[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Ruth usłyszała wystrzały, ale żaden nie trafił w ścianę ani w okno. Ujęła rugera w lewą
dłoń, wiedząc, że ma niewielkie szansę, by trafić w cel. Jednak gniew nie pozwolił jej
zrezygnować.
Wyjrzała ostrożnie. Jakiś mężczyzna biegł przez polanę. Wymierzyła i strzeliła, ale
od razu wiedziała, że zbyt gwałtownie nacisnęła spust i strzeliła za wysoko. Jednak gdy
spojrzała, tamten leżał twarzą do ziemi; jego ciałem wstrząsały drgawki. Następnych
dwóch wybiegło z szopy, strzelając z karabinów. Zanim zdążyła podnieść pistolet,
obaj leżeli w piachu jak ścięci. Próbowała odgadnąć, co się dzieje, rozglądając się za
kolejnymi celami.
Ale nie widziała żadnego. Usłyszała jeszcze jakieś strzały w głębi lasu.
A potem zapadła cisza, taka jak po burzy albo pokazie sztucznych ogni. Absolutna
cisza.
Jednak nie, bo coś ją zakłócało: głosy nawołujących się ptaków. Ich dzwięk niósł się
daleko po lesie. Nie trwał jednak długo. Po chwili las znów pogrążył się w ciszy. Ruth
poczuła ból w ramieniu. Odwróciła się do towarzyszy.
216
Gail leżała koło regału na książki, a Mark siedział obok i trzymał ją za rękę. Zakrył
jej głowę dżinsową marynarką. Ruth popatrzyła na ciemnoczerwoną krew i wiedziała,
że kobieta nie żyje.
Głowa Yoshiego spoczywała na kolanach Jasona. Lisa trzymała przy jego piersi
poplamiony tampon chirurgiczny. Agnes klęczała przy Marku. Yoshi miał oczy
skierowane w górą. Mówił do Jasona niskim, napiętym głosem. Ruth pochyliła się, żeby
słyszeć jego słowa.
Gail ocaliła mi życie. Poświęciła się... Kochała mnie.
Na twarzy doktora malował się bezgraniczny smutek.
Tak potwierdził mocnym głosem. Ocaliła ci życie. Nie sposób głębiej
wyrazić miłości.
Ruth poczuła ucisk w gardle. Wiedziała, że Yoshi też umrze, i to niedługo.
Nie czuję się już sierotą, Jasonie powiedział Japończyk.
Jason podniósł jego głowę, oddychając ciężko. Popatrzył przyjacielowi w oczy.
Już nigdy nie będziesz sierotą.
Czas jakby zatrzymał się na chwilę. Yoshi westchnął głęboko.
Jason delikatnie zamknął mu oczy.
Lisa podniosła wzrok. Po raz pierwszy ujrzała łzy na twarzy męża.
Agnes przerwała milczenie.
Co tam się stało? spytała.
Nie wiem odparła Ruth. Po prostu nie wiem... Lepiej spróbuj dodzwonić się
do mamy.
48
Lucille Ling spoglądała na zegarek z rosnącym zniecierpliwieniem. Takim samym
spojrzeniem powitała kapitana Givensa wracającego z kabiny pilota. Komandos
przypiął się do uchwytu.
Skąd takie opóznienie? spytała Lucy, kiedy usiadł.
Mamy przeciwny wiatr, silniejszy niż przypuszczaliśmy. Będziemy tam za trzy
minuty.
Rozejrzał się po swoich podwładnych.
Jeszcze trzy minuty, chłopcy!
%7łołnierze zaczęli się przygotowywać do akcji.
Pilot obserwował wyrastający na wprost grzbiet. Pociągnął lekko drążek i ciężka
maszyna skierowała się nieco w górę.
Nagle usłyszał potężny grzmot i niemal w tej samej chwili zobaczył pióropusz dymu
i odłamków wyrastający ponad szczytem wzgórza. Poczuł falę uderzeniową; z trudem
opanował stery. Zrozumiał, że gdyby znalezli się po tamtej stronie, Marynarka Wojenna
musiałaby zamówić dwa nowe śmigłowce. Pilot znał się jednak na swojej robocie.
Zatoczył niski łuk i zawisł tuż nad krawędzią wzgórza, żeby zerknąć na drugą stronę.
Ujrzał olbrzymi krater spowity chmurą pyłu.
Chryste! jęknął drugi pilot.
Co to było, do cholery? zapytał z tyłu Givens, dysząc ciężko.
Pilot wskazał olbrzymie rumowisko.
To był nasz cel, kapitanie.
Givens otworzył usta ze zdumienia. Spojrzał na krater.
Wielki Boże! A więc to nie wy?...
Ależ skąd, kapitanie! Nie mamy broni na pokładzie. Poza tym, tego nie dokonałby
żaden śmigłowiec.
Givens zebrał myśli.
Dobra. Siadajmy jak najszybciej i połączmy się z bazą.
Lucille Ling stała i patrzyła na gruzy NAZL. Teraz mogła tylko rozpaczać. Komandosi
stali w grupkach i ze zdumieniem przyglądali się rumowisku. Kapitan Givens siedział
w kabinie z pilotami. Drugi śmigłowiec kołował w górze, poszukując śladów życia.
Lucy wzięła się w garść i machinalnie włączyła komórkę. Właśnie zastanawiała się,
do kogo najpierw zatelefonować, kiedy aparat sam zadzwonił.
218
Po chwili Lucy pędziła jak szalona do helikoptera, wrzeszcząc na całe gardło.
Wsiadajcie z powrotem!... Prędko!
Została w kabinie razem z Givensem i pilotami. Nie protestowali.
Około czterdziestu kilometrów na pomocny zachód. Dość duży drewniany
budynek na polanie, gdzie jest miejsce do lądowania dla wojskowego śmigłowca.
Kazałam jej zapalić ognisko, żebyśmy widzieli dym.
Bardzo mądrze pochwalił pilot.
Lećmy tam jak najszybciej!
Pół godziny pózniej dwa śmigłowce stały na środku polany niczym dwa ogromne
tropikalne owady. Większość marines przeszukiwała las. Pozostali umieścili ciała Gail
i Yoshiego w specjalnych workach i ostrożnie przenieśli do helikoptera; następnie
pod czujnym okiem Jasona zanieśli Apolla do drugiej maszyny. Chłopiec nadal
[ Pobierz całość w formacie PDF ]