[ Pobierz całość w formacie PDF ]

przeciętni śmiertelnicy, tacy jak Rodney Waltharnstone, na których kosmos
nie mógł nie wywrzeć obezwładniającego skutku. Sytuacja była dobrze
znana i już dziesięć lat temu nazwaną ją Syndromem Bestara (od nazwiska
sławnego psychodynamika).
55
W kosmosie brakuje, i to w stopniu skrajnym, wszelkich podstawowych
symboli niezbędnych ludzkiemu umysłowi. Nie trzeba nawet od razu bez
zastrzeżeń zgadzać się z sądem francuskiego filozofa Deutcha, iż
wszechświat i umysł to dwa przeciwne bieguny całości, aby sobie
uprzytomnić, że podróż kosmiczna nakłada na podróżnika wielkie napięcie
i że może on wrócić na Ziemię, pragnąc za wszelką cenę normalności,
którego to pragnienia nie sposób zadowolić w legalny sposób. Jeśli
zaakceptujemy ten fakt, powinniśmy zmienić prawo, a nie ludzki umysł.
Bo człowiek nie dla siebie, lecz dla innych leci w nieskończone gwiezdne
głębie, niech zatem prawo pozwoli mu bezpiecznie wrócić na Ziemię .
Na ostatnie słowa obrońcy zareagowano śmiechem.
 A jaki symbol  kontynuował obrońca  ma potężniejszy wpływ na
ludzki umysł niż dom, symbol rodzinnego gniazda, schronienia przed
wrogim światem, przed samą cywilizacją? Dlatego w omawianej sprawie
włamania, nieszczęsnej i przypadkowej... choć właściciel domu otrzymał
cios pałką... sąd powinien rozumieć, że oskarżony poszukiwał jedynie
symbolu. Przyznał się oczywiście, że wcześniej spożył nieco napoju
wyskokowego, ale Syndrom Bestara pozwala się domyślać... .
Sędzia przychylił się do argumentów obrony, dodał jednak
równocześnie, iż jest już zmęczony kosmicznymi szeregowcami, którzy
powracając na Ziemię, traktują Anglię niczym dziewiczą planetę do
podbicia. Trzydzieści dni za kratkami powinno uzmysłowić młodzieńcowi,
jak znaczna jest różnica między tymi dwoma światami.
Sąd odroczył sprawę na czas lunchu, a zapłakaną panią Florence
Walthamstone wyprowadzono z sądu do najbliższego pubu.
* * *
 Hank, kochany, tak naprawdę to chyba nie zamierzasz się przyłączyć
do Korpusu Kosmicznego, co? Nie odlecisz znów w przestrzeń, prawda?
 Już ci mówiłem, najdroższa, że lecę w identyczny lot jak ten w
Korpusie Badawczym.
 Nigdy nie zrozumiem was, mężczyzn, choćbym żyła tysiąc lat. Co tam
56
daleko tak bardzo cię pociąga? Co masz z tych lotów?
 Do diabła, w ten sposób zarabiam na twoje życie. To lepszy sposób
niż praca biurowa, zgodzisz się? Jestem bystrym facetem, kochana, nie
widzisz tego? Zdałem wszystkie niezbędne egzaminy, ale w Ameryce
panuje dziś straszna konkurencja...
 Ale co z tego masz? O to pytam.
 Powiedziałem ci, mam szansę awansować na kapitana. Pozwolisz mi
teraz trochę odpocząć, co?
 Nie chciałam podejmować tego tematu.
 Nie chciałaś? Rany, co ty sobie myślisz? Czasami mi się zdaje, że
mówimy różnymi językami.
* * *
 Kochanie. Najdroższa! Najdroższa, nie sądzisz, że już czas wstać?
 Hmm...?
 Jest dziesiąta godzina, kochanie.
 Hmm... Wcześnie jeszcze.
 Jestem głodny.
 Zniłeś mi się, Gussie.
 O jedenastej mieliśmy wsiąść na prom do Hongkongu, pamiętasz?
Zamierzałaś dziś szkicować, pamiętasz?
 Hmm. Pocałuj mnie znowu, kochany.
 Och, kochanie.
57
Rozdział szósty
Główny Dozorca miał rzadkie, siwe włosy, które ostatnio zaczął tak
zaczesywać, by wychodziły wszędzie spod spiczastej czapki. Pasztor był
jego szefem już od długiego czasu  został nim znacznie wcześniej, niż
dozorca zaczął mieć kłopoty z porannym schodzeniem po schodach,
jeszcze przed wyprawą do lodowatych klifów Lodowej Półki Rossa.
Nazwisko dozorcy również przypadkiem brzmiało Ross, Ian Edward
Tinghe Ross.
Wszedł Bruce Ainson i Ross żartobliwie mu zasalutował.
 Dzień dobry, Ross  zagaił Odkrywca.  Jaką mamy dziś sytuację?
 Od samego rana zaplanowano dużą konferencję, proszę pana. Dopiero
co zaczęli. Pan Mihaly oczywiście w niej uczestniczy, jest z nim trzech
językoznawców: doktor Bodley Tempie wraz z dwójką asystentów, poza
tym statystyk... zapomniałem jego nazwiska, mały facet z pokrytą
brodawkami szyją, na pewno go pan nie przeoczy, oraz jakaś pani
naukowiec, jak sądzę, poza tym ten oksfordzki filozof, Roger
Wittgenbacher, nasz amerykański przyjaciel, Lattimore, pisarz Gerald
Bone... hmm... i któż jeszcze?
 Dobry Boże, jest ich zatem z tuzin! Co tu robi Gerald Bone?
 To przyjaciel pana Mihaly ego, z tego co zrozumiałem, proszę pana.
Wydał mi się bardzo miłym człowiekiem. Szczerze mówiąc, wolę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • projektlr.keep.pl