[ Pobierz całość w formacie PDF ]

rzenia, odezwał się odwieczny instynkt.
 Czy w tym zródle przypadkiem nie bulgocze bieluń albo szalej?  spyta-
łam cierpko.  Co to za jakaś Urszulka gotuje ci knedle?
Mój mąż był człowiekiem interesu. Nie drgnął, nie zmienił się na twarzy, jeśli
coś mu w środku na moment skamieniało, odczułam to wyłącznie tajemniczym
psim węchem. Zlekceważonym zresztą, nie uwierzyłam we własny psi węch. Ko-
biety wierzą w to, w co chcą wierzyć.
 A cóż to ma do rzeczy?  spytał chłodno i spokojnie.  Rozmawiamy
o twoim postępowaniu, a nie o przepisach kulinarnych.
 To ma do rzeczy, że ja ci nie truję kretyńskimi, anonimowymi telefonami.
Nie zamierzam poważnie traktować obelżywych insynuacji, szkoda, że ty się im
poddajesz. Miałam wrażenie, że znamy się niezle, doskonale wiem, że nie jesteś
dziwkarzem i nie latasz za jakimiś ponętnymi panienkami, sądziłam, że równie
dobrze wiesz, że nie jestem pijaczką i debilką. Ktoś stara się wyrobić mi taką
opinię, odgaduję to bez trudu, nie darmo od paru lat stykam się z gorszą stroną
40
życia, ale ciebie akurat uważałam za ostatniego człowieka, który mógłby w to
uwierzyć. I ciągle nie rozumiem. . . Skąd ty to bierzesz i o co tu chodzi?
 Może właśnie o kompromitację. Pytanie, czyją?
Psi węch strzelał mi nosem i uszami wbrew mojej woli.
 Czy ty w ogóle znasz jakąś Urszulkę?
Jego wahanie było tak krótkie, że gdyby to był obcy świadek i gdybym nie
była zaangażowana osobiście, nie dostrzegłabym go.
 Urszula Biełka jest moją sekretarką. Pracuje normalnie i robi to, co powin-
na.
 Rozumiem. Parzy ci kawę, załatwia korespondencję, obsługuje komputer,
przynosi z domu knedle. . .
Po słowach  obsługuje komputer psi węch ponownie złapał cień śladu. Jakby
mu wionęło jednym lekkim podmuchem. Potraktowałam cień sceptycznie, sądzi-
łam raczej, że spóznił się i miało to być po knedlach.
 Owszem, zdarzyło się raz, że przyniosła z domu knedle. Bardzo się przyda-
ły, bo miałem konferencję za konferencją i żadnych szans na posiłek. Przewidziała
to, jako sekretarka znała doskonale mój dzień pracy.
 Perła, znaczy  zaopiniowałam, mając nadzieję, że obiektywnie. Same
knedle w końcu nie stanowią o życiu.  Wyciągam wniosek, że ktoś chce pozba-
wić cię tej sekretarki, może w celu wepchnięcia się na jej miejsce, i ma nadzieję,
że zacznę ci robić awantury, które zmuszą cię do zmiany personelu. Nie, tego mo-
żesz się nie obawiać. Co natomiast, i kto, chce osiągnąć, szkalując mnie w debilny
sposób, nie potrafię odgadnąć. Przynajmniej na razie.
Nie uwierzył mi. Coś, gdzieś, w moim wnętrzu krzyczało, że własny mąż mi
nie wierzy, ale cała reszta nie uwierzyła, że mi nie wierzy. Te wszystkie wierze-
nia prawdopodobnie nieco mnie skołowały, poza tym naprawdę miałam mnóstwo
pracy i okropnie mało pieniędzy, zależało mi na awansie, wśród szczebli, pozio-
mów i powiązań licznych przestępców musiałam lawirować wręcz artystycznie
i nie miałam głowy do wnętrza, duszy i kobiecych instynktów.
Nie poszłam do szkoły na wywiadówkę. Piotruś był w pierwszej klasie, a czy-
tać i pisać umiał już dawno, wydawało mi się, że da sobie radę i bez mojej wizyty,
i pózniej okazało się, że brak mnie zauważono wystrzałowo, bo miałam zostać
zatrudniona przy czymś tam w jakimś komitecie. Rzeczywiście, jeszcze mi było
komitetów potrzeba, szczególnie w obliczu aktualnego, prymitywnego bandziora,
który prokuratorowi, to znaczy mnie, solennie obiecał kęsim.
W spodniach chodziłam rzadko. Nie wiadomo dlaczego, kiecka wydawała mi
się stosowniejsza w pracy, nie PAN prokurator, tylko PANI prokurator. Nie toleru-
jąc rozszalałego feminizmu, szanowałam jednak różnicę płci i portki nosiłam tam,
gdzie miały sens. W plenerze, w górach, przy generalnym sprzątaniu i skakaniu po
drabinkach, gdybym pracowała, na przykład, na budowie, zapewne nosiłabym je
codziennie, w palestrze nie. Superspodniumów nie miałam wcale, posiadałam jed-
41
ną jedyną wieczorowo-wizytową sukienkę, z czarnego weluru, rozszywaną sub- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • projektlr.keep.pl