[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zabójcy jego klaustrofobia pogłębiła się. Jednemu z agentów powiedziano:
- Sandy miał koszmarne sny, w których widział zamykające się za nim drzwi więzienia.
Jeśli tak, to dlaczego opuścił swoją kryjówkę? - zastanawiał się Baldwin. - Czy zaproponowano
mu duże pieniądze? Czy raczej miał do spłacenia dług wdzięczności? A może jedno i drugie? Poza
tym, polowanie zawsze go podniecało. Savarano był bezwzględnym prześladowcą. Może znudził się
bezczynnością? Może życie emeryta nie dostarczało mu dość podniet?
Baldwin znał na pamięć listę czynów zarzucanych Savarano. Czterdziestodwuletni mężczyzna,
podejrzany o dwanaście zabójstw, mimo to od czasu ukończenia szkoły średniej nie postawił nogi za
kratkami! Jest sprytny; urodzony morderca.
Gdybym ja był na miejscu Savarano - myślał Baldwin - to w tej chwili najważniejszym celem
mojego życia byłoby odnalezienie Lacey Farrell i zrobiłbym wszystko, żeby uniemożliwić jej
rozpoznanie mnie.
Pokręcił głową; ze zmartwienia na jego czole pojawiły się głębokie bruzdy. Dobrze wiedział, że
program ochrony świadków ma słabe punkty. Ludzie bywają nieostrożni. Dzwoniąc do domu, zwykle
mówią coś, co pozwala ustalić miejsce ich pobytu; niektórzy zaczynają wysyłać listy. Pewien
gangster, który zgodził się na współpracę z władzami i został objęty programem, był na tyle głupi, że
wysłał kartkę z życzeniami urodzinowymi dla swojej byłej dziewczyny. Tydzień pózniej został
zastrzelony.
Gary Baldwin nie był spokojny o Lacey Farrell. Na podstawie jej życiorysu można się było
domyślić, że trudno jej będzie przez dłuższy czas znieść samotność. Poza tym zrobiła na nim wrażenie
osoby wyjątkowo ufnej, co mogło ściągnąć jej na głowę kłopoty. Miał wiele powodów do
zmartwienia, cóż jednak mógł zrobić? Niewiele, tylko przesłać bezpiecznymi kanałami wiadomość,
że nie wolno jej ani na chwilę pozwolić sobie na lekkomyślność.
24
Mona Farrell przyjechała na Manhattan na cotygodniową, sobotnią randkę z Aleksem
Carbine em. Bardzo lubiła wspólne kolacje, mimo że Alex często odchodził od stolika, by witać
stałych klientów lub znane osobistości, odwiedzające czasem jego restaurację.
- Jest przyjemnie - zapewniała go. Wcale mi to nie przeszkadza. Nie zapominaj, że byłam żoną
muzyka. Nie masz pojęcia, ile sztuk wystawianych na Broadwayu obejrzałam, siedząc samotnie,
ponieważ Jack grał w orkiestrze.
Jack polubiłby Aleksa - myślała Mona, zjeżdżając z mostu Waszyngtona i skręcając na południe,
na autostradę West Side. Jack był błyskotliwy, towarzyski i lubił się bawić. Alex jest znacznie
spokojniejszy, ale Monie się to podoba. Uśmiechnęła się na myśl o kwiatach, które dzisiaj dostała.
Na kartce było napisane po prostu: Oby one rozjaśniły ten dzień. Twój Alex .
Wiedział, że telefon od Lacey sprawił jej wiele bólu. Był świadom jej cierpienia i przysyłając
kwiaty, chciał dać jej to do zrozumienia. Mona zwierzyła mu się, że dowiedziała się od Lacey, gdzie
przebywa córka.
- Nie powiedziałam o tym nawet Kit - dodała. - Kit byłaby urażona, gdyby poczuła, że nie mam
do niej zaufania.
To dziwne - myślała Mona, poruszając się coraz wolniej, ponieważ coś zablokowało ruch na
prawym pasie. - Kit zawsze wszystko szło jak po maśle, a Lacey wręcz przeciwnie. Kit poznała Jaya,
kiedy studiowała w Boston College, a on uczył się w szkole podyplomowej Tufts. Pokochali się,
pobrali i teraz mają trójkę udanych dzieci i piękny dom. Jay jest zarozumiały, bywa nieznośnie
pompatyczny, ale jest dobrym mężem i ojcem. Przedwczoraj niespodziewanie podarował Kit drogi
naszyjnik ze złotych listków, który Kit podziwiała na wystawie u jubilera w Ridgewood.
Kit zwierzyła się, że Jay jej powiedział, że interesy znów idą dobrze. Cieszę się - myślała Mona.
Od pewnego czasu była zmartwiona, bo czuła, że coś mu się nie układa. Na jesieni wyraznie
widziałam, że coś go gryzie - przypomniała sobie.
Lacey zasługuje na odrobinę szczęścia - myślała dalej Mona. - Już czas, żeby poznała
odpowiedniego mężczyznę, wyszła za mąż i założyła rodzinę. Dojrzała do tego. Tymczasem musi
mieszkać samotnie w obcym mieście i udawać kogoś innego, ponieważ jej życiu zagraża śmiertelne
niebezpieczeństwo.
Na parking przy Czterdziestej Szóstej Zachodniej wjechała o wpół do ósmej. Alex spodziewał
jej się dopiero o ósmej, miała więc dość czasu, żeby zrobić coś, co już wcześniej przyszło jej do
głowy.
W kiosku przy Times Square sprzedają gazety z różnych rejonów kraju. Może będą mieli coś z
Minneapolis? Mona zbliży się nieco do Lacey, zaznajamiając się z miastem. Zwiadomość, że być
może córka przeczyta tę samą gazetę, też będzie jakąś pociechą.
Wieczór był chłodny, ale bezchmurny. Krótki spacer sprawił Monie przyjemność. Ileż to razy
byliśmy tutaj za życia Jacka? - pomyślała. - Po przedstawieniach spotykaliśmy się ze znajomymi. Kit
nie interesowała się teatrem tak bardzo jak Lacey. Lacey - tak jak Jack - była zakochana w
Boradwayu. Z pewnością bardzo za nim tęskni.
W kiosku Mona znalazła Minneapolis Star Tribune . Możliwe, że dzisiaj rano Lacey czytała
właśnie tę gazetę - pomyślała. Już samo dotknięcie papieru zdawało się zbliżać Monę do córki.
- %7łyczy pani sobie torbę?
- Tak, poproszę.
Mona sięgnęła do torebki po portmonetkę w tej samej chwili, kiedy sprzedawca wkładał gazetę
do plastikowej reklamówki.
W restauracji Mona stwierdziła, że do szatni ustawiła się kolejka. Widząc, że Alex już na nią
czeka, szybko do niego podeszła.
- Przepraszam, zdaje się, że się spózniłam.
Alex wstał i pocałował ją w policzek.
- Nie spózniłaś się. Masz chłodną skórę. Przyszłaś z New Jersey na piechotę?
- Nie, przyjechałam trochę wcześniej i poszłam kupić gazetę.
Carlos, kelner zazwyczaj obsługujący ich stolik, czekał w pobliżu.
- Pani pozwoli, pani Farrell? Wezmę pani płaszcz. Siatkę też chce pani zostawić w szatni?
- Lepiej zostaw ją przy sobie - zaproponował Alex. Wyjął siatkę z jej ręki i położył na pustym
krzesełku.
Wieczór jak zwykle był przyjemny. Kiedy podano kawę, Alex przykrył dłonie Mony swoimi.
- Nie byłeś dzisiaj zbyt zajęty - zażartowała Mona. - Odchodziłeś od stolika chyba tylko dziesięć
razy.
- Myślałem, że specjalnie dlatego kupiłaś gazetę.
- Ależ nie, chociaż skorzystałam z wolnych chwil, żeby rzucić okiem na tytuły - powiedziała
Mona, sięgając po torebkę. - Teraz ja muszę na chwilę odejść. Zaraz wrócę.
O wpół do dwunastej Alex odprowadził ją do samochodu. O pierwszej restauracja została
zamknięta i personel skończył pracę.
Za dziesięć dwunasta ktoś wykręcił znany sobie numer telefonu.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]