[ Pobierz całość w formacie PDF ]

pensją. Inni byli hardzi i wykrzykiwali na złe jadło.
Wszyscy, zebrawszy się wieczorem około czworaków albo między stodołami, głośno rozprawiali o
tym, że "już chyba z dziedzica nic nie będzie!" Tylko stangret, Jędrzej, który z panem od dziesięciu lat
jezdził, oparłszy się na płocie słuchał w milczeniu, palił fajeczkę, która umiała świergotad, i czasami
mruknął:
- At! głupieśta wy...
- Albo co? - spytał go największy malkontent, gumienny.
- Bo to, żeśta głupi! - odparł Jędrzej i splunął. - Chodby i sprzedali ten folwark, to dziedzicowi
jeszcze nic nie będzie.
- No, a gdzież on będzie mieszkał, jak go stąd wybronują?
- W mieście, i lepiej niż tu.
- A co będzie jadł?
- Jużci, że to, czego z was żaden nie powącha.
- Aż nią, jak i z dziedmi?
- Także będą w mieście, gdzie apteka niedaleko. A jak, czego Boże broo, ona odejdzie, to dziedzic
ożeni się z taka bogatą, że za jeden jej pierścionek wieś by kupił - mówił Jędrzej.
- Może i tak!
- A ino!
- No, a jakże z nami będzie, co nam nie popłacił?
- Z wami?... Jeszcze by on was swoją nędzą karmił i poił przez cały rok. Jak sprzeda folwark, to wam
zapłaci.
29
- Zawdy my tu niedługo chyba popasiemy?...
- To inna rzecz, a tamto inna rzecz. Kto chce iśd, niech idzie, gdzie mu lepiej, a ja przy dziedzicu
zostanę.
To rzekłszy Jędrzej wyprostował się leniwie i powlókł do stajni, nie patrząc nawet na radzących.
Parobcy spojrzeli po sobie.
- Szczeka czy gada prawdę? - spytał jeden.
- Co ma szczekad! Pójdzie wszędy za dziedzicem, jak woznica za wozem, bo wie, że mu tamten
krzywdy nie zrobi.
- Jużci prawda!... Abo to jemu żona, abo dzieci? Stary sam jak palec, jeżdżą sobie we dwóch, piją
arak i spekulują na dziewki, gdzie się uda.
Ponieważ gospodyni księdza dziekana rzeczywiście w upłynionym tygodniu umarła, klucznica więc,
Kiwalska, ze łzami wprawdzie i zaklęciami, ale nader stanowczo podziękowała pani za służbę.
Twierdziła ona, że kocha cały dom bez pamięci, że pewnie umrze z tęsknoty, gdy się oddali, ale że
religijny obowiązek nakazuje jej pójśd do księdza dziekana, którego niegodziwe służące zamorzyły
głodem. Dodała w koocu, że nawet nie śmie przypominad o należnych jej zasługach, ale wierzy w to,
jak w świętą Ewangelią, iż paostwo krzywdy jej nie zrobią.
W postępowaniu panny Walentyny także zaszła zmiana. Widząc, jak się wszyscy wynoszą,
zapewniała głośno, że ani myśli opuszczad edukacji Anielki, którą polubiła, ale - że z panem pod
jednym dachem mieszkad nie może. Słysząc to pani ruszyła nieznacznie ramionami, nie tyle spokojna
o wiernośd męża, ile o wpływ wdzięków uczonej osoby. Odpowiedziała jej więc, że pewnie obie z
dziedmi wyjadą do Warszawy w jesieni, a że tymczasem męża jej często w domu nie ma, sądzi przeto,
że panna Walentyna mogłaby chod w części opanowad swój niepokój.
Rzeczy więc zostały w zawieszeniu, niemniej jednak panna Walentyna oddała bieliznę do prania i
co już było złym znakiem, więcej czasu poświęcała pilnowaniu swej cnoty aniżeli uczeniu Anielki. Dla
rozmaitości trzy razy na dzieo karmiła wróble z okna pokoju, który zajmowała na poddaszu,
szczęśliwa, że między nią i niebezpiecznym uwodzicielem znajduje się kilka pokojów i kilkanaście
schodów.
Anielka miała jednak czas zajęty więcej niż kiedykolwiek. Jeżeli bowiem wykłady i objaśnienia
trwały krótko, natomiast rozmaite zadania, pisania, przepisywania i lekcje na pamięd sypały się w
dozach podwójnych. Jakby przeczuwając rychły wyjazd, panna Walentyna pragnęła w głowę swe]
wychowanki lad światło wiadrami, snadz, aby go na dłuższy czas wystarczyło. Toteż biedne dziecko,
któremu potrzeba było ruchu i powietrza, pomizemiało w ciągu kilku dni. Do ogrodu wychodziła
rzadko, a już jego części do gościoca przyległej unikała zupełnie. Całą jej pociechę stanowił Karusek,
asystujący swej pani ciągle, o ile okoliczności pozwalały. Siadywał z nią razem obok szklanej altany,
jadł resztki obiadu, które mu w kieszeni przynosiła, słuchał jej łagodnych upomnieo i nieomal uczył się
z nią różnych przedmiotów, które może niedługo tak stanowid będą minimum psiej edukacji, jak dziś
wchodzą do ludzkiej. Rozrywka, chodby z psem, była tym niezbędniejszą dla Anielki, że dziewczynka,
kto wie, czy nie najmocniej odczuwała grozę sytuacji.
30
Serce jej na ciężkie wystawione było próby, i trudno zgadnąd nawet, jakim sposobem na tak małym
przedmiocie zarysowad się mogło z przerażającą dokładnością tyle uczud bolesnych.
Jaką to straszną rzeczą były dla niej owe szare obwódki około matczynych oczu! Jakim ciosem
wykrzyknik: "Już skooczyłam ostatnią puszkę ekstraktu słodowego i nie wiem, kiedy dostanę nową!"
Co się działo w niej na widok smutku ojca, którego wahania się i trwogi przeczuwała w sposób
niejasny. Tak samo przeczuwała, co ukrywa się za pochmurnymi twarzami parobków i ich hardością,
co znaczy oddalenie się Kiwalskiej. A już zupełnie zrozumiała zachwycone w przelocie zdanie jednego
z fornali: - Jak tu robid, kiedy my głodni, woły głodne i ziemia niesyta!... Ludzie, woły, a nawet ziemia
głodna!... Ludzie jeszcze odejdą, ale już woły chyba zdechną, a co będzie z ziemią?... Czyżby i ona
umrzed miała z głodu?... Czyżby przestała rodzid zboża i zioła, karmid drzewa i ptaki?... Więc może
nadejśd chwila, w której pusty dwór otoczą sczerniałe badyle i konary ogołocone z liści?... Ich ziemia
umrze!... jaka straszna myśl. To chyba i oni wszyscy umrą: ojciec, matka, Józio, a najpierw ona sama,
aby nie widzied cmentarza ludzi, zwierząt i przedmiotów. Gdy zapadł wieczór i na zachodzie rysował
się blady rąbek światła, ach! taki blady jak jej strwożona dusza, wtuliła się w najciemniejszy kąt
ogrodu, pod starą lipę, na której jakiś ptaszek kwilił przez sen, i zalana łzami modliła się do Boga o
miłosierdzie nad rodzicami, Józiem, parobkami, wołami i ziemią. Niekiedy budziła się w niej nowa
wątpliwośd. A może w tej chwili Bóg odchodzi w jakie inne miejsce i nie słyszy jej łkao pokornych?...
O, bodajby nigdy podobne pytania nie budziły się w piersi dziecięcej...
Tymczasem godziny biegły, w dzieo wschodziło i zachodziło słooce, w nocy z niezachwianą [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • projektlr.keep.pl