[ Pobierz całość w formacie PDF ]

niepedagogiczne. Słyszałam, że oni już od kilku dni buszują po jeziorze.
 To prawda  przyznał piegus.  Ale zawsze przeprowadzaliśmy rozpo-
znanie, czy na brzegu siedzą kłusownicy. Jeśli to byli prawdziwi wędkarze, nie
pływaliśmy im po spławikach. Owszem, omyłka mogła się zdarzyć. Ale to i pana
wina  zwrócił się do męża Wszędobylskiej Hanny  jako prawdziwy wędkarz
nie powinien pan łowić ryb razem z kłusownikami.
 Patrzcie go!  wrzasnęła Wszędobylska Hanna.  Jeszcze będzie mojego
męża pouczać. Już ja się wami zajmę, moi drodzy! Wy nie wiecie, kto ja jestem.
Pracuję w tygodniku  Szanuj zieleń .
Piegus tak się przestraszył, że na moment zniknął w krzakach. Dopiero z tej
bezpiecznej odległości odważył się powiedzieć:
 My bardzo lubimy ten tygodnik. I czytamy go systematycznie.
Wyraz ogromnego zadowolenia rozlał się na twarzy dziennikarki.
 To, że czytacie  Szanuj zieleń  stwierdziła  nie najgorzej o was świad-
czy. Przychylam się więc do zdania Pana Samochodzika, aby was puścić wolno.
 Tak, tak. Słusznie!  zawołali z naszego jachtu Kika i Psycholog.
Tylko Pani Księżyc milczała, uśmiechając się pod nosem.
Wszędobylska Hanna jak zwykle postanowiła wykorzystać sytuację, aby za-
sięgnąć języka.
 Mówiliście, że jesteście z Iławy. A nie słyszeliście, żeby w tej okolicy
mieszkał jakiś ludowy malarz czy rzezbiarz?
 Nie, proszę pani  odkrzyknęli chórem.
 A pałac w Karnitach znacie?
 Tak.
 A może wiecie, co to za ekipa kręci tam serial telewizyjny?
 Robią film?  ucieszyli się.  Nic o tym nie wiemy, proszę pani. Ale
popłyniemy tam, żeby zobaczyć, jak się robi coś takiego. To fajna wiadomość.
58
 Nie musicie tam płynąć  wyprostowała się dumnie Wszędobylska Han-
na.  Wystarczy, że będziecie czytali tygodnik  Szanuj zieleń . Dowiecie się
z niego o wszystkim. A jeżeli chodzi o pana, Panie Samochodzik  pióro jej
wiosła groznie skierowało się w moją pierś  poznaję po pańskiej minie, że pan
coś ukrywa przede mną. Jakąś zagadkę.
 Przebywam na urlopie w miłym towarzystwie  stwierdziłem.
 Pan nie należy do ludzi, którzy przebywają na urlopie  oświadczyła
z ogromną pewnością siebie.   Złota rękawica , powiadacie?
Trzykrotnie stuknęła wiosłem o dno łódki. Był to chyba sygnał dla jej męża, że
należy uruchomić dychawiczny silnik. Po chwili odpłynęli. Na pożegnanie długo
kiwała nam wiosłem, co wyglądało, jakby nam nim wygrażała. Zabrałem ze starej
omegi  Rogera i także dałem swojej załodze sygnał do wciągnięcia żagli.
Wypływaliśmy właśnie z przesmyku na Jeziorak, gdy minął nas  Notos , su-
nący bardzo szybko, na pełnych żaglach, od strony Iławy.
 Hej, wy tam, na  Notosie !  krzyknęła radośnie Kika.  Zaczekajcie na
nas!
Ale na  Notosie nie zauważono naszego jachtu, bo w tym czasie wiele innych
łajb płynęło w stronę Siemian.  Notos był szybkim jachtem o ładnej sylwetce
i dużych żaglach. Zanim wydostaliśmy się na większą wodę, on znajdował się już
daleko, płynąc ostro na wiatr.
 Wyglądało, jakby bardzo się gdzieś śpieszyli  stwierdziła Kika.  Może
są już na tropie autora  Złotej rękawicy ?
 Może  mruknąłem w zamyśleniu.
* * *
Pani Dołęgowska przyszła do kawiarni wraz ze swoim mężem. Byli trochę
zdziwieni, że przyczyny spotkania nie wyjawiłem po prostu przez telefon.
Nie od razu przystąpiłem do sprawy. Najpierw opowiedziałem o swojej wizy-
cie u pani Gromskiej, o Zliwowskim i oszuście.
 A to łajdak!  określił krótko swojego dawnego kolegę dyrektor Dołęgow-
ski.
A pani Dołęgowska stwierdziła z uznaniem:
 Okazał się pan bardzo operatywny. Dość szybko odnalazł pan tę panią
z banku.
 To zrobiła Lusia. . .
 Nasza córka?  zapytali niemal równocześnie.
 A tak, ona  skinąłem głową.
 Nigdy bym jej nie posądzał o tak duże zainteresowanie jakąkolwiek spra-
wą  mruknął pan Dołęgowski.
59
 No, cóż  westchnęła pani Dołęgowska  w dzisiejszych czasach rodzice
niewiele wiedzą o swoich dorastających dzieciach. Na przykład ta jej ucieczka
w ubiegłym roku. . .
 Była pod wpływem złych koleżanek  usprawiedliwiał córkę pan Dołę-
gowski.  Zmieniliśmy szkołę i teraz Lusia uczy się lepiej. Myślę, że w końcu
wydorośleje i przestanie się wygłupiać.
 Tak, liczymy, że jakoś przebrnie przez ten swój cielęcy wiek  westchnę-
ła jego żona.  Wezmiemy ją w tym roku do Jugosławii. To chyba wspaniała
wycieczka dla każdej młodej dziewczyny.
Przystąpiłem do rzeczy.
 Lusia nie chce jechać do Jugosławii  powiedziałem.
 Dlaczego? Przecież wszyscy marzą, żeby tam pojechać  zdumiała się
pani Dołęgowska.
 Ale nie ona. Lusia chce mieć inne marzenia niż wszyscy dookoła. Dużo
trzeba by mówić, dlaczego jest właśnie tak, a nie inaczej. Lecz jedno jest pewne:
ona i w tym roku ucieknie z domu.
 Boże drogi! Dlaczego?  pan Dołęgowski aż złapał się za głowę.
 Postanowiła odnalezć tego poetę. Chce uciec na mój jacht i popłynąć razem
ze mną na poszukiwanie.
 I pan się zgodził?  wykrzyknęła pani Dołęgowska.
 Przyrzekłem, że ją zabiorę  wyznałem.
 Jestem oburzona. . .  zaczęła pani Dołęgowska.
Mąż uspokajającym gestem położył rękę na jej dłoni.
 Ten pan powiedział nam o tym. Mamy do czynienia z uczciwym człowie-
kiem.
 Przepraszam  szepnęła pani Dołęgowska.
 Nie gniewam się  rzekłem.  Chodzi przede wszystkim o to, abyśmy
wspólnie ustalili sposób postępowania. Nie chciałem jej odepchnąć i powiedzieć:
 Nie zabiorę cię. Jedz z rodzicami do Jugosławii . Gotowa byłaby znowu, Bóg
wie dokąd, uciec. Myślę, że możemy razem przedyskutować całą sprawę.
 Nie będę mogła wypoczywać w Jugosławii, mając świadomość, że Lu-
sia pływa po jeziorze z obcymi ludzmi  pokręciła głową pani Dołęgowska. 
Wyznaję, że coraz mniej rozumiem własną córkę. Okazuje się, że dla niej inte- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • projektlr.keep.pl