[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Zanim go jednak o to zapytała, Larry wysiadł i rozejrzał się dokoła. Gdy usiadł z
powrotem za kierownicą, był przerażony.
- Nadjeżdża wóz policyjny - zauważył.
- To dobrze - ucieszyła się Abbey. - Wezwą pomoc.
- Nie rozumiesz. Tutejsza policja jest cięta na kierowców po alkoholu.
Każą dmuchać każdemu, kto wydaje im się choć trochę podejrzany.
- Ale ty nie piłeś...
- Byłem dziś zdenerwowany - przerwał jej Larry. - Zanim po ciebie
przyjechałem, wypiłem dwie podwójne whisky, a kiedy płaciłem rachunek,
jeszcze jedną. Zrobią mi test, mogę stracić pracę.
- Szybko, przechodz na moje siedzenie - poleciła Abbey. - I spuść głowę.
- Co chcesz zrobić?
Ale Abbey już wyskoczyła z auta i przebiegła na stronę kierowcy.
- Rusz się, Larry! Ja siądę za kierownicą. Prawie nie piłam.
- Naprawdę, zrobisz to dla mnie? - Larry nie wierzył własnym uszom.
- Rusz się! - ponagliła go.
Kiedy zjawili się policjanci, zastali zmartwioną parę, której samochód
wypadł z szosy. Kobieta prowadziła, mężczyzna siedział obok.
- Czy ktoś jest ranny? - spytał policjant. - Mamy wezwać karetkę?
- Myślę, że jako tako panujemy nad sytuacją - powiedziała Abbey.
Godzinę pózniej siedzieli w samochodzie pomocy drogowej, który
holował auto Larry'ego do Dunlort.
- Policjant dobrze wiedział, że to ja prowadziłem - mruknął Larry. -
Poznałem to po jego oczach. A kiedy powiedział ci, żebyś była ostrożna, miał na
myśli mnie.
- Zrobił mi test i to wszystko - skwitowała Abbey.
- Nie wracajmy już do tego.
- Wybaczysz mi, że się upiłem?
- Ryzykowałeś życie swoje, moje i innych użytkowników szosy. Możesz
sobie sam wybaczyć?
- Nie bardzo.
Wysiedli przed hostelem, podczas gdy laweta odwiozła samochód do
warsztatu.
- Idę do siebie - oświadczył Larry. - Mam parę rzeczy do przemyślenia.
Dziękuję ci. Dobranoc.
Abbey została jeszcze chwilę na dworze i obserwowała port. Gdy weszła
do środka, w korytarzu zobaczyła Johna.
- Co ty tu robisz? - wykrzyknęła zdziwiona. -Powinieneś być w szpitalu.
- Nie trzymają tam ludzi wiecznie. Przekonałem ich, żeby mnie wypisali.
- Jak się czujesz? Jak bark? - zapytała.
- Jeszcze jest trochę sztywny. Mam zapas opatrunków, myślę, że będę
mógł nurkować.
- Jeśli ci pozwolę - zaznaczyła. - Najpierw muszę zobaczyć wypis.
Chciałam wstąpić na kawę do bufetu. Pójdziesz ze mną? - zaproponowała po
chwili.
- Czemu nie? - Weszli do bufetu i kupili w automacie kawę.
- Prowadzisz bardzo ekscytujące życie - zauważył chłodno. - Czy Larry
rozbił samochód, jak jechaliście razem?
- Nie rozbił go. Wypadliśmy z szosy - skorygowała.
- Nic ci się nie stało? - John przyjrzał się jej bacznie.
- Nic.
- Larry Kent ma skłonności do zbyt szybkiej jazdy. Jest niebezpieczny.
Pił?
- Kiedy policja nas znalazła, ja siedziałam za kierownicą - powiedziała
Abbey.
- Pozwolił ci prowadzić swój samochód? - John był zaskoczony. -Przecież
to jego skarb. Musicie być w bardzo dobrej komitywie.
Ton Johna wyraznie wskazywał, że nie jest zachwycony jej spotkaniem z
Larrym. Cóż, jest wolna, John nie ma do niej żadnych praw.
- Jeśli nawet, to moja sprawa, nie sądzisz?  odparowała.
- Oczywiście - przyznał ze spokojem.
- Nie wiem, po co ci to mówię, bo to naprawdę nie twój interes. -
Westchnęła. - Ale tego wieczoru już raz skłamałam, a nie lubię kłamać. Powiem
ci coś w zaufaniu.
- Potrafię dochować tajemnicy. - Popatrzył na nią zaintrygowany.
- To dobrze. Nie chcę, żebyś cokolwiek mówił czy robił w tej sprawie. Po
pierwsze, poszliśmy z Larrym na kolację jako koledzy, to wszystko. Po drugie,
wypił trochę za dużo, wpadliśmy do rowu, a ja siadłam za kierownicą, żeby nie
musiał dmuchać w alkomat.
- Poprosił cię o to? - spytał ostro John.
- Nie, sama mu to zaproponowałam. I cieszę się, że to zrobiłam.
- Jesteś dobrym przyjacielem - stwierdził. - Mam nadzieję, że to docenił.
- Ja też. Ale nie chciałabym po raz drugi wsiąść z nim do samochodu.
- Cieszę się, że powiedziałaś mi prawdę, Abbey. I dochowam tajemnicy,
choć chętnie zamieniłbym słówko z Larrym. A teraz już pójdę, dobranoc.
Przez następnych kilka dni na  Hildzie Esme" było dwóch szefów
płetwonurków. Frank Sellars dowodził załogą, dopóki nie stało się pewne, że
John może podjąć swe obowiązki. Obaj mężczyzni wydawali się zadowoleni z
takiego rozwiązania.
Abbey już pierwszego dnia po wypisaniu Johna ze szpitala obejrzała jego
bark i sprawdziła zakres ruchów. Stała właśnie na pokładzie, gdy podszedł do
niej Larry.
- Chciałbym cię znowu zaprosić na kolację - o-świadczył. - Dokładnie za
trzy miesiące.
- Za trzy miesiące? - Rzuciła mu zdziwione spojrzenie.
- Będę pił tylko wodę mineralną - dodał. - Zeszłej nocy podjąłem decyzję.
Wiesz, Abbey, jestem alkoholikiem. Zadzwoniłem do przyjaciela, a on dał mi
kontakt do AA. Zamierzam wziąć udział w terapii. Nie będę już pił.
- Postawiłeś sobie trudne zadanie - zauważyła Abbey. - Ale jeśli
wytrzymasz trzy miesiące bez picia, a ja będę w pobliżu, z największą
przyjemnością pójdę z tobą na kolację. Powodzenia, Larry. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • projektlr.keep.pl