[ Pobierz całość w formacie PDF ]

słyszę.
- Jak to był legion drugi, to znaczy, ze wcześniej złapał pan pierwszego? - zapytał
naiwnie Kuba.
- Nie, nie, nie - opadły mi ręce. - To byli ludzie.
- Ludzie? - przeraził się Gapiński.
- Chyba chcą mnie zakatrupić...
- To trzeba zawiadomić policję - zaproponował szorstko.  Ale czego oni chcą od
pana? Ukradli panu samochód czy jak? Nie ma go przed posesją?
- To skomplikowana sprawa - chrzÄ…knÄ…Å‚em. -Ale ma pan racjÄ™. Rano pojadÄ™ na
posterunek i wszystko zgłoszę policji.
- Niech pan uważa na siebie - rzekł na pożegnanie sąsiad i ruszył do domu. - A taka
spokojna tu była okolica.
Pan Gapiński oddalił się na dobre mrucząc coś w dalszym ciągu pod nosem.
A ja patrzyłem na Coco i Kubę, którzy stali przede mną, przebierając ze
zdenerwowania nogami.
- A wy co? Nie idziecie do łóżek? Nie zamierzacie chyba trzymać warty pod moimi
drzwiami?
- Nie wiemy, jak to panu powiedzieć... - zaczęła nieśmiało Coco.
- Ta ładna oprawa, którą nam pan dał do przechowania-jąkała się - ta od
Mickiewicza...
- Mów wreszcie, dziewczyno, co się stało?!
- Okradli nas.
ROZDZIAA DZIEWITY
KTO UKRADA OPRAW? " DZIWNY HAAAS W NOCY " MARTWE PTAKI " PO
WOD DO GAPICSKIEGO " WIZYTA SAAWKI I CHAOPCÓW " WERONIKA CHCE
SI ZE MN UMÓWI " MINUTA CISZY " SZYKUJEMY MIOTACZ PAYT " KOLEJNE
KAAMSTWO COCO I KUBY " O SZYFRZE CEZARA " PAWEA DONOSI " PO
ROSYNANTA DO WIZNY " OPOWIADAM O REGIONIE " W LESIE " MIOTACZ PAYT,
UCIECZKA PRZEMYTNIKÓW I DZIELNY KACPER
Zaprosiłem Coco i Kubę do chatki. Odmówili herbaty i szybko przeszli do rzeczy.
- W Wiznie, zaraz po pańskim odjezdzie - opowiadała Coco - napadnięto na nas.
Opisałem im ludzi Miazgi.
- Opis się zgadza - skinęli głowami. - To ci sami.
- Ale jak to się stało? - niedowierzałem.
To było bardzo dziwne. Kuba i Coco albo pomylili złodziei oprawy z Przemytnikami,
albo kłamali. Bo jeśli Przemytnicy ukradli im oprawę rzadkiego wydania  Konrada
Wallenroda", to po co przychodzili w środku nocy, skoro już mieli oprawę? I po co porwali
mnie i Hansa na bagna? Dla zabawy? Przecież Legion 2 wyraznie dał mi do zrozumienia,
abym zwrócił im ją. Wynikało z tego, ze Przemytnicy nie mieli oprawy. Ci, którzy ukradli ją
Coco i Kubie, nie byli więc Przemytnikami.
- Dlaczego nie było was przy jeepie? - zmieniłem temat.
- Wsadzili nas do samochodu i zostawili na drugim końcu miasta.
To było nie tylko bardzo dziwne, ale i niemożliwe. Przecież kiedy po trzech
kwadransach oczekiwania na nich odjechałem do S., wnet zostałem porwany. A to sugeruje,
ze Przemytnicy cały czas śledzili mnie od wyjścia z Izby Pamięci Narodowej. Gdyby
wywiezli Coco z Kubą na drugi koniec miasta, to jak by potem trafili na mój ślad?
Na wszelki wypadek wolałem udawać, ze wierzę w ich wersję. Ale w głębi ducha
zastanawiałem się, dlaczego, u licha, kręcili? Czy może mieli jakiś szczególny powód, aby
taić przede mną prawdę?
- No dobra, niewiele to teraz zmieni - westchnąłem i ruszyłem w stronę drzwi na taras.
- Idzcie spać, jutro pojedziemy na policję.
- Po co zaraz na policję? - wystraszyła się Coco. -- %7łeby ciągali mnie po sądach. Nie
zgadzam siÄ™.
- Czy wiesz, co ukradziono wam w Wiznie? - zbliżyłem swoją twarz do jej
wystraszonej buzi. - OprawÄ™ nieznanego,  pirackiego" wydania  Konrada Wallenroda" z
dedykacjÄ… samego Mickiewicza.
- Wiemy, wiemy, przepraszamy.
Zastanowiłem się chwilkę.
- Ale może macie rację - rzekłem na zakończenie. - Policja nie za bardzo interesuje się
tÄ… sprawÄ….
- No i widzi pan - Kuba puścił do mnie  oko". - Tak będzie lepiej.
Poszli spać. Nie chciało mi się wierzyć w wersję kradzieży oprawy przez
Przemytników. Nawet gdyby taka kradzież miała miejsce, to powinni byli pójść na policję.
Poza tym w kwadrans przeszliby całe miasto i stawili się w miejscu postoju Rosynanta. A
czekałem na nich prawie godzinę! Coś tutaj nie grało.
Niedługo opadły mnie siły, więc położyłem się na łóżku i zasnąłem.
Około trzeciej w nocy obudziły mnie czyjeś kroki na zewnątrz. Zbudziłem się i
zerwałem na nogi, a następnie przystawiłem nos do brudnej szyby. W świetle księżyca
widziałem szarość zbliżającego się dnia, jednak nie udało mi się nikogo wypatrzyć.
%7łałowałem, że nie zastawiłem na intruzów żadnej pułapki, ale w środku nocy po odejściu
Coco i Kuby nie miałem już sił. Gdy ujrzałem Maggie spacerującą po podwórku, położyłem
się uspokojony, obiecując sobie wstać o czwartej.
Wstałem przed ósmą. Zaspałem i na wypad na drugą stronę bagien do Giełczyna było
za pózno. Przemytnicy, jeśli tylko byli jeszcze po drugiej stronie, od razu by mnie zauważyli
za dnia.
Otworzyłem drzwi, wpuszczając do środka chłodne i rześkie powietrze pachnące [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • projektlr.keep.pl