[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wyjściem udało jej się jednak namówić Robin do opowiedzenia w skrócie, co się wydarzyło rano.
Ale potem mała już nie chciała do tego wracać. Kerry pragnęłaby wierzyć, że córka przesadza, ale
dobrze znała swoje dziecko i była pewna, że opowiadanie Robin jest zgodne z faktami.
Dolly Bowles już na nią czekała. Gdy tylko samochód zaparkował przy bramie okazałego domu
w stylu Tudorów, drzwi się otworzyły.
Dolly okazała się drobną staruszką o rzadkich siwych włosach, szczupłej twarzy i bystrych
oczach. Poruszała ustami. Gdy Kerry weszła na schody, kontynuowała monolog:
- ...no mówię, że kropka w kropkę jak na tym zdjęciu w  The Record . Bardzo żałowałam, że
miałam akurat zajęcie przy dzieciach i nie mogłam obejrzeć sprawozdania z procesu tego okropnego
mordercy.
Wprowadziła Kerry do przestronnego holu i wskazała drzwi po lewej stronie, prowadzące do
małego przytulnego saloniku.
- Siądzmy tutaj. Główny salon jest za duży jak na mój gust. Powtarzam córce, że aż echo tam
dzwoni, ale ona uważa, że to wspaniałe miejsce na duże imprezy. Dorothy uwielbia przyjęcia.
Oczywiście wtedy, gdy oboje są w domu. Teraz, kiedy Lou przeszedł na emeryturę, ani na chwilę
miejsca nie zagrzeją. W kółko tylko jeżdżą, to tu, to tam, jakby im się paliło pod nogami. Po co
wobec tego trzymają na stałe gosposię? Nie pojmuję. Powtarzam córce, wez kobietę do sprzątania
raz na tydzień, to przynajmniej zaoszczędzisz pieniądze. Ale coś mi się zdaje, że oni nie chcą, żebym
nocowała sama w tym pustym domu. Oczywiście, że nie lubię być sama, jednak z drugiej strony...
O Boże, pomyślała Kerry, bardzo miła starsza pani, ale tego słowo-toku dłużej nie wytrzymam.
Wybrała zwykłe krzesło z prostym oparciem, gospodyni zaś usadowiła się na obitej perkalem
kanapce.
- Pani Bowles - zaczęła Kerry - nie chciałabym zabierać pani czasu, a poza tym jeden z
przyjaciół został z moją córką i nie mogę nadużywać jego cierpliwości, jeśli więc można prosić, to...
- Ach, więc ma pani córeczkę? Jak to miło! Ile ma lat?
- Dziesięć. Wie pani, chciałabym spytać o...
- Tak młodo pani wygląda! Nigdy bym nie zgadła, że ma pani dziesięcioletnią córkę.
- Dziękuję, ale pozory mylą. - Kerry poczuła, że wkracza na grząski grunt i za chwilę zostanie
wciągnięta w koszmar banalnej konwersacji. - Pani Bowles, miałyśmy porozmawiać o tamtej nocy,
kiedy za mordowano Suzanne Reardon.
Kwadrans pózniej, gdy już wysłuchała wszystkich szczegółów o sąsiadach domu, gdzie doszło do
zbrodni, u których Dolly pilnowała wówczas dziecka, lekko opóznionego w rozwoju Michaela,
trafiła na żyłę złota.
- W zeznaniach jest mowa o tym, że widziała pani obcy samochód, parkujący przed bramą
Reardonów, i że nie był to wóz żadnego z gości bawiących na przyjęciu u sąsiadów trochę dalej.
Skąd ta pewność?
- Bo sama rozmawiałam z tymi sąsiadami. Zaprosili na kolację trzy inne pary, wszystkie z Alpine.
Znałam tych ludzi. Więc potem, kiedy prokurator Green zrobił ze mnie w sądzie taką idiotkę,
zadzwoniłam do wszystkich tych państwa po kolei. I wie pani co? Nikt z nich nie miał dady auta.
- Dady auta? - powtórzyła odruchowo Kerry.
- Tak mówił Michael, mój podopieczny. Wie pani, ten mały był chyba daltonistą, w każdym razie
miał problem z rozróżnianiem kolorów. Kiedy wskazywało się samochód i pytało, jaki ma kolor, nie
umiał odpowiedzieć. Ale choćby nie wiem ile aut stało w pobliżu, zawsze rozróżnił samochód ojca
albo kogoś z rodziny. Kiedy tamtej nocy powie dział  dady auto , pokazał mi paluszkiem czarnego,
czterodrzwiowe go mercedesa typu sedan.  Dada mówił na dziadka, który często zabierał go na
przejażdżki swoim samochodem - właśnie czterodrzwiowym mercedesem sedanem. Na ulicy było
ciemno, ale na końcu podjazdu Reardonów paliła się latarnia, więc Michael wyraznie widział ten
wóz.
- Dlaczego zatem w sądzie powiedziała pani, że to pani widziała auto?
- Owszem, tak powiedziałam, chociaż samochodu nie było tam jeszcze o wpół do ósmej, kiedy
szłam do Michaela, a gdy chłopak mi go pokazał, auto już ruszało, więc nie mogłam mu się dobrze
przyjrzeć. Ale pewna jestem, że zauważyłam trójkę i literę  L na tablicy rejestracyjnej. - Dolly
Bowles pochyliła się w stronę Kerry, a jej oczy za szkłami w okrągłej oprawce zrobiły się również
okrągłe. - Pani McGrath, proszę mi wierzyć, że powiedziałam adwokatowi Skipa Reardona całą
prawdę, jak pani teraz. Ten adwokat chyba nazywał się Farrer... nie, Farrell. Wyjaśnił mi, że
informacji z drugiej ręki sąd w ogóle nie bierze pod uwagę. A gdyby nawet, to obserwacja
upośledzonego dziecka tylko by mnie ośmieszyła i nikt by nie uwierzył, że stał tam jakiś samochód.
yle mi poradził. Jestem pewna, że gdybym opowiedziała przysięgłym o Michaelu, który ucieszył się
na widok auta dziadka, to uwierzyliby mi i pomogłabym Skipowi. - Jej starczy głos przestał nagle
drżeć; stał się silny i pewny. - Pani McGrath, parę minut po dziewiątej czarny czterodrzwiowy
mercedes sedan odjechał spod bramy domu Reardonów. To absolutnie pewny fakt.
43
Jonathanowi Hooverowi nie smakowało tego wieczora martini. Zwykle cieszyła go ta pora dnia,
kiedy mógł w spokoju sączyć łagodny dżin, zaprawiony trzema - dokładnie trzema! - kroplami
wermutu, z dodatkiem dwóch oliwek. Do tego fotel na biegunach i towarzystwo Grace, której
opowiadał o wszystkich wydarzeniach dnia.
Dziś nie dość, że sam miał problemy, ale dostrzegł także, iż coś nurtuje Grace. Gdyby chodziło o
ból fizyczny, nawet taki nie do zniesienia, z pewnością i tak nie usłyszałby od niej słowa skargi. Na
zasadzie milczącej umowy nigdy nie poruszali tego tematu. Już wiele lat temu Jonathan nauczył się, że
należy poprzestać na banalnym:  Jak się masz, kochanie? , na co nieodmiennie otrzymywał
odpowiedz:  Dziękuję, całkiem niezle .
Artretyzm, bezlitośnie zniekształcający ciało, nie odebrał Grace zamiłowania do eleganckich
strojów. Nosiła teraz bluzki i suknie z długimi luznymi rękawami, skrywającymi spuchnięte przeguby,
wieczorami zaś powiewne szaty, które najlepiej maskowały coraz bardziej zdeformowaną figurę.
Kiedy, jak teraz, na wpół leżała na sofie, nie było widać jej skrzywionych pleców, lecz przede
wszystkim błyszczące jasnoszare oczy na tle alabastrowej cery. Tylko dłonie, przypominające
powykręcane szpony, bezlitośnie świadczyły o postępującym niedowładzie.
Jonathan był rannym ptaszkiem, a Grace zwykle do południa pozostawała w łóżku, więc wspólne [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • projektlr.keep.pl