[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Po kilku chwilach przyczepiła wreszcie mikrofon. Obejrzała się w
lustrze i pokiwała głową z aprobatą. Obcisła czarna sukienka bez ramion,
którą pożyczyła od Tiny, zajmie Arthura na tyle, że nie powinien zauważyć
maleńkiego guziczka ukrytego na powierzchni stanika.
Spojrzała na zegarek.
- Za pięć minut godzina zero.
Już niedługo spotka się z Arthurem. Ta noc była strasznie ważna.
Statek zawinął do Nassau. Nadchodził ostami wieczór wycieczki i
Blankenship zaprosił ją na kolację na lądzie. Miała zostać podana we
wspaniałym apartamencie, zajmującym ostatnie piętro luksusowego hotelu,
aby mogli czuć się całkiem swobodnie. W czasie obiadu powiedział
151
RS
tajemniczo, że musi przedstawić jej propozycję, która może zmienić
przyszłość ich obojga.
Sam twierdził, że Arthur złapał haczyk i spróbuje skusić Bev, aby
zainwestowała w jakiś nielegalny interes. Jeśli to zrobi, ona powinna
wyrazić olbrzymie zainteresowanie, a następnie zasugerować, by wrócił z
nią do Stanów, gdzie mogłaby podjąć z banku niezbędną kwotę. Lydia
Covington miała czekać w swojej willi w Key West na wiadomość o
powrocie zbiegłego małżonka.
Bev zamknęła za sobą drzwi kajuty. Poczuła dumę, że udało jej się
doprowadzić Arthura tak blisko celu. Ciągle nie mogła uwierzyć, że taki
miły, wrażliwy mężczyzna jest cynicznym draniem. Z pewnością wiedział,
jak wykorzystać posiadane atuty, by dopiąć celu. Gdyby nie znała jego
życiorysu, przełknęłaby skwapliwie wszelkie pochlebstwa. Arthur, w
przeciwieństwie do innych mężczyzn, umiał sprawić, że kobieta czuła się w
pełni doceniona. To było jego największą zaletą.
- Mógłby dać Samowi kilka lekcji, jak należy traktować kobiety -
powiedziała, starając się odgonić napięcie. Dotknęła maleńkiego urządzenia
i uśmiech rozgościł się na jej wargach. Jeśli Sam dyżurował już przy
aparacie, to słyszał każde jej słowo.
- Idzie w piękności, jak noc, która kroczy
W cichym gwiazd gronie przez bezchmurne kraje.
Bev odstawiła kieliszek szampana.
- Shelley? - spytała.
- Byron.
- Och, tak, oczywiście. Jak mogłam zapomnieć. To jeden z jego
najpopularniejszych wierszy.
152
RS
Arthur cytował poezję i przesyłał Bev ponad stołem pełne uczucia
uśmiechy. Przygotowywał się zapewne do złożenia propozycji, ale wątpiła,
czy miało to coś wspólnego z jej finansami. Zerknęła na ukryty w sukni
mikrofon, zastanawiając się, czy Sam ich słucha.
- Co cień i światło w sobie kras jednoczy,
To w jej obliczu i w jej oczach taje.
Bębniła nerwowo palcami po szklance, podczas gdy Arthur recytował
monotonnym głosem. Kochała poezję romantyczną, podobnie jak on, ale
tym razem najwyrazniej przebrał miarę. Musiała jakoś odwrócić jego uwagę
od Byrona i skierować ją na tajemnicze powody, dla których została tutaj za-
proszona.
- razem spływa w taki stan uroczy,
Jakiego niebo dumie dnia nie daje.
- Arthurze. - Uśmiechnęła się przepraszająco i urwała. Przestał
recytować. - Arthurze, czy nie chciałeś o czymś ze mną porozmawiać?
- Porozmawiać? Och, ja... - Zarumienił się i Bev poczuła się
zawiedziona. Speszyła go znowu. Nawet bezceremonialny uśmiech mógł
zbić go z tropu. Potykał się wtedy i jąkał przez długi czas, nie mogąc
odzyskać równowagi.
- W porządku - powiedziała szybko. - Nie musimy rozmawiać, jeśli nie
masz ochoty. Wypij trochę szampana.
Poderwała się i przeszła wokół stołu, wyjmując butelkę z koszyka i
nalewając odrobinę alkoholu do kieliszka Blankenshipa.
- Nie! Ja chcę, naprawdę chcę p-porozmawiać. - O mały włos nie
wywrócił krzesła. Wstał i podniósł kieliszek z szampanem.
- Toast? - zaproponował.
153
RS
- Toast? Och... toast! Oczywiście. - Bev pospieszyła po swój kieliszek,
napełniła go i wróciła do Arthura. - To świetny pomysł. Wznieśmy toast.
Ich kieliszki zderzyły się z brzękiem. Kryształ pękł.
- Och! - powiedział Arthur, a jego oczy rozjaśnił uśmiech. - Nie
myślałem, że jestem taki silny.
Bev śmiała się także, przechylając do ust wypełniony po brzegi
kieliszek. Szampan musował, odrobina płynu rozlała się, ściekając jej po
szyi w dół, w stronę biustu.
- Tak mi przykro! - wykrzyknął.
- To moja wina - zapewniła go. - Mam pecha, gdy w grę wchodzi
alkohol. - Wzięła serwetkę, którą jej podsunął i wycierała się, śmiejąc się
cicho.
- Bev... ?
- Tak? - Podniosła wzrok i zobaczyła przerażony wyraz jego twarzy.
- Co to jest? - Wskazywał na jej suknię.
Czarny, przypominający pająka przedmiot przyczepił się do serwetki.
Krzyknęła i cisnęła ją na stół.
- Mam go! - Arthur chwycił swoją filiżankę i z całej siły uderzył
domniemanego owada.
- Arthurze! - Nigdy dotąd nie przypuszczała, że może być tak
zdecydowany i stanowczy. Chciała właśnie podziękować mu za pomoc, gdy
ostry ton przeszył jej uszy.
- Co to za hałas? - spytała, rozglądając się wokół.
Usłyszała straszliwe trzaski, dobywające się z domniemanego insekta,
który nadal leżał na stole. Krzyknęła cicho, gdy zdała sobie sprawę, co to
było. Jej służbowy mikrofon! Jakimś sposobem urządzenie musiało
zahaczyć się o serwetkę i wyciągnęła je z biustonosza.
154
RS
Arthur wpatrywał się podejrzliwie w elektroniczne cacko.
- Co to takiego? - Trącił drobiazg widelcem i w końcu wziął w dłonie,
by przyjrzeć mu się z bliska. - Mikrofon, czyż nie? - spytał, patrząc na nią. -
Ukryty mikrofon? - Wyraz jego twarzy przywodził na myśl zmieszane,
obrażone dziecko.
Bev westchnęła.
- To był mikrofon.
- Nagrywałaś naszą rozmowę?
- Och, Arthurze... Mogę ci wszystko wyjaśnić. Siedząc na kanapie w
salonie, opowiedziała mu prawie
całą historię. Wyjawiła, że pracuje jako prywatny detektyw. Z
pewnością łamała wszelkie zasady rasowego wywiadowcy, dekonspirując
się całkowicie, ale nie znajdowała innego sposobu, by z tego wybrnąć.
Jeśliby Arthur jej groził, usiłowałaby powstrzymać go jakoś aż do nadejścia
Nicholsa. Sądziła, iż tamten pojawi się wkrótce. Prawdopodobnie, gdy tylko
mikrofon przestał działać, odgadł, że zaszło coś nieprzewidzianego. A
zresztą Arthur nie wyglądał na człowieka zdolnego do użycia przemocy.
- Prywatny detektyw, kto by pomyślał! - nie krył zdziwienia. - Jesteś
naprawdę bardzo dobra!
- Tak myślisz? - Postanowiła go zagadywać, może uda jej się nawet
spowodować, że przyzna się do wszystkiego.
- O, tak - najwyrazniej mówił absolutnie szczerze. -Nigdy bym nie
wpadł na to, że mam do czynienia ze szpiclem, a zwykle rozszyfrowuję
takich ludzi od razu. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • projektlr.keep.pl