[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Idąc do mister Astleya wcale nie miałem zamiaru, a nawet świadomie nie chciałem
opowiadać mu czegokolwiek o mojej miłości do Poliny. Przez te wszystkie dni nie
zamieniłem z nim na ten temat prawie ani słowa. Przy tym mister Astley był bardzo
nieśmiały. Od razu zauważyłem, że Polina sprawiła na nim niezwykłe wrażenie, ale nigdy nie
wspominał jej imienia. To dziwne, teraz nagle, gdy tylko usiadł i skierował na mnie swoje
baczne, ołowiane spojrzenie, ogarnęła mnie, nie wiem dlaczego, chęć, by powiedzieć mu o
wszystkim, czyli o mojej miłości ze wszystkimi jej odcieniami. Opowiadałem całe pół
godziny i sprawiało mi to niezwykłą przyjemność, po raz pierwszy opowiadałem o tym.
Zauważywszy, że w niektórych szczególnie gorących miejscach mister Astley czuje się
zmieszany, umyślnie wzmacniałem zapalczywość mojego opowiadania. Do jednej winy się
przyznaję: może niepotrzebnie powiedziałem to i owo o Francuzie&
Mister Astley słuchał, siedząc przede mną nieruchomo, nie wydając żadnego dzwięku i
patrząc mi w oczy; ale kiedy zacząłem mówić o Francuzie, nagle powstrzymał mnie i surowo
zapytał: czy mam prawo wspominać o tej postronnej okoliczności? Mister Astley zawsze w
bardzo dziwny sposób zadawał pytania.
Pan ma słuszność: obawiam się, że nie odpowiedziałem.
O tym markizie i o miss Polinie pan nie może powiedzieć nic określonego poza
przypuszczeniami?
Znowu zdziwiło mnie tak kategoryczne pytanie człowieka tak nieśmiałego, jak mister
Astley.
Nie, nic określonego odpowiedziałem naturalnie, że nic.
Jeśli tak, to pan postąpił zle nie tylko dlatego, że pan zaczął o tym mówić ze mną, lecz
nawet i dlatego, że pan tak pomyślał.
Tak, tak! Ma pan słuszność; ale teraz nie o to chodzi przerwałem mu, dziwiąc się w
duchu. I opowiedziałem mu całą wczorajszą historię ze wszystkimi szczegółami, o wybryku
Poliny, o mojej przygodzie z baronem, o mojej dymisji, o niezwykłej tchórzliwości generała,
a w końcu opowiedziałem mu szczegółowo o dzisiejszych odwiedzinach des Grieux, ze
wszelkimi subtelnościami; na zakończenie pokazałem mu kartkę.
Co pan z tego wnioskuje? zapytałem. Przyszedłem specjalnie dowiedzieć się, co pan
myśli. Co się zaś tyczy mnie, to gotów bym zabić tego Francuzika i może to zrobię.
I ja również powiedział mister Astley. Co się zaś tyczy miss Poliny, to& wie pan,
utrzymuje się czasami stosunki z ludzmi, których się nienawidzi, jeżeli zmusza do tego
konieczność. Tu mogą istnieć stosunki panu nie znane, zależne od okoliczności postronnych.
Sądzę, że pan może być spokojny po części, naturalnie. Co się zaś tyczy wczorajszego jej
postępku, to, naturalnie, jest dziwne nie dlatego, że pragnęła się pana pozbyć i posłała go
pod laskę barona (której, nie wiem dlaczego, nie użył, mając ją w rękach), lecz dlatego, że
taki wybryk dla takiej& dla takiej cudownej miss jest niewłaściwy. Naturalnie, nie mogła
przewidzieć, że pan dosłownie spełni jej żartobliwe życzenie&
Wie pan co? zawołałem nagle, wpatrując się bacznie w mister Astleya zdaje mi się,
że pan już słyszał o tym wszystkim, wie pan od kogo? Od samej miss Poliny!
Mister Astley popatrzył na mnie ze zdziwieniem.
Oczy panu błyszczą i czytam w nich podejrzenie rzekł powracając natychmiast do
dawnego spokoju ale nie ma pan najmniejszego prawa wyjawiać swoich podejrzeń. Nie
mogę panu przyznać tego prawa i absolutnie odmawiam odpowiedzi na pańskie pytanie.
No tak, skończmy z tym, nawet nie trzeba zawołałem dziwnie wzburzony, nie
pojmując, dlaczego mi to przyszło do głowy. Kiedy, gdzie, w jaki sposób mister Astley
mógłby być wybrany przez Polinę na powiernika? Zresztą, ostatnio straciłem nieco z oczu
mister Astleya, a Polina zawsze była dla mnie zagadką, taką zagadką, że na przykład teraz,
zacząwszy opowiadać mister Astleyowi całą historię mojej miłości, nagle, w toku
opowiadania, byłem zaskoczony, że prawie nic konkretnego i pozytywnego nie mogłem
powiedzieć o mojej znajomości z Poliną. Wprost przeciwnie, wszystko było fantastyczne,
dziwne, nieuzasadnione, a nawet do niczego niepodobne.
No dobrze, dobrze; jestem zbity z tropu i nie mogę sobie jeszcze z wielu rzeczy zdać
sprawy odpowiedziałem jakby zadyszany. Zresztą, pan jest dobrym człowiekiem. Teraz
pomówimy o innej sprawie i proszę pana nie o radę, lecz o wypowiedzenie swojego zdania.
Milczałem przez chwilę i zacząłem:
Jak pan sądzi, dlaczego generał tak stchórzył? dlaczego z mojej głupiej swawoli oni
wszyscy zrobili taką ważną sprawę? Taką historię, że nawet sam des Grieux uznał za
konieczne wmieszać się (a on się miesza tylko w najważniejszych wypadkach), odwiedził
mnie (to niesłychane!), prosił, błagał on, des Grieux, mnie! W końcu, niech pan na to
zwróci uwagę, przyszedł do mnie o dziewiątej, tuż przed dziewiątą, a już kartka miss Poliny
była w jego rękach. Kiedyż, pytam, ta kartka została napisana? Może miss Polinę zbudzono
nawet w tym celu. Wnioskuję stąd, iż miss Polina jest jego niewolnicą (dlatego, że nawet
[ Pobierz całość w formacie PDF ]