[ Pobierz całość w formacie PDF ]
jesteś Anglikiem. Ja jestem %7łydówką i Angielką.
Kiedy byłam młoda i głupia, wyszłam za Meksykanina. Javier. Byliśmy razem przez
miesiąc. Odeszłam, kiedy podbił mi oko.
Charlene! Nie mów tego Gail!
Masz rację, przepraszam. Znałam wielu innych Latynosów i wszyscy to łagodne baranki.
Detektyw kazał mi się rozejrzeć wśród klientów. Czy to nie przesada?
Wcale nie. Susan pokiwała widelcem. Jeśli jesteś prawniczką, dostają ci się świrki.
Parę lat temu prowadziłam sprawę pewnego faceta, któremu umarła matka, rozumiecie. Na
początku tylko się zdziwiłam, kiedy mi powiedział: nie dzwoń do mnie do domu, mam telefon na
podsłuchu. Tydzień pózniej zakomunikował mi, że CIA zamordowała jego matkę, ponieważ
uważali ją za kubańskiego szpiega. Chciał, żebym pozwała sąd. Powiedziałam: czekaj, koleś,
tego nie mogę zrobić. Więc rozesłał listy do wszystkich w tym budynku, w których oskarżał mnie
o współudział w spisku. Ludzie dokuczali mi jeszcze przez wiele miesięcy.
I jak to się skończyło? spytała Gail.
Udało mi się wykręcić ze sprawy. A potem& zachichotała & wysłałam go do
kancelarii mojego byłego męża!
Roześmiały się tak głośno, że ludzie przy sąsiednich stolikach spojrzeli na niezaciekawieni.
Jedna klientka oskarżyła mnie o defraudację szepnęła Carol. Przez przypadek mój
chłopak kupił jej dom, ale ona była pewna, że razem uknuliśmy intrygę, żeby ją wyrzucić na
bruk. To było straszne. Musiałam się bez końca tłumaczyć przed lawą sędziowską, jeszcze długo
po oddaleniu sprawy.
To nie był przypadek świrka powiedziała Susan surowo. To nawet nie jest śmieszne.
Bardzo przepraszam, nigdy mi się nie przydarza nic fajnego.
Susan trąciła Charlene w bok.
No, mów. Ty miałaś pełno świrków. Mogę się założyć.
Charlene roześmiała się cicho.
No, bo jak zacznę mówić& Długie czerwone paznokcie wystukały powolny rytm na
stole. Występowałam w imieniu właściciela nocnego klubu w sprawie rozwodowej. Jego żona
zachowywała się potulnie jak jagniątko i nie mogłam pojąć, dlaczego. Facet miał pieniędzy od
cholery i trochę. Kiedy sprawa się skończyła, zaprosił mnie na kawę. Powiedziałam, że nie, nie
umawiam się z klientami. Nie dał za wygraną. Przysłał mi kwiaty. Dzwonił. Powiedział, że wie,
po prostu wie, coś mu podpowiada, że jesteśmy dla siebie stworzeni. Kazałam mu spadać na
bambus. Wreszcie pewnego wieczora usłyszałam hałas pod moimi drzwiami. Wezwałam policję i
zgadnijcie, kogo znalezli? Miał przy sobie lateksowe rękawiczki, rolkę taśmy klejącej i duży nóż
myśliwski.
Kobiety otworzyły szeroko oczy. Charlene uśmiechnęła się.
Jest w domu wariatów. Powiedzieli, że dadzą mi znać, jak go wypuszczą.
Ha. Carol wypuściła wstrzymywany oddech. Wygrałaś.
Susan poklepała Gail po ramieniu.
Kup sobie broń.
Susan i Carol, które wcześniej usiadły do obiadu, skończyły jeść. Wzięły tace i kazały Gail
uważać na siebie.
Dobrze zamykaj drzwi poradziła Carol.
Charlene pomachała im, odwróciła się i spojrzała na Gail. Złoty naszyjnik lśnił w dekolcie
czarnej sukienki na cienkich ramiączkach, gęste siwe włosy spływały falami na jej policzki.
Mam się o ciebie martwić?
Raczej nie.
Jaka odważna. Charlene uniosła plastikową słomkę i obróciła ją w palcach. Masz
jakieś podejrzenia?
Wendell Sweet? Gail wzruszyła ramionami bez przekonania.
Więc żona jeszcze się z nim nie pogodziła?
Wypluj to słowo.
Często się z tym spotykam. Efekt jo jo. Charlene zdała sobie sprawę, że bawi się
słomką i rzuciła ją na tacę. Rzuciłam palenie dwadzieścia lat temu i ciągle mam ochotę na
papierosa. To tak, jak z seksem. Zawsze się go chce.
Gail odsunęła od siebie ledwie tkniętą sałatkę z makaronem.
Jutro Wendell ma mi przysłać dokumenty, ale w każdej chwili spodziewam się telefonu od
jego prawnika w sprawie odłożenia terminu do poniedziałku. Albo następnego tygodnia. Albo na
święty nigdy. Co byś zrobiła na moim miejscu?
Powiedz jego prawnikowi, że jeśli do dziewiątej rano w poniedziałek dokumenty nie
znajdą się na twoim biurku, o dziesiątej będziesz już w sądzie, namawiając sędziego, żeby
zapuszkował Wendella.
Jamie nie chce, żeby poszedł do więzienia.
Charlene uniosła oczy do sufitu.
Boże, gdybyż tylko klienci zechcieli się nie wtrącać! Gdybyśmy mogli swobodnie walczyć,
a ich tylko informować, kto wygrał!
A w mojej sprawie& co powiedział Joe Erwin?
A, dzwoniłam do ciebie, nie? Joe chce, żeby sędzia jeszcze raz rozpatrzył prawa do
odwiedzin. Podobno Dave jest zaniepokojony obecnością policji w twoim domu. Zły przykład
dla dziecka i tak dalej. Tak, jakby w jego mieście dzieci nie widywały na okrągło gliniarzy. Jest
też zdania, że za zniszczenie twojego samochodu może odpowiadać któryś ze zbrodniczych
klientów Anthony ego Quintany, przez co rozumiemy, że Karen jest nieustannie narażona na
niebezpieczeństwo.
Gail oparła głowę na rękach.
Za chwilę oszaleję.
Ach, daj spokój. To idiotyczny argument i Joe Erwin dobrze to rozumie. Sędzia nie wniesie
ponownie sprawy, zapewniam cię. Dave chce się częściej spotykać z Karen i ma nadzieję, że
skapitulujesz. Dobrą wieścią natomiast jest to, że Joe prawdopodobnie zażyczy sobie dwustu
dolarów honorarium za wykonanie jednego telefonu. Dzięki temu Dave od razu spojrzy inaczej
na całą sprawę.
Jaką mamy strategię? Zmęczyć Dave a? A twoje honorarium?
Charlene machnęła ręką.
W tej chwili licznik nie jest włączony. To prywatny obiad.
Ostatnio miałyśmy wiele takich obiadów.
Człowiek musi jeść. Chcesz już iść? Ciągle spoglądasz na zegarek.
Teraz i tak już za pózno.
Na co?
Karen ma o pierwszej spotkanie z doktorem Fischmanem. Dave ją zawiózł.
Charlene wyprostowała się czujnie.
Tak? Więc co tu robisz?
Mam mnóstwo spotkań po południu. Mam iść? Czy to coś da? To nie rozmowa z Dave em
ani mną, tylko z Karen.
Oczywiście, że masz iść! Zrób całe przedstawienie. Macierzyńskie szczebioty i uśmiechy. I
udawaj, że Evan Fischman wie, co robi.
Już wpół do pierwszej.
Więc się pospiesz!
* * *
Gail przejechała trzy razy na czerwonym świetle i dotarła na miejsce o dziesięć minut za
wcześnie. Po drodze rozmawiała z Miriam. Przeproś klientkę o pierwszej, powiedziała. Powiedz
wszystkim, że zatrzymały mnie sprawy rodzinne. I dopilnuj, żeby pani Zimmerman podpisała
dokument zrzeczenia się roszczeń.
Gabinet doktora znajdował się na cienistej ulicy w centrum, w jednym ze smukłych budynków
ze szkła, wzniesionych w czasie okresu prosperity we wczesnych latach osiemdziesiątych, kiedy
pieniądze z handlu narkotykami napływały do Miami szerokim strumieniem. Od tego czasu
zmieniono dekorację wnętrza, ale dywan w korytarzu wyglądał tandetnie. Metalowa tabliczka na
drzwiach numeru 1225 ogłaszała: dr Evan R. Fischman, doradca rodzinny. Wewnątrz tradycyjne
fotele i lampy z supermarketu. Gail podała nazwisko recepcjonistce. Zza szklanych drzwi niósł
się zapach kanapki z tuńczykiem.
Gail usiadła na sofie, położyła torebkę obok siebie, ręce oparła na kolanach. Czuła dziwną
słabość, zawsze towarzyszącą jej w chwilach zdenerwowania. Wpatrywała się w drzwi
wejściowe. Była ciekawa, co Dave powie na jej widok.
Drzwi otworzyły się; Gail spojrzała na łysego, brodatego mężczyznę około pięćdziesiątki,
ubranego w granatowy blezer i szare spodnie. Rzeczywiście, był niski, ale usiłował to
zatuszować, nosząc kowbojskie buty z wężowej skórki na sporych obcasach.
Doktor przyjrzał się jej równie uważnie. Uśmiechnął się. Za grubymi szkłami okularów jego
oczy wydawały się bardzo małe.
Pani Connor? Powiedziano mi, że pani nie przyjdzie.
Gail wstała z uśmiechem, wyciągnęła do niego rękę.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]