[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Dziecinko, nie mogę ...
- Tak czy nie? -przerwała mu Erin. -Jedno słowo.
- To nie takie proste. Jutro przyjadę do Los Angeles.
Wtedy o tym porozmawiamy.
Erin spojrzała na telefon, jakby nagle wyrosły mu rogi.
- Przyjedziesz do Los Angeles?
- Nie dziw się tak. Nie widziałem cię od prawie roku. -
Jego głos się zmienił, stał się twardszy. -%7łebyśmy się nie minęli,
czekaj na mnie w pokoju hotelowym. Niech przynoszą ci posiłki
na górę. Odpocznij sobie. Słyszysz mnie, dziecinko?
- Tak. -Erin zrozumiała, że ojciec nie chce, żeby
opuszczała pokój. -Ale wcale mi się to nie podoba.
- Ja też nie jestem tym zachwycony -odparł sucho.
Minęła długa chwila, zanim Erin znowu się odezwała.
- Dobrze. Kiedy przyjedziesz, zastaniesz mnie na miejscu.
- W pokoju.
- W pokoju -potwierdziła przez zaciśnięte zęby.
Rozległ się syk powietrza, jakby Windsor odetchnął głęboko
i z ulgą.
- Dzięki. To bardzo wiele dla mnie znaczy. Kocham cię,
dziecinko.
Zanim Erin zdążyła odpowiedzieć, połączenie przerwano.
Ojciec wiele razy powtarzał, że ją kocha, ale przez ostatnie
siedem lat nigdy nie czekał, żeby usłyszeć, czy ona
odwzajemnia to uczucie.
Wolno odłożyła słuchawkę i zaczęła niespokojnie krążyć po
pokoju. Zapaliła światło, odcinając się od ciemności za
zaciągniętymi zasłonami. Zastanawiała się, dlaczego ojcu tak
bardzo zależy, żeby została w hotelowym apartamencie. Może
jutro jej to wyjaśni. A może nie. Całe życie spędzał w
gabinetach luster, które budują państwa, żeby wprowadzać się
nawzajem w błąd. Ostrożność stała się jego drugą naturą.
Większość czasu spędzał w niewiadomych miejscach. Do tego,
gdzie przebywa, nie mógł się przyznać ani żonie, ani córce, ani
nawet synowi, który też został pracownikiem CIA.
Erin rozumiała wymogi pracy ojca, ale bardzo jej nie lubiła,
nie tylko dlatego, że przez nią doznała tylu krzywd, ale też ze
względu na efekt, jaki to zajęcie wywierało na inteligentnym,
troskliwym i ludzkim mężczyznie, właśnie takim jak on.
Prowadzenie sekretnych wojen oznaczało sekretne życie, które
niszczy zaufanie między ludzmi. Erin pragnęła ufać ojcu, tak jak
chciała ufać całemu światu.
Ale taka ufność nie jest najinteligentniejszym sposobem na
życie i można przez nią zginąć, i to okrutną śmiercią. Ona miała
szczęście. Następnym razem może nie przeżyć.
Rozdział ósmy
Zwiatło póznego popołudnia wpadało przez wychodzące na
zachód okno apartamentu hotelowego. Gdy promienie słońca
padały na drewniany stół, trzynaście przejrzystych kulek budziło
się do życia. Erin stała tuż przy stole, pochylona nad sprzętem
fotograficznym, całkowicie skupiona na diamentach. Pochłonęły
ją czyste barwy, urzekły całkiem nowe światy, jakie ujrzała
przez maksymalnie zbliżający obiektyw aparatu. Poprzedni
dzień spędziła w całkowitym skupieniu nad tajemniczymi,
nieczułymi bryłkami kamienia.
Nie raz starała się uchwycić subtelną grę światła i niezwykle
czystych kolorów, połyskliwy blask i cieniste głębie, drobne
tęcze uwięzione w zagłębieniach, które wielokrotne
powiększenie wydobywało na powierzchnię kamieni. Gdy
trochę zmieniała kąt ich ustawienia, światło rozpraszało się na
powierzchni stołu. Lekko przesuwała kamienie w inną stronę,
światło zbierało się i błyszczało, jakby kryształy ożyły i
zaczynały oddychać. Gdy ustawiała je jeszcze inaczej, blask
wydobywał się z ich wnętrza, jak ogień płonący w lodowej
bryle.
- Naprawdę jesteście diamentami? -zapytała Erin,
jednocześnie rozdrażniona i zaciekawiona.
Kiedy tak przyglądała się kamieniom, popołudniowe światło
zmieniło się, pogłębiło i przypominało teraz strumień płynnego
złota. Kryształy zapłonęły ogniem. Erin na chwilę zamarła nad
aparatem, oczarowana zmianą w ich wyglądzie. Były jak
milcząca pieśń, nieludzkie w swoim pięknie, niby przejrzyste
łzy boga tęczy.
Nagle Erin zrobiło się wszystko jedno, czy to są naturalne
brylanty, syntetyczne kamienie, cyrkonie czy kwarc. Pracowała
jak opętana, naciskała wyzwalacz, ustawiała kamienie,
komponowała ujęcia, zmieniała film. Napędzało ją dzikie
piękno kamieni i gwałtowna potrzeba schwytania tej chwili,
kiedy kryształy i światło łączą się niczym w miłosnym związku,
zmieniając się nawzajem.
Dopiero kiedy światło we wnętrzu kryształów zgasło i
kamienie znów usnęły, Erin wyprostowała się i odeszła od
aparatu. Odruchowo położyła ręce na karku i przeciągnęła się,
żeby rozluznić mięśnie, napięte przez długie godziny, które
spędziła pochylona nad sprzętem fotograficznym. Czuła
jednocześnie wyczerpanie i radosne uniesienie, jak badacz
wracający z nowo odkrytej krainy. Wciąż widziała piękno
kamieni i ciągle nie miała go dość.
Niechętnie odwróciła wzrok od diamentów i spojrzała na
zegarek. Zastanowiła się, czy nie zrobić kilku zdjęć przy
sztucznym świetle. Może wkrótce zjawi się ojciec, przynosząc
ze sobą pytania bez odpowiedzi, pochodzące z przeszłości, o
której nie chciała rozmawiać? A może da jej odpowiedzi
dotyczące przyszłości, których będzie mogła wysłuchać bez
gniewu i poczucia krzywdy.
Rozległo się krótkie pukanie do drzwi.
- Dziecinko, to ja. Otwórz.
Z początku Erin nie mogła dać sobie rady ze
skomplikowanymi zamkami i zasuwkami. Potem przypomniała
sobie, jak się je ustawia, i drzwi się otworzyły. Ojciec stał w
korytarzu, wysoki i przystojny jak zwykle. Miał na sobie szary
garnitur, białą koszulę i jedwabny krawat, mundur mężczyzn
pracujących w świecie biznesu i dyplomacji.
- Nie pogniewałbym się, gdybyś mnie uściskała -odezwał
się Windsor. Uśmiechał się, ale oczy miał poważne.
Erin bez wahania zrobiła krok w przód i otoczyła ojca
ramionami. Zamknął oczy i również ją objął, unosząc lekko do
góry.
- Uściski już cię nie przerażają, co? -zapytał łagodnie.
Zdziwienie przemknęło po twarzy Erin. Nagle zdała sobie
sprawę, że to prawda. Nie bała się już objęć silnych mężczyzn.
- Nawet o tym nie myślałam, ale masz rację -przyznała z
zadowoleniem w głosie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]