[ Pobierz całość w formacie PDF ]
słuchawkę do ucha. - I przestań już węszyć.
Mieszkanie Alexa znajdowało się w zanied-
banej dzielnicy o
447/994
nazwie Fix. Chociaż tam zawierano więk-
szość transakcji
narkotykowych, policja unikała tych okolic
jak ognia. Kiedy
wpadali do szkoły albo centrum handlowego,
nie mieli
problemów z zatrzymaniem dealera. Ale Fix
rządziła się wła-
snymi prawami. Miała swoje władze i swoje
organy ścigania. Z
nimi nie należało zadzierać.
Wchodziłam po wąskich schodach na trzecie
piętro - winda
nie działała - i zatykałam sobie nos. Korytarz
śmierdział uryną i
448/994
niemytymi ciałami. Na górze skręciłam w le-
wo i liczyłam drzwi.
Większość mieszkań stała opuszczona, ale na
drzwiach Alexa
widniał wypisany czarnym markerem numer
342.
W momencie gdy unosiłam rękę, żeby za-
pukać, drzwi się
otworzyły.
- Dez? - Alex cofnął się do środka. Oczy-
wiście, że się mnie nie
spodziewał. - Co ty tu, do diabła, robisz? -
Chwycił mnie za rękę i
pociągnął do mieszkania. - Nie powinnaś tu
przychodzić.
449/994
- Widziałeś Kale'a? - Nie było go, gdy obudz-
iłam się rano. To
rozsądne. Ale nie wiedziałam ani dokąd
poszedł, ani gdzie go
szukać.
- Tu jestem - usłyszałam głos zza pleców Al-
exa. Stał w
przedpokoju ubrany w czarne dżinsy Alexa i
zielony podkoszulek
Branta. Uśmiechał się do mnie, a ze mnie
opadł strach i
mimowolnie odpowiedziałam mu
uśmiechem.
- Wyszedłeś i nie wiedziałam, co się z tobą
dzieje. Ominął
450/994
Alexa i zatrzymał się dopiero, gdy dotknął
mojej
ręki.
- Wyszedłem, gdy usłyszałem, że twój tata
wstaje. Kątem oka
zobaczyłam Alexa wpatrującego się w nas ze
zmrużonymi powiekami.
- O czym on mówi?
Kale poczuł się w obowiązku wyręczyć mnie z
odpowiedzi.
- Byłem w nocy u Dez. Zdejmowaliśmy
koszule.
Nie musiałam widzieć się w lustrze, aby
wiedzieć, że zrobiłam
451/994
się czerwona na twarzy. Muszę porozmawiać
z Kalem o kwestii
dyskrecji. I to niedługo.
Alex założył ręce na piersi i pokręcił głową.
- Najpierw Beldom i Doon, a teraz pan Rain-
man? Dez, czyja
czegoś nie wiem? - Spojrzał na Kale'a. -
Myślałem, że w nocy
byłeś tu u mnie.
Kale wzruszył ramionami i odwrócił się w
drugą stronę.
- Wyszedłem, jak spałeś.
- Nie można się stąd wymknąć bez mojej
wiedzy. - Alex był
452/994
zazdrosny, widziałam to wyraznie. Ale od
dawna nie miał do tego
prawa.
- Twardo śpisz - powiedział Kale do Alexa.
Nadal jednak
uśmiechał się do mnie. - Było łatwo.
Alex wykonał ruch, jakby chciał rzucić się na
Kale'a, ale
zachował bezpieczny dystans.
- Naprawdę był u ciebie dziś w nocy? - zapy-
tał mnie
zdegustowany.
- To nie to, co myślisz. Ale był. A co to cię
właściwie
453/994
obchodzi? Cizia z college'u już ci nie
wystarcza?
Kale przeniósł wzrok na Alexa. Miał poch-
murną minę.
- Skrzywdziłeś ją. Opowiadała mi o tym. Co
cię obchodzi, że
pozwala mi się całować? Teraz mnie trzyma
za rękę, a nie ciebie!
Alex wybuchnął przerazliwym śmiechem.
- Biedaczysko. Dajesz się robić w balona. Nie
słyszałeś?
Innym facetom pozwala na znacznie więcej.
Zareagowałam bez zastanowienia. Zupełnie
tak samo, jak
wtedy, gdy nakryłam go z tamtą laską w klu-
bie bilardowym.
454/994
Wymierzyłam cios prosto w szczękę. Przyjął
go spokojnie, ale
byłam pewna, że go zabolało. Musiało, bo
myślałam, że odpadnie
mi ręka.
- Jak ci przejdzie, to mam dla ciebie nowe
wiadomości. Jak za
naciśnięciem guzika, zrobił się poważny.
Szybko
zapomnieliśmy, gdzie Kale spędził noc i jak
wypadł mój
prawy sierpowy.
- Od jutra zaczynam nową pracę - powiedzi-
ałam z
nieskrywaną dumą. Powinnam się obawiać,
że oddaję się w ręce
455/994
ludzi, którzy takimi jak ja sterują niczym ma-
rionetkami, ale
miałam wyższe cele. Udało mi się wykręcić i
zamydlić ojcu oczy.
Kolejny raz. I jak zwykle sprawiło mi to
satysfakcję.
- Nową pracę? - Minęło chyba z sześć
sekund, zanim Alex
zajarzył. Wybałuszył oczy i uśmiechnął się z
niekłamanym
uznaniem. Nagle stałam się bohaterką. -
Doskonale! Jak ci się
udało?
No tak, to było w tym wszystkim najtrud-
niejsze. Wiedziałam,
456/994
że Alex nie da się zbyć ogólnikami. Kale
będzie musiał łagodzić
sytuację.
- Mam coś, czego oni potrzebują.
Kale przyglądał mi się. Na miejsce złości
wymierzonej w
Alexa pojawiła się podejrzliwość. Alex był po
prostu
zdezorientowany.
- Bez obrazy, Dez, ale co niby masz, czego oni
mogliby
potrzebować?
Na brzegu stołu leżała piłeczka bejsbolowa.
Podniosłam ją i
457/994
ruszyłam do kuchni, gdzie na blacie obok
kluczyków
samochodowych zauważyłam pomarańczę. Z
owocem i piłeczką
w dłoni wróciłam do pokoju. Zamknęłam
oczy i wyobraziłam
sobie spływający mi po brodzie kwaskowy
sok pomarańczowy.
Nierówności skórki, która czeka na obranie.
Było trudniej niż
zwykle - chociaż rzadko to robiłam - ale
udało się. Poznałam nie
po zmianie ciężaru i faktury piłeczki, lecz po
nagłym bólu i
utracie równowagi. Osunęłam się na
podłogę.
458/994
- Jezu! - krzyknął Alex i rzucił się do przodu.
Kale odepchnął
go ode mnie.
-Dez?
Wskazałam głową prawą stronę pokoju. Po
podłodze toczyły
się dwie pomarańcze. -Ty jesteś...
- Szóstką - dokończył za niego Kale. Nie
wydawał się zbytnio
zaskoczony. Wziął mnie na ręce i zaniósł na
sofę. Podparł mi
głowę i odgarnął włosy z twarzy. - Krew ci
leci. Co się stało?
Otarł mi wilgotny płyn spod nosa. Krew. To
nowość.
459/994
- Nie korzystam z tej umiejętności, bo za
bardzo obciąża mój
organizm. Odczuwam fizyczny ból. - Nie mu-
siałam więcej
wyjaśniać.
- Wygląda na znacznie więcej niż tylko ból -
powiedział Alex.
- Ty krwawisz, na Boga.
- To się zdarzyło dopiero pierwszy raz. Chyba
dlatego, że
ostatnio robiłam to częściej niż zwykle.
Dopiero po kolejnych dziesięciu sekundach
zrobiło się
naprawdę gorąco.
- Co ci odwaliło, hę? - krzyczał Alex.
460/994
Kale chodził po pokoju w tę i z powrotem i
pomrukiwał jak
dzikie zwierzę.
- Nie ma mowy! - powtarzał. Znów strzelał
palcami.
Wskazujący, duży, serdeczny, mały.
Odczekałam kilka minut, aż uspokoją im się
organizmy -
testosteron i te rzeczy. Miałam nadzieję, że
potrwa to krócej, ale
w końcu usiedli z groznymi spojrzeniami i
tłumioną złością.
- Dlaczego mi nie powiedziałaś? - zapytał
Alex po pięciu
minutach milczenia. Schował się w kącie
pokoju i ściskał
461/994
fioletową piłeczkę do ćwiczeń. Ugniótł ją
parę razy, a potem
rzucił nią o ścianę i klapnął na sofę.
- A ty odkryłeś przede mną wszystkie swoje
tajemnice, co? -
Popaprany hipokryta! Odwrócił głowę z
poczuciem winy.
- Nie podoba mi się to. - Kale przestał się
przechadzać i oparł
się o ścianę przy drzwiach. Może liczył, że w
razie gdyby
strzeliło mi do głowy uciekać do Denazen,
zdoła mnie zatrzymać.
- Przestało być tajemnicą, że jestem Szóstką.
Tata wie o moim
462/994
talencie, więc nie ma już odwrotu. Wczoraj
zawaliłam sprawę.
Zostałam przyskrzyniona na myszkowaniu.
Musiałam wyjść z
czymś mocnym, bo już nigdy więcej nie mi-
ałabym wstępu do
Denazen.
- To rzeczywiście mocne - rzekł Alex. - Aż za
bardzo. - Nie
mogłaś po prostu uciec? Dlaczego tak się zar-
zynasz, żeby pomóc
Ginger?
- Bo muszę odnalezć %7łniwiarza. On stanowi
dla mnie jedyną
szansę, żeby wyrwać stamtąd mamę.
463/994
- Nie martw się, coś wymyślimy. Na razie
ukryję cię u siebie.
To się może udać.
Kale zdrętwiał. Alex powiedział to w ten
sposób, że nie byłam
pewna, czy ma na myśli nasz związek, czy
napad na Denazen.
Tak czy siak ani jedno, ani drugie nie
wchodziło w grę.
- Więc ty zamierzasz mi pomóc odbić mamę?
Nie sądzę, żeby
się udało. A co z Kalem?
- To trochę potrwa, ale znajdę sposób, aby
pomóc twojej
mamie. Obiecuję. A jeśli chodzi o niego... -
Machnął ręką w
464/994
kierunku Kale'a. - W końcu przestaną go
szukać. Jedna Szóstka
nie jest taka ważna.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]