[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Przez najbliższą godzinę Olivia z zapałem machała widłami. Kurz drażnił
jej nozdrza, ręce pokryły się pęcherzami, ale pracowała zawzięcie, ze stoickim
spokojem znosząc wszystkie niedogodności losu. W końcu uznała, że stajnie są
już dostatecznie czyste.
Angel skończyła robotę wcześniej. Pracowała szybciej i Olivia gwoli
sprawiedliwości odesłała ją na kolację.
Ze stołówki dobiegały odgłosy rozmów i śmiechów. Stołówkę i barak Luke
przeznaczył wyłącznie dla gości. Pracownicy rancza wraz z rodzinami
mieszkali w pobliskich zabudowaniach. Barak zajmowali zwykle ludzie
dodatkowo zatrudnieni. Teraz na wiosnę objeżdżali teren, wypatrując nowych
cieląt, znakując i licząc bydło. Na ranczu przebywał więc teraz tylko Simon,
kucharz oraz pani Royer - gospodyni, która przyjeżdżała tu raz w tygodniu.
- Skończone? - Luke siedział na ganku. Olivia, zaskoczona, potknęła się o
stopień.
- Przestań mnie szpiegować! - warknęła. -Widziałem, że opuszczasz stajnię,
więc chciałem
spytać, czy skończyłaś.
- Owszem. Do swoich bogatych życiowych doświadczeń mogę dołożyć
wyrzucanie gnoju ze stajni.
- Rzucę na to okiem. - Odepchnął się od balustrady i zamaszystym krokiem
RS
61
pomaszerował w stronę stajni.
- Masz zamiar mnie sprawdzać? - zawołała za nim. - Tak.
Głęboko wciągnęła powietrze. Potem jeszcze raz. Właściwie nie powinno ją
obchodzić, co sobie Luke pomyśli o wyglądzie stajni. Nie była jednym z. jego
chłopców. Nie była również jego pracownikiem. Za swoją pracę nie dostawała
zapłaty. Spojrzała na swe obolałe dłonie. Za żadne skarby nie wróci już do
stajni. Zniszczyła kompletnie manicure. Luke nie ma pojęcia, ile kosztuje
komplet nowych tipsów!
Czy na cokolwiek się skarżyła? Czy prosiła o specjalne traktowanie? Nie. A
Luke? Czy choćby jej podziękował?
Chciała się wykąpać - i to zaraz.
Doszła już do ostatniego stopnia schodów, gdy nagle zawahała się.
Zawróciła i pobiegła za Lukiem. Do licha, powinien być zachwycony jej pracą!
Chciała usłyszeć słowa pochwały.
- Tu śmierdzi. - Stał w drzwiach z rękoma opartymi o biodra.
- To naturalne - odrzekła. - Nie nauczyłeś koni korzystać z toalety.
- Jeślibyś porządnie wykonała robotę, stajnia by nie śmierdziała.
Biedny człowiek. Przez lata obcując z końmi musiał stracić węch.
- W takim razie rozpyl odświeżacz powietrza - zadrwiła. - Może o zapachu
sosny?
Nie odezwał się, tylko wędrując od boksu do boksu, rozkopywał słomę
butem.
- Nie wygrabiłaś gnoju do końca - zauważył kwaśno.
- Wygrabiłam wszystko, co należało - upierała się. Popatrzył na nią z
wyrzutem i wskazał na kupę gnoju, którą zostawiły z Angel przed stajnią.
- Dlaczego tego nie usunęłyście? - spytał.
- Nic nie mówiłeś o wywożeniu gnoju! - krzyknęła. - Miałyśmy tylko
wyczyścić stajnię.
- Na drugi raz udzielę ci dokładniejszych wskazówek - oświadczył ze
stoickim spokojem. - A teraz musisz wygrabić całą starą słomę i rozrzucić
nową.
Podszedł do ściany, na której wisiały uzdy, grabie i inne narzędzia. Wybrał
RS
62
groznie wyglądające widły i podał jej. Patrzyła na niego z niedowierzaniem.
- Chyba oszalałeś! - zawołała. - Nie mam zamiaru robić tego teraz!
- Ktoś to musi zrobić.
- Wybierz sobie inną ofiarę! - Rzuciła widłami o ścianę, odwróciła się na
pięcie i odeszła.
Tego już było za wiele. Miała naprawdę dosyć.
- Olivio!
Co za niewdzięcznik! Przecież ocaliła mu skórę... Johnowi Paulowi
również. Jeśli nie zostałaby na ranczu, Bettina z pewnością zrobiłaby z tego
użytek. John Paul byłby skompromitowany. Pan Collingsworth - zły. Jeśli zaś
chodzi o Luke'a... Przecież odsyłając Angel - nawet z istotnego powodu -
naraziłby się na oskarżenia o dyskryminację. Bettina ostrzyła sobie zęby na
taki łakomy kąsek.
- Dokąd idziesz? - Luke złapał Olivie za ramię.
- Idę wziąć kąpiel. - Spojrzała wymownie na jego rękę. - A potem mam
zamiar zjeść kolację.
- A co ze stajnią?
- Nic. - Wyrwała rękę z jego uścisku.
- Hola, hola!
- Przestań się wygłupiać i mówić jak kowboj - warknęła.
- Nie toleruję takiego zachowania u chłopców i nie będę tolerować u ciebie.
Olivia osłupiała z wrażenia. Co za bezczelność. Co za tupet!
- Nie jestem jednym z twoich miejskich uliczników!
- Doprawdy? - Luke wsunął ręce do tylnych kieszeni spodni. - Odniosłem
wrażenie, że zostałaś, ponieważ chciałaś uciec przed Nowym Jorkiem.
- Zdenerwował mnie jedynie mój producent i jego drobne oszustwa.
- Jedynie?
- To wszystko, o czym mam zamiar cię poinformować. - Zaczęła iść po
schodach.
- Tak czy owak zostałaś, a zatem zaakceptowałaś warunki.
- Zostałam, by opiekować się Angel. Uczestniczę w codziennych zajęciach,
uczę się jezdzić i zajmować końmi, ale nie możesz wymagać, bym czyściła [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • projektlr.keep.pl