[ Pobierz całość w formacie PDF ]

to mało i zwiększy zamówienie na 80 tysięcy. Strach było pomyśleć co to za planeta i co by
się stało, gdyby zechcieli nas napaść...
Najgorsza jest niepewność, szczególnie kiedy się ma do czynienia z wariatami, bo tak
wszyscy przypuszczali. Kapujesz  z jednej strony robot, fantastyczne rakiety i nauka o ja-
kiej nam się nie śniło, z drugiej... trolejbusy na pneumatykach. Rada w radę, zaczęli szykować
ekspedycję, żeby sprawdzić na własne oczy jak to wygląda. Równocześnie dniem i nocą były
w pogotowiu jednostki odporu.
Dziadek przestał sypiać. Za bardzo wziął sobie do serca, że to wszystko od niego się
zaczęło, a przecież nie był wcale winien, no nie? W dodatku nie mógł się odczepić od robota i
bał się, że go posądzą o jakieś konszachty.
Ci, ze Służby Ochrony nie zasypiali gruszek w popiele i wykombinowali takie różne
doświadczenia, aby zdobyć jakieś informacje. No i postanowili, żeby na początek pomalować
jedną partię, jak zwykle, na czerwono, ale farbą o innym składzie chemicznym. Dziadek nic
nie miał do gadania, musiał się zgodzić. Myśleli, że w razie reklamacji wykombinuje się tro-
chę wiadomości o tamtych. Nic ich nie obchodziło, że dziadek gryzł się po nocach, bo dla nie-
go to było złamanie tej... no wiesz... etyki zawodowej, czy jak to nazywali. Dość, że gryzli się
od tego po nocach.
Teraz już wszystko poszło jak strzelił. Robot ledwo zawiózł transport, wraca i buch, do
gabinetu. Zamknęli się i od tego czasu nikt się nie dowiedział o czym tam była mowa. Tyle
tylko, że babka usłyszała z innej części domu trzask drzwi, kroki, wyjrzała przez okno; a tu
dziadek blady jak śmierć wybiega na ulicę, rwie sobie włosy z głowy, na nic nie zważał staru-
szek. I rozumiesz, zgrzyt hamulców, krzyk... Już było po wszystkim kiedy go podnieśli.
W jakiś czas potem babka opisała to w notatniku. Bardzo niedługo mieszkała w starym
domu. Pisze, że zaczęły ją trapić jakieś przywidzenia i ciągle jej się zdawało, że ktoś jest w
pobliżu...
Zacząłem to czytać uważnie, żeby nie opuścić ani słowa, bo przecież ze mną działo się
coś podobnego. I co powiesz? Teraz słuchaj uważnie, bracie: w ostatniej chwili, przed wyja-
zdem, robiąc porządki, babka zajrzała pod biurko dziadka i o mało nie zemdlała  przez cały
czas ukrywał się tam robot!
Przeczytałem to i słowo daję, poczułem jak powolutku włosy mi stają na głowie. Sie-
działem w tym samym gabinecie, łokcie trzymałem na tym samym biurku. A nogi pod nim!
 Absurd!  mówiłem sobie.  Czysty absurd, po tylu latach... Ale wciąż coś zimnego ści-
skało mnie za gardło, a nogi chociaż były jak drewniane i bez czucia, zaczęły się same wysu-
wać spod biurka. Możesz nie wierzyć, ale gdy się wysunęły i jednym skokiem wylądowałem
na środku pokoju, byłem mokry jakbym wylazł z wody i dyszałem jak po przebiegnięciu kilo-
metra. Słowo daję, żeby nie wata w mięśniach, uciekłbym stamtąd i nadal nic nie wiedział.
Minęło parę minut i centymetr za centymetrem, powolutku schyliłem się i zajrzałem pod
biurko. Musiałem mieć oczy jak talerze z taką siłą gapiłem się w tę ciemną dziurę.
Był tam, bracie! Obły, jajowaty. W półcieniu jarzyła się niby świecące oko pulsująca
plama zieleni. A więc nie był martwy... Spróbowałem coś powiedzieć, ale to zabrzmiało jak
skrzypienie, takie miałem ściśnięte gardło. Rozumiesz, całą godzinę trzymałem obok niego
nogi! Spróbowałem jeszcze raz, i paskudztwo, posłuchał od razu  wylazł stamtąd. No, teraz
byłem już u siebie, musiałem tylko usiąść, tak mi się nogi trzęsły. Nie spuszczałem z niego
oka. Całą powierzchnią lekko opalizował, a chwilami jego kontury całkiem się zacierały.
Nic nie ukrywał, odpowiadał na wszystkie pytania. To był wariat, bracie! Miał osłabio-
ny układ koordynacyjny i wszystkie pojęcia mu się mieszały. Ale gadał tyle, że wreszcie
zorientowałem się co i jak było. Na swoją planetę nie chciał wracać, miał powrót odcięty z
jakiegoś powodu. Dziadek zniknął mu z  oczu  te skorupy wyobrażają sobie, że człowiek
nie ma prawa umrzeć  zaczął go więc szukać.
Przywiązał się tak bardzo, czy co?  pomyślałem i nawet mnie to wzruszyło, no ale się
zorientowałem, że to uczucie ma naturę techniczną. Potrzebował dyspozycji z określonego
zródła. Więc szukał i znalazł... mnie!
Co się tak patrzysz? Jeśli mówię, że m n i e, to tak było. Ja też w pierwszej chwili
zrobiłem wielkie oczy, ale mi przeszło, gdy spojrzałem do lustra i na fotografię dziadka, po-
dobieństwo kropla w kroplę, rodzinne. Co? Myślisz, że mnie złapałeś? Spokojnie, chłopcze,
mówi się  dziadek i ma się na myśli jakiegoś starego brodacza, tymczasem on był młodym
facetem, już mieli wtedy jakie takie pojęcie o medycynie i wcale niezle się trzymali.
 W porządku  mówię do niego  tylko trzeba było od razu się pokazać, a nie pod-
chodzić mnie w nocy i obrzucać trolejbusami...
Aha, tego ci jeszcze nie powiedziałem: pokazał mi kleszcze, wysunął je z pancerza.
Człowieku! On mógł tym podnieść nie jeden, ale dziesięć trolejbusów... Oczywiście bez
żadnego wysiłku, bo bestia wytwarza pole antygrawitacyjne i ciężary dla niego po prostu nie
istnieją.
Te trolejbusy to był jeszcze ciągle ciemny punkt. Bardzo sprytnie się domyśliłem, że
coś takiego robił tam, u siebie, na tej diabelnej planecie, a teraz to już tylko wina rozregulo-
wania, wszystko mu się pomieszało i przynosił je do mnie. Zachodziłem też w głowę co
powiedział dziadkowi podczas ostatniej rozmowy...
Powtórzył mi i przysięgam, gdyby to nie była taka stara historia, wyblakła i zwietrzała,
zacząłbym biec przed siebie jak dziadek... Doniósł dziadkowi, że nie opuści już Ziemi,
dostawy należy przerwać, życie na jego planecie już nie istnieje! Wtedy dziadek zawołał:
 Niemożliwe, żeby wszyscy naraz! A on na to spokojnie swoim mechanicznym głosikiem:
 Jacy wszyscy? Był tylko jeden i ten się otruł. Dziadek się wściekł i krzyknął, że nie uwie-
rzy, aby jeden facet potrzebował jezdzić tyloma trolejbusami! A robot:  Jezdzić? Cha, cha,
skądże! On je bardzo lubił, zżarł od razu połowę transportu i fałszowana farba zaczęła dzia-
łać& 
Słowo daję, inaczej by się to skończyło, gdyby dziadek miał odrobinę poczucia humo-
ru... Nie wierzysz? A ja ci mówię, że wszystko prawda i robot jest nie dalej jak krok ode mnie
 tak, bracie! A może ci się zdawało, że cały czas siedzisz na kamieniu, co?
Towarzyszka kosmonauty
Poduszkowiec utknął w gąszczu liści i przestał się posuwać naprzód. Sterujący poja- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • projektlr.keep.pl