[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zajmiemy. Annie nam pomoże, bo jeszcze na trochę zostaje.
- Naprawdę? - wykrzyknęła uradowana Xandra. - Cudownie! Razem ubierzemy
choinki.
- Z przyjemnością - odparła Annie, lecz patrzyła nie na dziewczynę, a na George'a.
Potem zwróciła się do pana Saxona: - Naprawdę lepiej słuchać lekarza. Jeśli za wcześnie
wyjdzie pan ze szpitala, niewykluczone, że wróci pan tutaj na same święta.
Starszy pan zastanowił się chwilę, potem, widząc ich złączone dłonie, uśmiechnął
się z satysfakcją.
- Może ma pani rację, Annie. Dzień albo dwa dłużej chyba mnie nie zabiją.
- Zbierajmy się, Xandro - odezwał się George. - Mike przyjedzie o czwartej po
bentleya.
Xandra zeskoczyła z łóżka i uściskała dziadka.
- Bądz grzeczny - rzekła. - I nie daj babci siedzieć tutaj za długo. Wczoraj była tak
zmęczona, że nic nie jadła.
- Naprawdę? - Pan Saxon pokręcił głową. - Obiecuję wysłać ją dziś wcześniej do
domu. Dziękuję, że troszczycie się o babcię - dodał, kiedy wychodzili.
R
L
T
- George - Xandra zwróciła się do ojca - podrzucisz mnie do centrum? Wrócę au-
tobusem.
- Uzgodniliśmy już, że nie ruszasz się z domu - odparł George.
- Tak, ale chcę załatwić coś nie dla siebie, ale dla nas wszystkich. Mamy światła
tylko na choinkę w domu. Potrzebujemy jeszcze dodatkowe na tę na dworze. Annie mo-
głaby zostać ze mną i pilnować, żebym nie zaszalała.
- Właściwie to chętnie wybrałabym się na zakupy - odezwała się Annie. - Spako-
wałam minimum rzeczy. Będę się starała, żeby żadna z nas nie zaszalała - zapewniła po-
spiesznie - chociaż nie mogę tego zagwarantować.
Xandrze oczy aż zabłyszczały z podniecenia. George pomyślał, że Annie ma nie-
zwykły dar zjednywania sobie ludzi. Wszyscy, Hetty, ojciec, teraz jego córka, ulegają jej
urokowi. Nawet on się poddał. Czuł, jak kruszeje mur, który nieustannie wokół siebie
wznosił, odkąd zrozumiał, że w życiu musi sobie radzić sam. A był wówczas młodszy od
Xandry.
Wiedział jednak, że związek z Annie jest niemożliwy, że należą do innych świa-
tów, że nie wolno mu się zaangażować. Musi ją również ochraniać. A zakaz oddalania
się z domu nie wchodzi w rachubę.
- Dzisiaj jest piątek i sklepy są otwarte dłużej, prawda? - spytał.
- Chyba tak.
- Wobec tego, jeśli zgodzicie się zaczekać, aż Mike odbierze bentleya, zawiozę was
do miasta - zaproponował. - Wracając, kupimy coś na kolację.
George nie patrzył na Annie, doskonale wiedząc, że gdyby to zrobił, uniosłaby
lekko brwi na znak, że wie, iż odniosła zwycięstwo.
- Chcesz jechać z nami po zakupy? - zdziwiła się Xandra.
- Nie, ja będę jak zwykle tylko kierowcą, a całą ciężką robotę zostawię wam.
- To znaczy, że będziesz musiała sama dzwigać swoje sprawunki - wyjaśniła An-
nie. - Natomiast ja, jako dama w bardziej zaawansowanym wieku, oczekuję, że George
mnie wyręczy - dodała, lekko akcentując słowo dama.
Kpi sobie ze mnie, pomyślał George. Nie, raczej droczy się ze mną.
- Prawda, George?
R
L
T
- Jakoś to przeżyję - odparł, cały czas unikając jej wzroku, bojąc się, że nie wy-
trzyma i parsknie śmiechem.
- Brawo - pochwaliła go łagodnym tonem. - A tymczasem, czekając na Mike'a,
możemy we trójkę zabrać się do obsadzania choinek, zgoda?
Wzruszyła go. Boże Narodzenie to dla niej czas na nowo przeżywanego bólu, a
jednak stara się nie myśleć o sobie. Robi to dla jego córki. I dla niego.
R
L
T
ROZDZIAA JEDENASTY
Trzy godziny pózniej stali w centrum pięknie udekorowanego Maybridge. Orkie-
stra dęta grała kolędy, a tłumy ludzi wybrały się po świąteczne zakupy.
Annie zawsze podświadomie wiedziała, że właśnie taka atmosfera powinna towa-
rzyszyć przygotowaniom do Bożego Narodzenia, lecz po raz pierwszy w życiu znalazła
się w samym środku świątecznego zamieszania.
- Czego ci potrzeba? - spytał George.
Tego. Normalności. Mężczyzny u boku. Spojrzała na swojego towarzysza i na jed-
no mgnienie zamilkły kolędy, przygasły światła.
- Annie?
Tego, żeby ta chwila trwała wiecznie.
- Och, kilku najbardziej podstawowych rzeczy: bielizny, dżinsów, bo te są na mnie
za duże.
Annie pociągnęła za pasek i pokazała, ile ma jeszcze miejsca w talii.
- Znam świetne miejsce! - zawołała Xandra i zaprowadziła ich do dużego sklepu.
Przed wejściem spojrzała na ojca i rzekła: - Jak nie chcesz, możesz z nami nie wchodzić.
- Jeśli sądzisz, że przestraszę się damskiej bielizny, to się mylisz.
- Jesteś żenujący - prychnęła Xandra.
- Taki już los rodziców - odparł George niewzruszony.
- To idzcie sami, ja poczekam tutaj - zdecydowała, wyjęła komórkę i zaczęła wy-
stukiwać esemesa.
- To nie potrwa długo - rzuciła Annie na odchodnym, a widząc, że George nie ma
zamiaru spuścić jej z oka, postanowiła wystawić jego cierpliwość na próbę.
Przy stoisku z bielizną długo się wahała, jakie figi wybrać: białe, różnokolorowe
czy we wzorki.
George bez słowa sam rozwiązał problem, wrzucając wszystkie trzy opakowania
po sześć par do koszyka.
Kiedy przymierzała dżinsy, czekał przed kabiną, a ona od czasu do czasu wycho-
dziła, prezentowała mu się i pytała o zdanie. Zanim dotarli do stoiska ze skarpetkami,
R
L
T
George miał dosyć. Rzucił okiem na stopy Annie i zgarnął po parze skarpetek każdego
rodzaju.
- Może być? - zapytał.
- Psujesz mi całą zabawę - poskarżyła się.
- Trudno.
Dodał do koszyka jeszcze sweter i trzy koszulki i ustawił się w kolejce do kasy.
- Dziękuję - rzekła Annie na koniec i posłusznie wsunęła mu dłoń pod łokieć, kie- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • projektlr.keep.pl