[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- W porządku - odparła Alida i powiodła wzrokiem po stojących pod
ścianą pudełkach z książkami. - Ten wydawca przyjdzie tu jutro i
zdejmie mi ten garb z pleców. Chociaż jedna rzecz z głowy. Wychodzisz
już?
- Ja... Nie, jeszcze nie. Czekam na telefon. Ale ty już idz. Dobranoc.
- Dobranoc - powiedziała Alida z roztargnieniem.
W połowie drogi na parking Alida zatrzymała się i potrząsnęła głową.
Wyszła z biura bez teczki z papierami, którą miała się zająć w domu. Jej
mózg zdecydowanie nie pracował na pełnych obrotach. Odwróciła się i
RS
87
powlokła do hotelu. Wchodząc w otwarte drzwi pokoju Lisy, usłyszała
najpierw dzwonek telefonu, potem entuzjastyczne powitanie Lisy.
- Cześć, Paul-Anthony - mówiła. - Czekałam na twój telefon i
doskonale trafiłeś. Alida właśnie wyszła z hotelu.
Alida zatrzymała się gwałtownie.
- Nie - ciągnęła Lisa. - Nic nie podejrzewa, jestem pewna. Bardzo
uważałam na to, co do niej mówię.
"Wielkie nieba" - pomyślała Alida, zamykając oczy, gdy świat
zawirował jej przed oczami.
- Tak, wiem, że Alida bardzo się przejmuje tymi książkami - mówiła
Lisa - ale niedługo już nie będzie miała czym. Masz mój klucz do biura,
prawda?... Tak, tak, doskonale. Zwietnie nam idzie razem, Paul-Anthony.
Pogadamy pózniej... Tak, ja ciebie też. Na razie.
Usłyszawszy, że Lisa odkłada słuchawkę, Alida okręciła się na pięcie
i pognała korytarzem, niewiele widząc przez łzy. Gdy dopadła
samochodu, ruszyła błyskawicznie sprzed hotelu, zaciskając na
kierownicy palce, aż zbielały.
Nie chciała myśleć. Pędziła, ledwie zauważywszy jak pełne
samochodów są jezdnie. Nie wiedziała, gdzie jedzie i nie chciała
wiedzieć.
Po prawie godzinie włączyła kierunkowskaz, zjechała z autostrady.
Kilka minut pózniej zajechała na jakiś parking i wyłączyła silnik. Miała
wrażenie, jakby się budziła ze snu. Dojechała na plażę, na której
pierwszy raz spotkała Paula-Anthony'ego.
Na drżących nogach przeszła przez plażę ku morzu. Spojrzała na
spokojny ocean, potem na niebo mieniące się barwami zachodu. Poszła
wzdłuż plaży, oparłszy dłoń na wystającym brzuchu.
"Lisa i Paul-Anthony" - zmusiła się, by pomyśleć. Wszystko było
teraz przerażająco jasne. Paul-Anthony chciał dziecka. Jeśliby ją
poślubił, pewnie postarałby się o rozwód natychmiast po jego urodzeniu,
używając swoich wpływów i pieniędzy, by odebrać jej dziecko. A ona,
nie mając pieniędzy i zródła utrzymania, byłaby bezsilna. To Paul-
Anthony i Lisa wyreżyserowali te wszystkie problemy z konferencją
pisarzy.
I teraz Paul-Anthony wyniesie książki z jej pokoju! Zwietnie im szło
razem, jak powiedziała Lisa, a ona nic nie podejrzewała. "Ja ciebie też" -
zamruczała wtedy Lisa w telefon. Czy się kochali? Tak, to by się
zgadzało. Pasowało jak kawałek jakiejś skomplikowanej makabrycznej
układanki.
RS
88
Alida zatrzymała się, dotknęła ust drżącymi palcami i łzy popłynęły
jej z oczu.
Zdradzona. Została zdradzona przez mężczyznę, którego odważyła się
pokochać. Boże, taka z niej idiotka. Stała tu swego czasu w Prima Aprilis
i tak jak dziś twierdziła to samo.
I to była prawda. Znowu pokochała i znowu przegrała. Jej duszę
przeszywał potworny ból. Czas mijał niepostrzeżenie, zapadła ciemność,
a Alida stała samotna, opanowana cierpieniem.
Zimny wiatr powiał od morza i zadrżała, pozwalając, by chłodne
powietrze przerwało tok myśli. Starła łzy z twarzy i podniosła dumnie
brodę.
"Paul-Anthony nie zabierze tych książek - pomyślała w nagłej fali
gniewu. - Paul-Anthony nie zabierze też dziecka."
Szybko wróciła do samochodu i pojechała w stronę hotelu, bębniąc
niecierpliwie palcami po kierownicy za każdym razem, gdy musiała
stanąć na czerwonym świetle.
Wściekłość zagłuszyła na moment jej ból. Z furią zdradzonej kobiety
postanowiła ochronić te książki i swoją karierę. Z furią matki
postanowiła ochronić swoje dziecko.
Już w hotelu Alida szybko obejrzała parking i stwierdziła, że nie ma
już na nim samochodu Lisy. Wewnątrz znalazła drzwi pokoju Lisy
dobrze zamknięte. Weszła do pokoju i zamknęła drzwi na zasuwę. Nie
zapalając światła, weszła do pokoju. Znowu zamknęła za sobą drzwi i
stała, dopóki jej wzrok nie przyzwyczaił się do ciemności. Potem
zobaczyła, że książki, stoją, jak stały pod ścianą.
Przez następne dwie godziny otaczały ją wspomnienia cudownych
chwil, które spędziła z Paulem-Anthonym. Oczami duszy widziała jego
piękną twarz, uśmiech, oczy błękitne jak niebo. Słyszała śmiech, głęboki
tenor głosu, gdy mówił, "Kocham cię, Alido".
Wiedziała, że te wspomnienia będą skarbem, z którego będzie
czerpać, gdy Paul-Anthony odejdzie. Teraz jednak były natrętne,
przypominały o jej głupocie.
Alida położyła ręce na brzuchu, starając się usilnie skupić na dziecku,
na jej dziecku. Ale nawet dziecko nie mogło jej przynieść ukojenia.
Zesztywniała nagle, słysząc hałas przy drzwiach wejściowych. Wstała
z krzesła i cicho przesunęła się ku ścianie obok drzwi, przyciskając rękę
do bijącego dziko serca.
Ktoś włożył klucz do drzwi jej pokoju i musiała sobie przypomnieć,
że czas wziąć oddech, gdy poruszyła się klamka. Drzwi otworzyły się
RS
89
wolno i potok światła zalał pokój. Zamrugała oczami, próbując się do
niego przyzwyczaić.
Drzwi zamknęły się, ukazując mężczyznę, który je otworzył. Szloch
przyczaił się w gardle Alidy.
- Paul-Anthony - powiedziała. Zmęczenie i smutek zabrzmiały w jej
głosie.
Odwrócił się, wyraznie zaskoczony, że ją widzi. Zamknął drzwi i
poszedł w jej stronę. Cofnęła się o krok.
- Alido, na Boga Ojca - powiedział. - Cóż tu robisz w tych
ciemnościach? - Przerwał na moment. - Książki, tak? Próbujesz chronić
książki, tak?
- Tak! - krzyknęła. - Próbuję je chronić przed tobą, Paulu-Anthony
Paytonie.
- Co?
- Proszę cię, nie obrażaj mnie jeszcze bardziej, udając że nie masz
pojęcia, o czym mówię. Słyszałam twoją rozmowę z Lisą. Miała rację,
nic nie podejrzewałam, wtedy nie. Ale teraz widzę całą ohydną prawdę.
Przegraliście, Lisa i ty, nie tkniecie książek.
- Myślisz, że tu przyszedłem, żeby... Alido, do diabła!
- Do diabła z tobą, Paul-Anthony! Nic cię nie zatrzyma przed
dochodzeniem do celu, prawda? Miałeś plan za planem, próbowałeś mnie
przekonać o swej miłości i żaden z tych planów się nie udał. Sięgnąłeś
więc po cięższą broń i znalazłeś partnera w Lisie. Jest zraniona i zła na
mnie, bo uważa, że nie potraktowałam jej jak przyjaciółka. Bardzo jej się
[ Pobierz całość w formacie PDF ]