[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Uświadomił sobie nagle, że oczy istoty nie są przesadnie
Nagle dostrzegł kątem oka w dole jakiś ruch. Natychmiast duże jak oczy ptaków i podobnych do lemurów zwierząt, któ-
skierował wzrok w tamtą stronę. Na skraju graniczącej z pla- rym się wcześniej przyglądał.
żą dżungli, ale poza ochronnym płotem, znów coś się poru- Zerknął w stronę morza, ale podwładny Gondala zniknął
szyło. już całkowicie. Istota, którą przed chwilą wypatrzył, zaczęła
Vince ujrzał podobne do małpy duże szare zwierzę. Do- się powoli ześlizgiwać po pniu drzewa.
piero po chwili zorientował się, że to inteligentna dwunożna Naraz Vince dostrzegł, że parę metrów dalej od niej, w gę-
istota człekopodobna. W pewnej chwili dała trzy albo cztery stym listowiu dżungli poruszyło się coś innego.
długie susy i zaczęła się wspinać po pniu grubego drzewa. Przerażony, zaczął się wpatrywać w tamto miejsce. Do
Kiedy dotarła na wysokość mniej więcej pięciu metrów, znie- tubylca podkradało się jakieś drapieżne zwierzę! Wyglądało
ruchomiała i wpatrzyła się w morze. Bez wątpienia usiłowała jak ogromny kot, miało oczy wielkości pięści Cullowa, a po
śledzić Onsjanina, który już dawno zniknął w dali! obu stronach paszczęki wyrastały długie, sztywne wąsy albo
Ziemianin poczuł, że jego serce bije przyspieszonym ryt- czułki. Drapieżnik był co najmniej dwukrotnie większy niż
mem. Z tego, co słyszał, rdzenni mieszkańcy Shanny byli isto- jego ewentualna ofiara.
tami prymitywnymi, ale obdarzonymi znaczną inteligencją. Vince nie umiałby powiedzieć, co skłoniło go do działa-
Zgodnie z umową zawartą między nimi a władającymi plane- nia. Być może to, że dwunożna istota śledziła członka załogi
tą Vredanami nie wolno im było zapuszczać się na teren wy- Gondala, wzbudziło jego sympatię do niej. W każdym razie
72 73
wyciągnął szybko rękę i wcisnął guzik z napisem REFLEK-
TOR DZIOBOWY. Natychmiast z zagłębienia w przedniej
części wahadłowca wystrzelił snop oślepiająco jaskrawego
światła. Vince chwycił drążek i skierował strumień w dół,
gdzie czaiło się drapieżne zwierzę.
Gotowa do skoku bestia uniosła instynktownie łeb w kie-
runku zródła światła, ale oślepiona, równie szybko zamknęła
ślepia i odskoczyła. Vince usłyszał przerażony skowyt, po czym
zobaczył, że zwierzę umyka w głąb dżungli. Poruszające się
gałęzie krzewów znaczyły drogę jej panicznej ucieczki.
Spojrzał na grube drzewo, ale nie dostrzegł nigdzie dwu-
nożnej człekopodobnej istoty.
Drżąc z podniecenia, pozwalał, żeby jego wahadłowiec 9
nadal unosił się nieruchomo nad ochronnym parkanem i do-
piero kiedy się upewnił, że nic więcej nie dostrzeże w dole,
pchnął dzwignię drążka sterowniczego i zawrócił.
Jego umysł pracował na pełnych obrotach, usiłował upar-
cie odgadnąć sens zagadkowych poczynań Gondala i jego inganibren (dla przyjaciół i znajomych Geegee, bo tak było
korsarzy. Gdyby nie to, ta wycieczka dookoła wyspy mogła- Gkrócej) kulił się nieruchomo w podobnym do małej jamy
by mu dostarczyć fascynujących wrażeń. Ponieważ jednak zagłębieniu, które wypatrzył między pniami dwóch wielkich
był teraz w stanie myśleć tylko o jednym, prawie nie zwracał starych wenniweeblowców. Starał się zachowywać absolutną
uwagi na skaliste cyple i półwyspy ani na ustronne zatoczki ciszę. Drzewa, napierając na siebie wzajemnie, walczyły o ten
zdobiące wschodnie wybrzeże. Chyba nawet nie widział licz- sam kawałek gruntu od dawien dawna, jeszcze przed naro-
nych stad wyłupiastookich morskich ptaków, skrzeczących dzinami ojca ojca mego ojca, a nawet zanim na Shannie poja-
i nurkujących niczym dziwacznie zniekształcone ziemskie wili się Vredanie, pomyślał. Wszystkie formy życia, nawet
mewy. Po wylądowaniu zwrócił wypożyczony wahadłowiec drzewa, mają obowiązek wykorzystywać całą ich moc, żeby
i pomaszerował skrajem lądowiska w stronę miejsca, gdzie zachować miejsce, jakie w swojej wielkiej mądrości uznali
pozostawił swój gwiezdny statek. za słuszne przydzielić im Władcy Losu.
W jednej dłoni zaciskał rękojeść noża o długim, łagodnie
zakrzywionym i idealnie wypolerowanym ostrzu z nierdzew-
nej stali. Nie pamiętał już, co wręczył w zamian Vredanino-
wi, od którego go wycyganił. Trzymał nóż między biodrem
a pniem drzewa, żeby od ostrza nie odbił się blask żadnej
gwiazdy. Wiedział, że kantabeleeny mają bardzo bystre śle-
pia, domyślał się także, że drapieżna bestia nie odbiegła zbyt
daleko. Przypuszczał, że oślepiona strumieniem światła, jaki
74 75
niespodziewanie wystrzelił z dziwacznej latającej skrzynki, dzić onsjańskiego pirata. Geegee uśmiechnął się z satysfak-
tylko na chwilę wpadła w panikę i gdzieś się ukryła. cją. Brał udział w naprawdę rozkosznej grze! Za wiedzą i zgo-
Geegee był bardzo zły na siebie. Tak bardzo pochłonęło dą swojego plemienia przyjmował zapłatę od Gondala, dla
go śledzenie onsjańskiego pirata, który nazywał się Gondal, którego szpiegował na terenie kontynentu w okolicy wzno-
że zapomniał, o przestrzeganiu elementarnych zasad ostroż- szącej się tam góry, zwanej Płaczącą Kobietą. Z własnej ini-
ności, a co więcej, umykając w popłochu, nie zabrał włóczni. cjatywy szpiegował jednak Gondala, licząc na to, że dowie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]