[ Pobierz całość w formacie PDF ]

grzejącego i bez tej wody pojącej...
Wyprostował pochyloną jej kibić i objął ją ramionami.
 Idz jutro do miasteczka, mszy świętej wysłuchaj, spowiadaj się, a po nabożeństwie do
mojej siostry Hanuli, co tam za mężem, za felczerem jest, zajdz i rozpytaj się u niej, czy do-
brze by mnie było w miasteczku osiąść... Znaczy, z rzemiosłem moim osiąść... czy tam ko-
wala potrzebują... a jeżeli tam nie potrzebują, to ja sobie może zgodzę się w tym dworze, do
którego jutro o robotę umawiać się pójdę. Wielki dwór i wielki majątek... zawsze kowal tam
był, a teraz nie ma, może mnie zechcą. Chciałbym ja z tobą na odpust pojechać, ale do tego
dworu trzeba... To idz ty już sobie jutro w swoją drogę, a ja pójdę w swoją, a potem nie ba-
wiąc babulę i dzieci na wóz zabierzem i h a j d a, w drogę! Ot tobie i droga zamierzana. Pój-
dziesz ty w świat lepszego szczęścia u ludzi szukać, tylko nie sama jedna, ale ze mną, z ba-
bulą i ze wszystkimi dziećmi, i z moją pracą także, z której wszędzie dobry kawałek chleba
wyniknie...
 Dziękuję, Michałku, oj, dziękuję tobie za wszystką twoją dobroć... %7łebym tak mogła, to
zdaje się, cała bym przemieniła się w dziękowanie...
VII
W miasteczku o sześć wiorst od Suchej Doliny odległym, przez cały ranek świąteczny nad
wielkim gwarem targowego rynku biły rozgłośne dzwony kościelne. Na rynku ludzi było jak
mrowia i wszelkich zwierząt mnóstwo. Sprzedawano tam i kupowano: konie, krowy, woły,
cielęta, zboże, płótna, jaja i mnóstwo innych produktów małej własności. Sanie stały tam przy
saniach dotykając się szczelnie albo nawet płozami na płozy wjeżdżając, zwierzęta i ludzie
stłaczali się w ruchome kłęby, krzyk rozmów, kłótni, przekleństw, targów, rżenia koni, rycze-
83
nia bydła był ogromny i wielka pstrokacizna ubiorów i twarzy męskich i kobiecych, chłop-
skich, żydowskich i małoszlacheckich. Czterej Dziurdziowie przybyli też na targ, każdy ze
swoim. Piotr i Klemens przywiedli na sprzedaż konia i krowę, Stepan dwuletniego wolika, a
Szymon przywiózł parę ośmin żyta i grochu. Wszystko jedno: opiszą i sprzedadzą, lepiej mu
więc było chwytać i na swoją korzyść sprzedawać, co się dało. Mnóstwo ludzi po zmówieniu
kilku pacierzy odprawiało baby do kościoła i zostawało przy swoich saniach i towarach. Piotr
dobro swoje powierzył pieczy syna, a sam skierował się ku niewielkiemu białemu kościołowi,
z którego szczytów leciała muzyka dzwonów, a z wnętrza dochodziły chóralne śpiewy towa-
rzyszące procesji.
W nieobszernej kruchcie ścisk był taki, że powolny i uroczyście nastrojony chłop zaledwie
zdołał przebić się do kościelnego progu i parę kroków jeszcze dalej postąpić. Tu szerokie ple-
cy w kożuchach stanęły już nieprzepartym murem, lecz poprzez kudłate czupryny męskie i
nad kobiecymi, odświętnie ustrojonymi głowami mignęło mu złoto niesionej pod baldachi-
mem monstrancji, zapąsowiały pelerynki kościelnej służby, błysnęły płomyki świec, górą
frunęły chorągwie. Organy grały i kilkaset głosów chórem śpiewało. Piotr chciał uklęknąć, ale
z powodu ścisku uczynić tego nie mogąc głowę pochylił i pięścią ściśniętą potężnie bił się w
piersi.
 Ojcze niebieski, królu ziemski, odpuść nam ciężkie grzechy nasze...
Modlitewkę tę wymyślił sobie sam w porze owej, gdy go skrucha wielka za krzywdę mat-
ce zrządzoną ogarniała, i odtąd powtarzał ją zawsze, ilekroć był już bardzo nabożnie usposo-
bionym. Rozpoczęła się suma. Piotr ze schylonym nieco grzbietem wzniósł oczy w górę i
wpatrzył się w widziane ponad głowami tłumu rzezby wielkiego ołtarza. Były to jakieś gip-
sowe wieńce i arabeski, nad którymi stało kilka drewnianych posągów z krzyżami, z wielkimi
księgami, z rękami powyciąganymi groznie, błogosławiąco lub modlitewnie. Oczy chłopa
napełniły się miękkim zamyśleniem, usta jego poruszać się przestały. Przypomniał może
wszystko, co kiedykolwiek na ten sam ołtarz patrząc przecierpiał i uprosił  skruchy i trwogi
swego sumienia, choroby synów, zgryzoty wszelkie i pociechy a uspokojenia. Może też nad [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • projektlr.keep.pl