[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zaprosił go do swego stolika. Certując się trochę, brunet przyjął jednak
zaproszenie.
Kelner był nie mniej ucieszony od Hindusa. Chcąc nadrobić swoje
mankamenty w dziedzinie znajomości angielskiego, jak uskrzydlony
podawał przekąski, rozstawiał nakrycia.
Wielokrotnie, z upodobaniem powtarzając sorry!, nalewał polskie
trunki.
Towarzysko nastawiony Hindus, który nareszcie znalazł człowieka
nie tylko rozumiejącego, co on mówi, ale również odpowiadającego mu
zrozumiale  zwierzył się swemu nowemu znajomemu, że słyszał o
zaletach polskiej wódki, kiedyś nawet ją próbował i że z największą
chęcią przy dzisiejszej kolacji powtórzy te próby.
Kolacja trwała  panowie rozmawiali z niesłabnącym ożywieniem.
Kieliszki krążyły nieczęsto  za to metodycznie. Po godzinie panowie
byli jeszcze przy przekąskach.
Przechodzący między stolikami elegancki blondyn przystanął. Na
jego twarzy odmalowało się kolejno: zdziwienie, niedowierzanie,
pózniej błysk pewności w oczach. Rozpromienił się i zawołał:
 Kopę lat, jak się masz, byku krasy!
Brunet też się rozpromienił.
Hindus dowiedział się zaraz, że obaj panowie są kolegami z
uniwersyteckiej ławy, że zgubili się z oczu i oto spotkali się po latach.
Pan Elebi wzruszył się tym spotkaniem przyjaciół z młodzieńczych lat i
zapewnił blondyna, że będzie się czuł zaszczycony, jeżeli ten zechce
przyjąć jego zaproszenie na dzisiejszą kolację.
Niestety blondyn był umówiony z kimś przy barze i nie mógł
skorzystać z tak miłej propozycji.
Hindus był zasmucony, a brunet poprosił swego kolegę, aby za
godzinę przyszedł do nich na jeden kieliszek  wtedy wymienią adresy,
by znowu nie zgubić się z oczu na następne lata.
 Dobrze  blondyn spojrzał na zegarek  za godzinę dobiję do was
na pięć minut.
Brunet pocieszył Hindusa, że jego przyjaciel przyjdzie do nich
przynajmniej na chwilę.
Kolacja trwała dalej.
Blondyn siedział przy barze i nie śpiesząc się, samotnie popijał
małymi łykami soplicę. W ciągu zapowiedzianej godziny wypił dwa
kieliszki. Po obu jego stronach siedziały pary młodych ludzi, paplając
bez przerwy. Wiadomo było, że nieważne jest dla nich to, co mówią.
Znaczenie miały uśmiechy, spojrzenia, oni byli zakochani.
Dokładnie na kilka sekund przed umówioną godziną blondyn rzucił
pieniądze na bar i miał zamiar podnieść się ze stołka, gdy młodzi ludzie
siedzący z obu jego stron rozpromienili się, objęli go serdecznie i
zawołali:
 Kopę lat, jak się masz, byku krasy!
Blondyn ze zdumieniem, podejrzliwie przyjrzał się obu młodym
ludziom.
 Pomyliliście się, panowie  delikatnie starał uwolnić się z
serdecznie obejmujących go rąk.
 Jak to! Nie poznajesz kolegów z uniwersyteckiej ławy?  zawołał
z wyrzutem kolega Nr 1.
 Czyżbyśmy się aż tak zmienili?  zaniepokoił się kolega Nr 2.
 Pamiętasz Kraków i dziewczynki?  rozrzewnił się kolega Nr 1. 
Barman, trzy winiaki!
 Ależ ja nie studiowałem w Krakowie  wyjaśnia ofiara
uniwersyteckiej przyjazni.
 Pamiętasz profesora? Tego z bródką? Barman, trzy winiaki, trzeba
uczcić to spotkanie!  nie dał się zdystansować kolega Nr 2.
 Panowie, to jakaś pomyłka, ja w ogóle nie studiowałem na żadnym
uniwersytecie!  jęknął delikwent.
 He! he! To ci kawalarz, on zawsze był kawalarz!  zanosił się od
śmiechu kolega Nr 1.
 No, to chlap, za studenckie czasy!  zawtórował mu kolega Nr 2.
Zrozpaczony były akademik wypił podsunięty mu kieliszek, sądząc,
że łatwiej będzie mu przerwać te przyjacielskie czułości. Nie docenił
bezmiaru przywiązania obu kolegów. Zdusili go w uścisku tak, że nie
mógł ruszyć się od baru.
Spróbował pertraktacji.
 Worek dziś się rozpruł z kolegami  roześmiał się przymilnie. 
Właśnie umówiłem się tu również z przyjacielem ze szkolnej ławy.
Pamiętacie Heńka? Nie? No coś takiego! Najlepszy matematyk na
kursie!  zażył ich z mańki.
 Niemożliwe, jest Heniek?  rozpromienili się obaj koledzy.
 Zaraz będzie musiał postawić nam wódkę. Wiesz, on zrobił
karierę. Dygnitarz!  Kolegów ogarnął szalony entuzjazm. Obaj
panowie przekrzykiwali się w rewelacjach na temat Heńka.
Blondyn nie znalazł dość czasu, aby wtrącić chociaż jedno słowo.
Nieszczęsny wychowanek Uniwersytetu Jagiellońskiego w ostatniej
rozpaczy poszukał sprzymierzeńców wśród pań.
 Niech panie nie pozwolą się tak zaniedbywać!  zawołał dziarsko.
 Jesteśmy wzruszone taką przyjaznią!  pisnęły zupełnie
zachwycone panie.
Ogarnięty desperacją szarpnął się, próbując wyśliznąć się z
podwójnego serdecznego uścisku. Ramiona kolegów zwarły się
natychmiast  poczuł, że jego oddani przyjaciele mają żelazne mięśnie.
Niebywała radość przyjaciół trwała jeszcze kilka minut.
Pózniej jedna z pań powiedziała:
 Załatwione.
Zapał kolegów ostygł.
 Idziemy do Heńka  zdecydował kolega Nr 1. Nie zważając na
protesty i bierny opór blondyna, koledzy zręcznie zsadzili go ze stołka
i, serdecznie wspierając pod ręce, skierowali w stronę sali. Próbował
się opierać  ale to były dziecinne wybiegi  na które przywiązani doń
koledzy nie zwrócili uwagi. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • projektlr.keep.pl