[ Pobierz całość w formacie PDF ]

da kobieta wstała i pochyliła się nad drobniuchną
twarzyczką, tonącą w bieli poduszek i koronek.
 Zpi moje złoto, moja pociecha!  mówiła,
poprawiając ostrożnie posłanie.  Boże drogi! co
167/239
to za anielska dziecina! Jak się to przez sen
uśmiecha!
 Albo mu to zle?  zauważyła filozoficznie
niańka.
 Och! to, to moje wszystko!  wyszeptała z
namiętną tkliwością kobieta i pochyliła się jeszcze
niżej, a w tem poruszeniu jeden z jej olbrzymich
warkoczy osunął się na jedwabną kołderkę. Młoda
matka odrzuciła go w tył, zagniewana na tę swoję
ozdobę, która jej mogła dziecko obudzić, i usiadła
na dawnem miejscu. Rozczesawszy włosy, opuś-
ciła dłonie na poręcze, oparła głowę o wysłanie
fotelu i zwróciła się twarzą ku oknu, przez które
świecił księżyc... Pierś jej podnosiła się równym
i głębokim oddechem, jakby wciągając w siebie
tę czystą atmosferę cichego, domowego szczęś-
cia, która wiała od tych białych draperyj osłaniają-
cych łóżko, i bujającej się bez szelestu kołyski. Był
też jakiś niewysłowiony spokój w układzie całej jej
postawy i była pełna pogody zaduma w rysach. A
przecież te rysy, wdzięczne lecz nieregularne, mi-
ały w sobie coś, co oku bacznego fizyognomisty
zdradziłoby temperament namiętny i wrażliwy, a
ten spokój bezdenny wyglądał jakby zdobyty z
trudem odpoczynek po wielkich burzach i
walkach.
168/239
Mogła mieć lat dwadzieścia cztery, a może i
więcej. W sypialni i przyległych do. niej pokojach
panowało najzupełniejsze milczenie. Godzina była
kwadrans na jedenastą.
Nagle gdzieś wgłębi mieszkania zadzwięczał
ostrożnie pociągnięty dzwonek...
Młoda kobieta podniosła głowę z pewnem
zdziwieniem.
 Ktoby to mógł być? o tej porze? 
wymówiła z cicha.
 Może pan przyjechał  rzekła niańka zas-
panym głosem.
 O! nie... Pan przyjedzie dopiero pojutrze.
Pewnie interesant jaki.
Nie zaciekawił jej ten interesant, ale mimowoli
patrzyła na drzwi.
I, jakby w odpowiedzi na to nieme pytanie,
uchylono je ostrożnie i wszedł lokaj, stąpając na
palcach.
 Posłaniec przyniósł, proszę pani 
wymówił, podając jej list na tacce.
 To pewno do pana  rzekła, nie biorąc 
niech Jan położy na biurko.
 Nie, proszę pani, mówił wyraznie, że to do
samej pani.
169/239
 Do mnie?
Wyciągnęła niedbale rękę, spojrzała na adres
przy stłumionem świetle lampy i nagle usiadła
prosto w fotelu.
Lokaj już był wyszedł, niańka z głową na
kolanach zaczynała znowu drzemać. Nieotwor-
zona jeszcze koperta szeleściła w rękach młodej
kobiety... Szelest tego welinu ostry i suchy, jak
dysonans zmącił łagodną, senną ciszę, zalegającą
przedtem sypialnię.
 Co to znaczy?  wyszeptały drgające usta
kobiety  co to znaczy?...
Obu rękami przycisnęła rozpaloną gwał-
townem wzruszeniem pierś, poczem z nagłą de-
terminacyą rozerwała kopertę i otworzyła złożony
w nim arkusik...
Na arkusiku, śmiałem męzkiem pismem rzu-
coną była tylko data "16 pazdziernika, " pod nią
wyraz "Pamiętasz?" znak zapytania i... nic
wiecej...
Czy pamięta?
Przed kilkoma minutami pamiętała tylko, że
ma męża i dziecko, że jest potrzebną dla szczęścia
dwóch najbliższych istot, z których jedna ją kocha,
a druga kochać będzie, że ją otacza miłość, sza-
cunek, dobrobyt, zapewniona przyszłość, opieka
170/239
szlachetnej męzkiej dłoni, wszystko, w czem los
ułożył jej serce, jak delikatny klejnot w wywa-
towanem pudełeczku, aby je przez ten świat
okrutny i twardy przeniosła cało i bezpiecznie.
A tu nagle... jeden wyraz, jak pocisk metalowy
padający na szklane malowidło, druzgoce cały ten
obraz, a ze wspomnień, których tłum nadpływa za
nim, jak hufiec za dowódcą, zaczyna się układać
inna mozajka...
Czy pamięta?
Och! i jak jeszcze!...
Pamięta taki sam wieczór pazdziernikowy,
wyjątkowo ciepły i wysrebrzony księżycem, i oświ-
etlone okna wiejskiego dworu, i dzwięki balowej
muzyki, rozchodzące się po ogrodzie, i altanę
spowitą karmazynowym winogradem, przez
którego zwoje dzwięki te wypadały stłumione i
przerywane...
Pamięta, na czyjem ramieniu oparta weszła
do tej altany, odpocząć trochę po tańcu... Pamię-
ta, jak to ramie oplotło jej kibić, jak namiętne usta
ukochanego pierwszą miłością mężczyzny piły z
jej ust rozkosz pierwszych pocałunków, jak głos
jego szeptał: kocham! kocham!... Pamięta, jak mu
odpowiedziała: "kocham na zawsze!" i to także
pamięta, że on za nią tego wyrazu nie powtórzył...
171/239
I znowu inny obraz.
Kilka tygodni szczęścia, upojenia, marzeń, w
których jej gorące serce pozwalało mu czerpać
bezgranicznie w skarbach swoich uczuć, a
potem... nić się rwie... on wyjeżdża bez pożeg-
nania za granicę, a wraz z nim ulatnia się jedna
z gwiazd baletowych; ona zostaje złamana, zroz-
paczona i pomimo wszystkiego tęskniąca. I na
tem koniec?... Nie! to był dopiero początek dzi-
wnie dramatycznej plątaniny życiowych kolei
dwóch jednostek, pod wielu względami
wyjątkowych, zbliżonych do siebie, a przecież
odmiennych, oddziaływających na siebie wzajem- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • projektlr.keep.pl