[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Królewskiego w Brighton. Z powodu krytyki ze strony
środowisk społecznych i politycznych prace zostały przerwane
do czasu, kiedy królowa, będąca pod wrażeniem wizji Pałacu
Indyjskiego, przeznaczyła na jego budowę pięćdziesiąt tysięcy
funtów z własnych funduszów.
Ozdobne kopuły, całe zespoły kolumn i inne elementy
kute w litym kamieniu, delikatne gzymsy i ozdobione
kunsztownymi deseniami blanki kosztowały fortunę.
Wewnątrz Sali Muzycznej montowano wielkie żyrandole w
kształcie lilii wodnych, chińskie pejzaże z czerwonej, złotej i
żółtej laki, natomiast w Sali Bankietowej - rozłożystą palmę
ze srebrnym smokiem pomiędzy liśćmi. Lord Rothwyn
wiedział, że w zeszłym roku wydatki sięgały trzydziestu
trzech tysięcy, a w tym prawdopodobnie czterdziestu tysięcy
funtów. Lubił jednak regenta jako człowieka i podziwiał jego
pasję tworzenia, jego fantazję i romantyczne upodobania
przepychu, nie znanego w monarchii królewskiej od Karola I.
- Ludzie obrażają mnie, drwiąc z pawilonu - powiedział
gorzko Jego Królewska Wysokość do lorda Rothwyna
podczas jego ostatniej wizyty w Brighton.
- Potomność będzie podziwiać ulepszenia wprowadzone
przez Jego Królewską Mość - odparł lord Rothwyn - a
Pawilon Królewski będzie najwspanialszym obiektem w
Brighton.
Bez względu na wszystkie przychodzące do głowy
argumenty, przemawiające za odwiedzeniem regenta, lord
Rothwyn pragnął jak najszybciej wrócić do Roth Park.
Usadowił się zatem wygodnie, by powozić końmi z
umiejętnością wyróżniającą go spośród elegantów epoki.
Siedzący wysoko z tyłu dwukółki stajenny z satysfakcją
zauważył, że gdy przejeżdżali ulicami Londynu, głowy
przechodniów zwracały się z podziwem w ich kierunku.
Nie można było nie podziwiać lorda Rothwyna. Był nie
tylko przystojny, szczególnie w nałożonym ukośnie cylindrze,
również dbał o elegancję i wspaniałość swoich koni.
Wkrótce pozostawili za sobą domy i znalezli się na
otwartej przestrzeni. Lord Rothwyn pozwolił zaprzęgowi
narzucić własne tempo i z prędkością, która innym mogła się
wydawać wręcz niebezpieczna, jechali drogą północną,
wiodącą przez Barnet i Potters Bar, schodzącą następnie w
dolinę, nad którą położony był Roth Park.
Wielki dom wyglądał pięknie w ciepłym, wieczornym
blasku słonecznym, który sprawił, że czerwone cegły lśniły
niczym drogocenne kamienie. Nad wysokim dachem,
stanowiącym najpiękniejszy element architektoniczny
budynku, powiewała flaga. Poniżej złociście lśnił staw, po
którym z. wdziękiem pływały łabędzie. Jak zwykle, widząc
dom, lord Rothwyn poczuł dumę nie tylko jako jego
właściciel, ale i jako potomek długiej linii inteligentnych,
twórczych przodków.
Z fantazją podjechał do drzwi frontowych, zatrzymał
konie i z uśmiechem zwrócił się do stajennego:
- Lepiej niż zwykle, Ned?
- Trzy minuty szybciej niż poprzednim razem, milordzie.
- To dobrze, Ned.
- Istotnie, milordzie.
Lord Rothwyn wszedł na kamienne schody, gdzie czekał
na niego majordomus. Odbierając od swego pana cylinder i
rękawiczki, majordomus powiedział:
- W Srebrnym Salonie jest dama, która pragnie zobaczyć
się z panem, milordzie.
- Dama? - zdziwił się lord Rothwyn.
- Niejaka panna Studley, milordzie.
Lord Rothwyn znieruchomiał na moment. Potem, z
gniewem w oczach, przemierzył hall. Lokaj otworzył drzwi do
Srebrnego Salonu i lord wszedł do środka. Zofia stała przy
oknie. Zdjęła czepek i na jej złotych włosach olśniewająco
igrało słońce. Ukazywało także doskonałość jej różowo -
białej skóry, głęboki błękit oczu i klasyczną linię różanych ust.
Odwróciła się, gdy wszedł, i z okrzykiem zadowolenia
pobiegła ku niemu.
- Inigo!
- Co ty tu robisz? - Pytanie było zadane ostro i
gwałtownie.
Zofia zatrzymała się i podniosła oczy.
- Czyż potrzeba pytać?
Gdy lord Rothwyn przyglądał się jej bez słowa,
wyciągnęła ku niemu białe ramiona, jakby chcąc mu je
zarzucić na szyję.
- Musiałam przyjechać, Inigo! - powiedziała
dramatycznie. - Musiałam!
- Mogę zapytać, co chcesz przez to powiedzieć? -
Przytuliłaby się do niego, ale odszedł i stanął tyłem do
kominka. - Nie zapraszałem cię.
- Wiem - odparła łagodnie. - ale nie mogłam już dłużej
nie widzieć się z tobą, więc przyjechałam.
- Nie mamy sobie nic do powiedzenia - oświadczył lord
Rothwyn. - Zupełnie nic!
- Ja mam wiele do powiedzenia tobie - rzekła
uwodzicielskim tonem Zofia. - Mówiąc te słowa podeszła do
niego i stanęła obok. - Kocham cię! - powiedziała. - Dopiero
teraz zdałam sobie sprawę z tego, jak bardzo cię kocham! Nie
potrafię żyć bez ciebie.
Lord Rothwyn znów popatrzył na nią i jego usta
wykrzywiły się w cynicznym uśmiechu.
- A cóż spowodowało taki nagły wybuch namiętności?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]