[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Super! Teraz mamy prawdziwe przyjęcie! - zachwycił się Archie. - Nie bój się,
Scout - dodał, gdy wetknęła do buzi kciuk. - Nic ci nie zrobią, obiecuję. Hura! - Chwycił
dziewczynkę za rączkę i zaczął z nią tańczyć po całym ogrodzie, aż zapomniała, że się
boi.
Nie był to koniec niespodzianek, choć następna okazała się dla Liz. Dzieci skoń-
czyły lody i uspokoiły się, a nawet ukradkiem zaczęły ziewać. Wtedy pojawiły się pani
Preston i Daisy z propozycją, żeby Scout spędziła noc w pokoju dziecinnym w rezyden-
cji.
- Tak, proszę, bardzo, bardzo proszę, mamusiu! - wyrzuciła z siebie Scout, zanim
Liz miała szansę dojść do słowa.
Do tego dołączył swoje żarliwe błagania Archie, więc nie miała wyjścia i zgodziła
siÄ™.
Zabrała piżamkę Scout i właśnie chciała skierować się do rezydencji, jednak pani
Preston oznajmiła:
- Wy dwoje teraz odpocznijcie. Och, spójrzcie, nie skończyliście wina!
W ten sposób w ogrodzie zapadła cisza, a Liz znalazła się sam na sam z Camem i
drugim kieliszkiem wina w ręce. Wschodził srebrny sierp księżyca, ft z paleniska unosiła
się blada strużka dymu. Zwietliki krążyły nad grządkami kwiatów, trzepocząc deli-
katnymi skrzydełkami.
R
L
T
Mimo piękna wieczoru Liz zmarszczyła brwi.
- Nie musiały tego robić.
Skrzywił się i pomyślała, że jakoś to skomentuje W końcu zauważył:
- Dzieciaki naprawdÄ™ niezle siÄ™ ze sobÄ… dogadujÄ….
- Mają sporo wspólnego. Aadnie się wyrażają, jak na swój wiek. Pewnie dlatego, że
są jedynakami, więc dorośli poświęcają im dużo uwagi. Prawdę mówiąc Archie wydaje
się szczególnie rozgarnięty. I wrażliwy
- Z pewnością docenia to, że gości ciebie i Scout Wydaje się... hm, takie stwierdze-
nie brzmi dziwnie w odniesieniu do pięciolatka, ale wydaje się bardziej zrelaksowany.
- Z wyjątkiem momentów, gdy jakaś dziewczynka go popycha. Prosiłam Daisy,
żeby uważała na takie zachowanie.
- Prawdopodobnie do tej pory ustalili już kryteria zachowania. Granice przestrzeni
osobistej. - ZerknÄ…Å‚ na niÄ…. - Tak jak my.
Spuściła wzrok na kieliszek z winem i upiła łyk.
- Co byś powiedziała, żebyśmy rozszerzyli kryteria, Liz?
Już chciała zapytać, o co mu chodzi, lecz wiedziała, że byłoby to niegodne. Wła-
ściwie ich kryteria rozszerzyły się same, zaledwie kilka godzin temu.
- Ja... sądziłam, że wszystko świetnie się układa - powiedziała w końcu smętnie.
R
L
T
ROZDZIAA SIÓDMY
- Bo tak jest - odparł sucho.
- Przestanie, jeśli ciągle... - umilkła, nie mogąc zebrać myśli.
- Będziemy się nawzajem pragnąć? Czyli dobrze mi się zdawało wcześniej?
Rzuciła mu krótkie spojrzenie.
- Droga Liz - powiedział przeciągle, odczytując je. - Nie wszystko po tobie widać.
Na przykład, gdy przyszedłem po południu do twojego ogrodu, wiało od ciebie chłodem.
Zastałem cię przygotowaną, żeby trzymać mnie na dystans najlepiej stu kilometrów. Al-
bo... - przyjrzał się swojemu kieliszkowi - zamierzałaś wydrapać mi oczy, niech no tylko
zrobiÄ™ coÅ› nie tak.
Wyprostowała się, wciągając ze świstem powietrze.
- To nieprawda!
Wzruszył ramionami.
- W takim razie spięłaś się. Wtedy zacząłem się zastanawiać.
Gniew z niej wyparował. Obserwował ją w zamyśleniu.
- Nadszedł chyba czas, żebyś przyznała, że jesteś człowiekiem. Miałaś dobry po-
wód, odrzucając pociąg fizyczny pod ciężarem doznanego zawodu. Nie wolno ci jednak
do końca życia zachowywać się w ten sposób.
- Czyli... czyli... - wykrztusiła trzęsącym się głosem - uważasz mnie za melodrama-
tyczną i niepoważną?
- Tego nie powiedziałem, za to przedkładam ci następującą propozycję: odważ się.
Właśnie to próbuję przekazać.
- Poprzez nawiązanie z tobą romansu? - powiedziała z zaciśniętym gardłem. - Ja...
- Liz, nie zamierzam sprawić, żebyś zaszła w ciążę, po czym cię opuścić - dodał
rozmyślnie. - Lecz nie możemy tego tak ciągnąć. Ja nie mogę tego tak ciągnąć. Pragnę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • projektlr.keep.pl