[ Pobierz całość w formacie PDF ]

chwili, mój jenerale, gdy tyle oczów patrzy, gdy szpiegów pełno...
Popatrzali na siebie. Szydłowski się okręcił na pięcie
 Dobranoc.
I tak rozmowa została przerwaną.
W Kaniowie wprawdzie dzień urzędownie kończył się na pokojach około dziesiątej, lecz po odejściu króla, gdy wszyscy byli
swobodni, zaczynały się najczęściej dopiero odwiedziny po dworkach, oficynach i kwaterach, wieczerze, gra, podkurki,
rozmowy, schadzki. W tym dniu mniej jeszcze pilno było do snu wszystkim, gdyż pożar w miasteczku obficie zasilał rozmowy.
Było oprócz tego wiele do opowiadania z listów, które odbierano z Kijowa, o tamtejszych przyjęciach, fetach, darach i
rozmaitych odznaczeniach, z których jedni się cieszyli niepomiernie, drudzy gryzli niemi bez miary.
W mieszkaniu pani marszałkowej świeciło się szczególniej długo w oknach, wchodziły i wychodziły ztamtąd różne postacie, a
piękna pani, mimo zmęczenia i oczów, siadła jeszcze list pisać do matki, która z ks. Renaud i całym swym dworem odbywała
naówczas pielgrzymkę do zródeł Vaucluzy i cześć oddawała cieniom Petrarki i Laury. Był to wiek, który Heloizę i Abeillarda,
Laurę i Petrarkę, wszystkich wiernych kochanków nadzwyczajnem uwielbieniem czcił i sławił dlatego może, iż sam wiernym
żadnemu uczuciu być nie umiał i zmieniał afekta swe, jak suknie dworskie, co dnia prawie.
W listach swoich do matki, pani marszałkowa opisywała intryżki kaniowskie, a matka odpłacała się jej wrażeniami podróży.
W jednych i drugich pełno było czułości dla króla, którego kosztem i wojewodzina podolska leczyła się powietrzem południowej
Francyi i pani Mniszchowa stroiła w Kaniowie.
List był już do połowy napisany, gdy drzwi się otworzyły powoli, dyskretnie, makata, osłaniająca je, podniosła i twarz
kobieca, zwiędła, żółta, zmęczona, ale ślady niepospolitej piękności nosząca jeszcze na sobie, ukazała się uśmiechnięta.
 A co tam?  spytała od stołu marszałkowa.
 Paniuńciu, hrabino, słóweczko, ale bardzo, bardzo ważne  zaczęła kobieta, która się zbliżyła do stołu.
Strój jej i postawa zdradzały powiernicę, jednę z tych wszędobylskich dworek, które paniom swym służą do wszystkich
spraw, wiedzą o najtajemniejszych i stają się do życia niezbędnemi  a milczeć umieją.
 Cóż tam moja Grzybowska, co tam?
I położyła marszałkowa pióro, dłoniami białemi uciskając skronie.
 Taka bo jestem zmęczona!  zawołała.
 O czemś się dowiedziałam, za cobym była starostę Piasoczyńskiego pocałowała nawet, gdyby nie czuć było od niego
tabaki.
 Ale moja Grzybosiu, zkądże wiesz, że od niego czuć tabakę, jeżeliś się mu do siebie zbliżyć nie dała?
Grzybosia śmiać się bardzo zaczęła; pochlebiało jej to podejrzenie.
 Co tam, proszę pani marszałkowej, już co między nami było to było, mniejsza o to, ale wiem, czem pani może N. Panu
taką uczynić przyjemność, iż doprawdy nic nie będzie miał do odmówienia.
Marszałkowa nagle zerwała się z krzesła i poskoczyła do powiernicy.
 Mów, mów, cóż takiego? co?
 N. Pan bardzo sobie życzy Plerscha, aby mu tę dziewczynę odmalował. Plerscha pod jakimś pozorem sprowadzić tu
potrzeba i uczynić mu siurpryzę.
Marszałkowa w ręce klasnęła.
 Kto ci to mówił?
 Ryx, poczciwy Ryx.
 A, to doskonale! Natychmiast piszę do Wiszniowca; niech przyjdzie Zbąski i niech na całą noc kozaka wyprawi, aby mi
Plerscha zaraz przywiezli. Posadzę go tu u siebie, sprowadzimy dziewczynę, odmaluje ją prędko, a ja królowi obraz w komnacie
postawię. Posłać po Zbąskiego, natychmiast!  poczęła, siadając do stolika. Bóg ci zapłać, Grzybosiu. Myśl szczęśliwa!
W tem zapukano do drzwi.
 Cóż znowu o tej porze?  ozwała się Mniszchowa, a Grzybosia usłużna poszła do drzwi zobaczyć, kto się tak pózno
meldował.
Był to podkanclerzy; człowiek pracowity, dworak pilny, zresztą słynny z tego, że nudził wszystkich, zbierając materyały
dyaryusza podróży.
Maleńkie jego oczki błysnęły, sięgając w głąb pokoju.
 Submituję się i przepraszam nieskończenie, stokrotnie przepraszam, tysiącznie!
I wszedł. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • projektlr.keep.pl