[ Pobierz całość w formacie PDF ]
go trafi na policję.
Dziewczyna przymknęła oczy i uświadomiła sobie gorzką prawdę. Yvon nie był
żadnym bohaterem, a jego idea kontrolowania czarnego rynku sprowadzała się do
załatwiania prywatnych interesów. Nie działał na rzecz nauki, Egiptu czy świata. Jego
miłość do antyków nie była bezinteresowna. Eryka dała się nabrać, a co więcej, mo-
gła nawet stracić życie. Wbiła paznokcie w kanapę. Wiedziała, że musi się stamtąd
wydostać, by opowiedzieć Ahmedowi o grobowcu Setiego.
- Stephanos nie zabił Abdula Hamdiego - powiedziała. - Ludzie, którzy go za-
mordowali, mieszkają w Luksorze i kontrolują dostawy antyków. Posąg Setiego wrócił
do Luksoru. Widziałam go i mogę nas tam zaprowadzić. - Celowo użyła słowa nas .
Yvon spojrzał na Erykę, zdumiony nieco jej ożywieniem, lecz ona uśmiechnęła
się do niego pewnie. Instynkt samozachowawczy dodał jej nieoczekiwanej siły.
- Poza tym - ciągnęła - szlak Stephanosa przez Jugosławię jest o wiele lepszy
niż wysyłanie antyków z Aleksandrii w belach bawełny.
Markoulis pokiwał głową i rzekł do Yvona:
- Mądra kobieta. I ma rację. Moja metoda jest o wiele lepsza od pakowania
eksponatów w bawełnę. Naprawdę to był twój plan? Mój Boże, przecież to nie prze-
trwałoby więcej niż dwie wysyłki.
Eryka przeciągnęła się. Wiedziała, że musi przekonać Francuza o swym zainte-
resowaniu antykami.
- Jutro pokażę wam miejsce ukrycia posągu Setiego.
- Gdzie on jest? - spytał Yvon.
- Na zachodnim brzegu, w jednym z nieoznaczonych grobowców. Trudno opi-
sać dokładne położenie. Znajduje się nad wioską Qurna. Jest tam wiele innych inte-
resujących okazów. - Wsunęła dłoń do kieszeni dżinsów, wyciągnęła złoty wisior Se-
tiego i niedbale rzuciła go na stół. - Chcę, aby Stephanos przemycił ten wisior dla
mnie, w nagrodę za znalezienie posągu.
- Jest wspaniały. - De Margeau obracał w palcach naszyjnik.
- Jest tam wiele innych skarbów, o wiele cenniejszych od tego. Mogłam zabrać
tylko wisior. Co do mnie, chciałabym wziąć prysznic i odpocząć. Jeśli jeszcze tego nie
zauważyliście, miałam niezłą noc.
Eryka podeszła do Yvona i pocałowała go w policzek, choć nie przyszło jej to
łatwo. Podziękowała Khalifie za pomoc, a następnie śmiało ruszyła ku drzwiom.
- Eryko... - odezwał się cicho Francuz.
- Tak? - Odwróciła się.
Zapadła cisza.
- Może powinnaś zostać tutaj - zaproponował Yvon, najwyrazniej głowiąc się,
co z nią zrobić.
- Dziś jestem za bardzo zmęczona - oświadczyła Eryka. Podtekst był oczywisty.
Stephanos uśmiechnął się.
- Raoul! - zawołał Yvon. - Chcę mieć pewność, że panna Baron jest bezpiecz-
na.
- Myślę, że nic mi się stanie - odparła dziewczyna otwierając drzwi.
- To dla pewności - nie ustępował Francuz. - Chcę, aby Raoul poszedł z tobą.
Ciało Evangelosa leżało nadal przy basenie. Raoul i Eryka zatrzymali się przy
zwłokach. Grek wyglądał jak pogrążony we śnie, jedynie obok głowy rozlewała się
kałuża ciemnej krwi. Eryka odwróciła wzrok, kiedy Raoul pochylił się nad ciałem, by
sprawdzić, czy mężczyzna na pewno nie żyje. Nagle dostrzegła pistolet leżący nie
opodal na kafelkach. Spojrzała ukradkiem na Raoula. Zajęty był przewracaniem
Evangelosa na plecy.
- O Boże, Khalifa jest fantastyczny. Trafił go między oczy - powiedział, nie pa-
trząc nawet na dziewczynę.
Eryka schyliła się i podniosła pistolet. Był cięższy niż się spodziewała. Położyła
palec na spuście. Nienawidziła broni, bała się jej. Nigdy wcześniej nie trzymała pisto-
letu w dłoniach, a jego zabójcza moc przyprawiała ją o dreszcze. Nie miała żadnych
złudzeń. Wiedziała, że nigdy nie pociągnie za spust, a mimo to odwróciła się i popa-
trzyła na Raoula, który podnosząc się z ziemi, otrzepywał ręce.
- Nie żył już, zanim padł na ziemię - rzekł Raoul, obracając się w stronę Eryki.
- O, znalazła pani pistolet. Proszę mi go podać, to włożę mu w rękę.
- Nie ruszaj się - wycedziła wolno Eryka. Wzrok Raoula wędrował z twarzy
Eryki na pistolet.
- Eryko, co pani...?
- Zamknij się. Zciągaj marynarkę.
Wykonał polecenie, rzucając marynarkę na ziemię.
- A teraz zawiń koszulę wokół głowy - nakazała.
- Eryko... - stęknął Raoul.
- Ruszaj się! - Eryka wymierzyła do niego z pistoletu.
Wyciągnął koszulę ze spodni i niezdarnie zawinął ją wokół głowy. Pod spodem
miał jeszcze podkoszulek. Pod lewym ramieniem miał przepasany mały pistolet. Po-
deszła bliżej, wyciągnęła broń z kabury i wrzuciła ją do basenu. Kiedy usłyszała
plusk, zawahała się, czy Raoul wpadnie w złość. Co za absurdalna myśl! Oczywiście,
że się wścieknie. Przecież trzymała go na muszce!
Na jej polecenie ściągnął koszulę z głowy, by lepiej widzieć drogę. Przeszli ko-
ło wejścia do hotelu. Chciał coś powiedzieć, ale Eryka kazała mu milczeć. Pomyślała,
z jaką łatwością w filmach gangsterskich obezwładnia się przeciwników bez użycia
siły. Gdyby Raoul odwrócił się nagle, mógłby odebrać jej pistolet. Nie uczynił tego
jednak. Szli gęsiego, kryjąc się w cieniu budynku.
Stare, uliczne latarnie rzucały nikłe światło na rząd taksówek ustawionych przy
krawężniku łukowatego podjazdu. Taksówkarze nie pracowali w nocy, gdyż ich za-
sadnicze zajęcie polegało na kursowaniu między hotelem a lotniskiem. Ponieważ
ostatni samolot przyleciał dziesięć minut po dwudziestej pierwszej, nie mieli nic do
roboty. Turyści woleli jezdzić po mieście romantycznymi zaprzęgami.
Trzymając w drżącej dłoni pistolet Evangelosa, Eryka kazała mężczyznie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]