[ Pobierz całość w formacie PDF ]

postanowił przerzucić się na zaziemskie budownictwo. W architekcie ocknął się instynkt
zawodowy. Rozpłomieniony, z wypiekami na twarzy, wiernie odtwarzał linie z muru na
odwrotnej stronie odbitek, dostarczonych mu z kontrolowanej budowy. Bezeciarz z owej budy
znalazł się na rynku jako jeden z pierwszych i gorliwie służył pomocą. Historyk nie marudził, nie
protestował i nie stwarzał trudności, trzymał się tylko architekta wręcz kurczowo, postanowiwszy
sobie nie wypuścić z rąk bezcennych materiałów.
Szalejącego wśród tłumu sekretarza redakcji odnalazł jeden z panów, piastujących w
dłoniach mocno już zdewastowane bukiety w opakowaniu z gazet.
- Panie Krzysztofie - rzekł półgłosem - tu jest jeden profesor, fizyk zdaje się, ze swoimi...
Własne zdjęcia zrobili...
Sekretarza redakcji jakby ktoś oblał zimną wodą.
- Bóg ci zapłać - szepnął. - Ktoś jeszcze co wie?
- Tam chyba Jędruś trochę wyłapał. Ale widzę, że dopadł Januszka...
Sekretarz redakcji obejrzał się na fotoreportera. Fotoreporter kiwał głową, w skupieniu
słuchając słów innego pana z bukietem. Sytuacja rozwijała się w kierunku niekoniecznie
pożądanym.
Monstrum przy ścianie budynku kontynuowało twórczość na murze. Ze skłębionych
dookoła widzów wypchnął się fotoreporter i stanął tuż za jednym z potworów.
- Zaczynajcie się zmywać - polecił przenikliwym szeptem. - Zdaje się, że zaczyna być
gorąco. Bez pośpiechu, ale bliżej maszyny...
Potwór, zawierający w sobie doradcę do spraw technicznych, odpoczywającego po
wysiłkach, zakołysał się gwałtownie.
- Pan się odsunie! - krzyknął nerwowo ktoś z tłumu. - Nie dają do siebie podchodzić!
Fotoreporter cofnął się pośpiesznie, monstrum zaś zbliżyło się do pozostałych i
przytknęło łeb do ich bani. Grafikowi skończyła się wreszcie kreda, porzucił zatem twórczość i
po chwili wszystkie trzy istoty ruszyły powoli i godnie w kierunku pojazdu. Tłum przemieszczał
się razem z nimi.
Sekretarz redakcji na wszelki wypadek ukrył mikrofon w wewnętrznej kieszeni marynarki
i wyglądał jak zwyczajny człowiek. Historyk policzył już kropki, podążył za potworami i znalazł
się obok niego.
- Bo widzi pan, to może być cywilizacja odległa od nas o setki lat świetlnych -
kontynuował z rozpędu kwitnącą w nim myśl. - Możliwe, że to, co widzą od siebie... gdyby
mogli zobaczyć cokolwiek... to ziemia we wczesnym stadium rozwoju... może dinozaury...
Sekretarz redakcji odwrócił się ku niemu, niedbale odchylając klapę marynarki.
- I myśli pan, że lecieli do nas przez cały ten czas? - spytał z podejrzliwym
zainteresowaniem. - Młodo wyglądają, jak na te tysiące lat.
- No, ewentualnie Zredniowiecze - zreflektował się historyk. - Jednak rok to rok, z tym się
zgadzam... Ale przelecieć mogli w ciągu jednej sekundy!
- Wydaje mi się, że pan przesadza. Schodzili do lądowania ładne parę minut.
- Do lądowania tak, to już w naszej atmosferze. Ale odległość od siebie mogli przebyć na
zasadzie przemiany energii w materię i odwrotnie...
Sekretarza redakcji płomienne, acz nieco mętne wypowiedzi historyka zainteresowały do
głębi trzewi. Prawie poczuł emocje w śledzionie, a już jego przysadka mózgowa zgoła strzeliła
iskrami. Otworzył usta, żeby zadać tysiące pytań równocześnie, wchłonąć w siebie obce, a tak
bliskie mu poglądy, ale w tym momencie dotarł do niego fotoreporter, chwycił za łokieć i
odciągnął na ubocze.
- Jadą prawdziwi naukowcy! - wysyczał mu w ucho. - Wysłani przez brzmwtysm...
Podobno na siłę. Cynk poszedł z ambasady...
Sekretarz redakcji wzdrygnął się silnie i po raz pierwszy przyszła mu do głowy myśl o
reperkusjach politycznych. Jego rozognione wnętrze poczuło jakiś mrozny powiew. Zawahał się,
bo z jednej strony dzika namiętność nie chciała opuścić stanowiska, z drugiej zaś realna grozba
zaryczała mu nad głową posępnym głosem. Mignęła mu jeszcze krótka ponętna wizja ucieczki, w
razie czego, przez zieloną granicę, ale niedostateczna znajomość języków obcych zgasiła ją w
zarodku. Dogadać się mógł, pisać wykluczone, a ostatecznie był dziennikarzem i nie miał chęci
zmieniać zawodu. Z głębokim żalem zrezygnował z historyka, zawistnie spoglądając na
architekta, człowieka o profesji międzynarodowej, który na języki obce mógł pluć i kichać. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • projektlr.keep.pl