[ Pobierz całość w formacie PDF ]

podejrzliwym wzrokiem. Jeśli nawet mogło im się wydawać, że nieprzemakalny płaszcz
Burberry s jest najnowszym modnym przebraniem, to takie złudzenie raczej szybko się
rozwieje.
 Filipie... kradną pana motor...
Zanim ta informacja dotarła do otumanionego mózgu, minęła dłuższa chwila. W końcu,
zgodnie z przewidywaniami Higginsa, zadziałała jak wyładowanie elektryczne. Półprzytomny
chłopak poderwał się jak sprężyna.
 Kto... gdzie...
 Chodzmy. Pokażę. Jeszcze nie jest za pózno.
Filip miał wrażenie, że widział już gdzieś mężczyznę, który wziął go za rękę, lecz nie był
w stanie go rozpoznać. Posuwając się niepewnym krokiem, pozwolił się prowadzić. Higgins
przeprowadził go bez przeszkód przez kolejne salki  Degradation, Damnation and Death .
Fioletowo-zielony osobnik, pogrążony w narkotycznym transie, pozwolił im opuścić lokal.
Filip Mortimer odetchnął mglistym, deszczowym powietrzem.
 Mój motor...
Nerwowo szukał kluczyka od stacyjki. Nie rozpoznając w szarej poświacie niczego poza
swoim BMW, rzucił się w jego kierunku, szlochając.
 Niech się pan uspokoi, panie Mortimer. Przespacerujmy się trochę. Mam do pana kilka
pytań.
Młody człowiek zauważył wreszcie, że nie jest sam. Zimne powietrze działało
otrzezwiająco. Obrócił się i ujrzał inspektora.
 Pan...pan jest...
 Higgins, Scotland Yard. Spotkaliśmy się już dwukrotnie, zbyt krótko, jeśli o mnie
chodzi. Tutaj jest spokojnie. Możemy porozmawiać.
 Nie mam ochoty na rozmowę.
Chłopak usiadł ze zwieszoną głową na mokrym bruku.
 Nie chce pan poznać nazwiska zabójcy Frances?
Higgins pozwolił sobie przywołać imię nieboszczki pani Mortimer, jakby był kimś z jej
bliskich. Filip podniósł się powoli, zaciskając pięści i zagryzając wargi.
 Zabraniam panu o niej mówić.
 Dobrze. Więc chodzmy. Potrzebuję pana. Natrafiłem na kilka zaskakujących śladów.
Jedynie pan może mi je wyjaśnić.
Inspektor ruszył do przodu. Filip z ociąganiem poszedł za nim, jakby przyciągany
magnetyczną siłą. To już dobry początek.
 A motor?  zaniepokoił się Higgins.
 Nikt nie odważy się go tknąć... inaczej podpalę tę budę.
Szli nabrzeżem, wzdłuż rozwalonych składów zamieszkanych przez włóczęgów. W
samym sercu Londynu rozciągało się królestwo zrujnowanego przemysłu, przerdzewiałych
blach, wybitych szyb, w których hulał wiatr. Przeszli pod zniszczoną metalową kładką,
ominęli ogromne kałuże i zagłębili się w wilgotną noc. Filip Mortimer powoli wracał do
przytomności.
 Podłe życie  burknął pod nosem.
 Nie myli się pan  odparł Higgins po chwili milczenia.  Dzisiaj przeszukałem
pański pokój. Zaskoczony jestem tym, co tam znalazłem.
 Może mnie pan oskarżać, o co pan chce. Wszystko mi jedno.
 Niech pan nie udaje dziecka, Filipie. Czy muszę panu przypominać, że tutaj chodzi o
zabójstwo?
 %7łycie jest ohydne. Nie ma żadnego sensu.
 Poza tym sensem, który mu sami nadajemy. Ja chciałbym przyczynić się do spokoju
duszy Frances Mortimer. A nie zazna go, dopóki jej morderca nie zostanie ukarany. Jest pan
ostatnią osobą, która widziała ją żywą, Filipie.
 Już mnie przesłuchiwano. Powiedziałem wszystko, co wiem.
We mgle pojawiły się kontury filarów mostu Londyńskiego. W pobliżu widać było
ognisko rozpalone przez bezdomnych.
 Właśnie w tym problem. Nie powiedział pan zbyt wiele. Był pan w stanie szoku.
Pańskie zeznania są bardzo mało dokładne.
 Czego pan chce? Myśli pan, że...
 Na podstawie tego, co znalazłem, mogę sformułować przeciwko panu akt oskarżenia o
zabójstwo  przeciął Higgins.  Daję panu jednak szansę przekonania mnie o pańskiej
niewinności. Jeśli pan odmówi, oddam pana w ręce nadinspektora Scotta Marlowa.
Higgins nie patrzył na Filipa.
 Jeśli się nie mylę, z pańskiej wypowiedzi wynika, że J.J. Battiscombe, strażnik, spał w
chwili, kiedy weszliście razem z panią Mortimer do przybudówki British Museum.
 Ten głupiec... był kompletnie zaspany! Musiałem nim potrząsnąć, żeby go dobudzić.
Wyglądał jak pijany albo zamroczony narkotykami. Frances i ja podpisaliśmy się w księdze
wejść i potem... i potem...  Filip zamilkł, tłumiąc łkanie.  Nigdy nie powinienem był się
zgodzić... Przysiągłem sobie nigdy więcej tam nie wracać... Przyniosłem jej nieszczęście.
 Czy obawiał się pan wejść do biura ojca?
 Bać się...nie, ja... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • projektlr.keep.pl