czystego, wyłożonego słomą korytarza,
który biegł na przestrzał od jednych otwartych
drzwi do drugich.
Kiedy zauważyła Teda, odwróciła się szybko
i ruszyła w stronę domu.
 Coreen!
Zatrzymała się. Popatrzyła na niego ostrożnie.
Miał na sobie kapelusz, brudne dżinsy ze skórza-
nymi ochraniaczami i wzorzystą koszulę. Jego
twarz była ponura. Jak zwykle był nie w sosie.
 Nie wiedziałam, że tutaj jesteś  usprawied-
liwiła się.
Diana Palmer 109
 Domyślam się  odrzekł z goryczą.  Wy-
chodzisz z pokoju, kiedy wchodzę, zostajesz
w swojej sypialni, dopóki rano nie wyjdę z domu,
nawet nie wychodzisz na ganek, jeśli wydaje ci się,
że jestem w pobliżu!
Zrobiła krok do tyłu.
 Nie!  Zaczerpnął powietrza, by pohamować
złość.  Nie odchodz  powiedział, zmuszając się
do tego, by mówić łagodnie.  Coreen, nie mam
zamiaru cię skrzywdzić  dodał, widząc jej napię-
cie. Skrzyżowała ręce na piersiach, obserwując go
czujnie, wręcz trwożliwie.
Zdjął kapelusz i otarł rękawem spocone czoło.
 Pamiętasz Amarilla, konia, którego pożycza-
ła ci Sandy? Został ojcem. Jego córka ma teraz dwa
lata. Nadaliśmy jej imię Topper. Chcesz ją zoba-
czyć?
Coreen odetchnęła.
 Tak  powiedziała po chwili namysłu.
Podał jej rękę.
 Chodzmy.
Podeszła do niego, ale nie podała mu dłoni.
Ted udał, że nie zauważył, że nie chce go dotknąć.
Teraz liczą się jej uczucia, nie jego. Zaprowadził ją
w głąb stajni, gdzie w dużym czystym boksie, przy
żłobie pełnym siana, stała piękna czarna klacz
z białą plamą na czole i białymi skarpetkami.
 Cześć, Topper  powitał ją Ted.
Otworzył drzwi boksu i skinął na Coreen, by
110 DUMA I PIENIDZE
weszła za nim. Musnął ręką aksamitne chrapy
i odwrócił łeb konia tak, by Coreen mogła go
pogłaskać.
 Jaka delikatna...  wyszeptała ze zdziwie-
niem. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • projektlr.keep.pl