[ Pobierz całość w formacie PDF ]
rządy do ustanowienia, niezliczone marionetki do osadzenia.
A teraz jeszcze dostał tę dziwną wiadomość od jakiejś zapomnianej
kolonii na Bhekar Ro.
Odwrócił się na tronie i popatrzył na zapis komunikatu. Chciał prześledzić
każde słowo rozmowy z burmistrzem Jacobem Nikolai. Nigdy o nim nie
słyszał.
Zmarszczył brwi i wypielęgnowaną dłonią pogładził krzaczaste
bokobrody, zastanawiając się, co z tym fantem zrobić. W pierwszym
odruchu miał zamiar zignorować prośbę o pomoc. Bhekar Ro nie figurowała
na liście ważnych światów, gdzie nowy imperator pragnął umacniać swoją
władzę. Nawet Konfederacja zostawiła tę kolonię samej sobie. Czemu
miałaby go obchodzić garstka wieśniaków z jakiejś zapadłej planetki, o
której nikt nawet nie wiedział, że istnieje?
Z pomieszczeń sąsiadujących z salą tronową dobiegły natrętne odgłosy
młotów, buczenie diamentowych przecinaków, iskrzenie laserowych
spawarek. Po przejęciu kontroli nad rządem terrańskim, Mengsk zarządził
szeroko zakrojone prace budowlane na zrujnowanych planetach, na przykład
tu, na Korhalu, który do tej pory nie wylizał się z ran po okrucieństwach
Konfederacji.
Przez zgiełk maszyn nadal przedzierał się głos imperatora,
przemawiającego do wszystkich Terrańczyków: Zniszczenia dokonane przez
obcych najezdzców mówią same za siebie. Na własne oczy widzieliśmy
nasze domy i całe społeczeństwa obracane w garść popiołu przez
precyzyjne uderzenia Protossów. Byliśmy świadkami, jak koszmarne Zergi
pożerały naszych bliskich. Jakkolwiek niewyobrażalne i bezprecedensowe,
fakty te są znamionami naszych czasów.
Trzeba odbudować infrastrukturę na Mar Sarze i Chau Sarze, zniszczoną
przez inwazję Zergów i ataki Protossów, ale tamte, drugorzędne światy
mogą poczekać. W pierwszym rzędzie Mengsk musi znalezć sposób na
wyduszenie większych podatków od ludności Dominium, aby zasilić swój
imperialny skarbiec. Każda planeta, która nie wznosiła owacji na cześć
imperatora wystarczająco entuzjastycznie, natrafi na poważne trudności w
uzyskaniu funduszy i inżynierów do realizacji swoich projektów
budowlanych.
Nadszedł czas, aby skupić siły pod nowym sztandarem. W jedności
nadzieja. Dołączyło już do nas wiele frakcji. Z rozproszonych rzesz ludzkości
wykujemy monolitową całość skupioną wokół jednego tronu. Z tego tronu
będę nad wami czuwał.
Musi dopilnować, aby mowy koronacyjnej uczył się na pamięć każdy
uczeń na terenie nowego Dominium. Może się okazać, że do zrewidowania
historii trzeba będzie stworzyć oddzielne stanowisko...
Nalał sobie kieliszek doskonałego czerwonego wina z klavvy, wypił
duszkiem, po czym napełnił naczynie ponownie, aby tym razem delektować
się wspaniałym trunkiem. Decyzja w sprawie dziwnego obcego obiektu na Bhekar
Ro spoczywała tylko na jego barkach. Nie mógł jej przerzucić na nikogo
innego to była niedogodność zasiadania na tronie imperatorskim. Ale
Arcturus Mengsk zdobył sobie do niego prawo, zasłużył na ten tytuł i
zbeształ się teraz w duchu za utyskiwanie na pomniejsze obowiązki
wielkiego władcy.
Co właściwie dokładnie znalezli ci zaściankowi osadnicy? Zgodził się
wysłać im pomoc, ale czy warto tracić czas na badanie tej sprawy?
W tym momencie do sali tronowej wszedł jeden z umundurowanych
adiutantów i gorliwie uniósł pięść w tradycyjnym pozdrowieniu Synów
Korhala. Gdyby leżało to w mocy imperatora, salut ten obowiązywałby w
całym Dominium Terrańskim.
Adiutant wręczył mu zwinięty w rulon dokument. Mengsk rzucił okiem na
nagłówek. Aha, lista egzekucji wyznaczonych na dzisiaj. Przebiegł palcem po
długim ciągu nazwisk.
Niewiele z nich pamiętał, nie pamiętał też, jakie ci ludzie popełnili
przestępstwa i w tej chwili nie miał czasu, aby wszystkiego tego dopilnować.
Tyle tych nieznośnych drobnych spraw do rozstrzygnięcia! Wśród skazańców
byli zapewne głównie więzniowie polityczni lub buntownicy, którzy odmówili
oddania steru w ręce nowej władzy
.
Zaczął analizować po kolei wszystkie oskarżenia, lecz po chwili doszedł
do wniosku, że ma pilniejsze sprawy na głowie. Przypieczętował całą listę
jako zatwierdzone i wręczył z powrotem adiutantowi, który znów
zasalutował uniesioną pięścią i czym prędzej opuścił salę, aby przedłożyć
podpisany dokument gildii egzekucyjnej.
Kolejne zadanie tego dnia wykonane.
Tymczasem mowa płynąca z holoprojektora powoli, okrężnymi drogami
zmierzała do puenty. Niechaj od dziś żaden człowiek nie toczy wojny z
drugim człowiekiem. Nie pozwólmy, aby wrogie agentury konspirowały
przeciwko nowemu początkowi. Dopilnujmy, aby żaden Terrańczyk nie
kolaborował z obcymi potęgami. Wszystkim zaś wrogom ludzkości
oświadczam: Nie próbujcie nam stawać na drodze. Ponieważ my
zwyciężymy, nieważne jakim kosztem.
Jeszcze raz przyjrzał się streszczeniu rozmowy z burmistrzem Nikolai. Co
robić? Odrzucił podejrzenia, że osadnicy mogli kłamać albo wyolbrzymić
swoje odkrycie. %7łyli tak daleko od galaktycznej polityki, że w ogóle nie mieli
pojęcia, kim jest imperator Mengsk, ba nawet nie słyszeli o Dominium
Terrańskim!
A zresztą, co kogo obchodzi, że jacyś zarośnięci farmerzy wygrzebali z
ziemi świecącą górę i nie wiedzą, co z nią zrobić?
Chyba że znalezisko ma jakąś wartość. Imperator Mengsk nigdy nie
reagował zbyt spontanicznie. A jeśli ten obcy obiekt jest naprawdę czymś
ważnym? Czymś, czego nie powinien zbagatelizować? Może na przykład
przedstawiać jakieś nowe zagrożenie, pozostawione przez Zergi albo
Protossów dwie dziwaczne rasy, które wciąż budziły w Arcturusie lęk, mimo
że swego czasu posłużył się nimi dla własnych celów i dzięki temu rozgromił
politycznych rywali.
Czy odważy się zlekceważyć odkrycie bez dokładniejszego zbadania? Co,
jeśli pulsujący artefakt jest skarbnicą wiedzy? Co, jeśli zawiera cenne
bogactwa lub surowce... albo nawet broń? Relikty obcych cywilizacji były
czymś wyjątkowo rzadkim. Imperator zdawał sobie sprawę, że potrzebna mu
każda pomoc, aby umocnić swoją władzę.
Przeszedł do sali dowodzenia i wywołał podświetlone trójwymiarowe
mapy gwiezdne, przedstawiające sektor Koprulu. Popatrzył na znajome
układy i planety, kazał komputerowi dodać na mapie maleńki punkcik
oznaczający kolonię Bhekar Ro zgodnie ze współrzędnymi odczytanymi z
sygnału transmisyjnego. Osadnicy z tej planety przez tyle lat nie dawali
[ Pobierz całość w formacie PDF ]