[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przyrzeczenie. Wszyscy troje byli pewni, że ucieczka z zamku w nocy nie ma szans
powodzenia. Gdy wieczorem znajdą się w swoich sypialniach, będą więzniami aż do rana.
Mogliby, co prawda, poprosić o pozostawienie drzwi otwartych, ale zapewne wzbudziłoby to
niebezpieczne podejrzenia.
Naszą jedyną szansą rzekł Eustachy jest próba wymknięcia się z zamku za dnia. Czy
nie byłoby najlepiej spróbować po południu, kiedy większość olbrzymów śpi po obiedzie?
Można by przekraść się do kuchni i zobaczyć, czy tylne drzwi są otwarte.
294
Nie jest to coś, co zwykle nazywam szansą powiedział Błotosmętek ale to chyba
jedyna szansa, na jaką możemy liczyć.
W istocie plan Scrubba nie był tak zupełnie beznadziejny, jak może się wam wydawać. Jeśli
się chce opuścić niepostrzeżenie czyjś dom, środek popołudnia jest z wielu powodów lepszą
do tego porą niż środek nocy. Jest bardziej prawdopodobne, że drzwi i okna będą otwarte, a
jeśli już nas złapią, zawsze można udawać, że nie zamierzało się iść daleko i nie miało się
określonych planów. (Bardzo trudno byłoby przekonać o tym zarówno olbrzymy, jak i
dorosłych, gdyby nas przyłapano na spuszczaniu się po linie z okna sypialni o pierwszej w
nocy.)
Musimy jednak uśpić ich czujność rzekł Eustachy. Musimy udawać, że bardzo nam
się tu podoba i że jedyne, czego nam brak, to Zwięto Jesieni.
To już jutro wieczorem zauważył Błotosmętek. Słyszałem, jak mówił to jeden z
nich.
Ach, tak powiedziała Julia. Więc musimy udawać, że jesteśmy tego okropnie
ciekawi. Trzeba zadawać mnóstwo pytań. I tak już myślą, że jesteśmy kompletnymi
oseskami, więc nie będzie to takie trudne.
Beztroscy i uśmiechnięci westchnął Błotosmętek głęboko. Tacy właśnie musimy
być: beztroscy i uśmiechnięci. Tak jakby nic nas nie obchodziło. Zauważyłem, że wy, młodzi,
nie zawsze jesteście w dobrym nastroju. Musicie mnie obserwować i zachowywać się tak jak
ja. Będę wesoły i beztroski. O tak i zrobił upiorną minę. I swawolny tu dał
beznadziejnie ponurego susa. Prędko się wprawicie, jeśli tylko będziecie mnie uważnie
obserwować. Oni już i tak mają mnie za wesołka. Ośmielę się powiedzieć, że wy dwoje na
pewno myślicie, że wczoraj wieczorem byłem niezle wstawiony, ale zapewniam was, że było
to... no cóż, prawie w całości... zwykłe udawanie. Już wtedy wpadło mi do głowy, że może to
być w jakiś sposób pożyteczne.
Kiedy dzieci rozmawiały pózniej ze sobą o tych przygodach, nigdy nie miały pewności, czy
to ostatnie zdanie było całkiem prawdziwe, nie wątpiły jednak, że Błotosmętek święcie
wierzył w to, co mówił.
W porządku. Naszym hasłem jest beztroska zgodził się Eustachy. Gdybyśmy tylko
znalezli kogoś, kto by nam otworzył drzwi! Kiedy będziemy się wygłupiać i odgrywać
beztroskich, musimy jak najwięcej dowiedzieć się o zamku.
Tak się szczęśliwie złożyło, że w tym momencie drzwi się otworzyły i wielka niania wpadła
do środka, wołając:
No, moje laleczki, chcecie pójść i zobaczyć króla z całym dworem, jak wyruszają na
polowanie? To tak ładnie wygląda!
Nie tracąc czasu, wybiegli za nią i z trudem opuścili się po schodach. Szczekanie psów,
granie rogów i głosy olbrzymów wskazywały im drogę. Olbrzymy wybierały się na
polowanie pieszo, bo w tej części świata brakuje olbrzymich koni; miało to więc być coś ta-
kiego jak angielskie polowanie z psami gończymi na smyczy. Psy również były normalnych
rozmiarów. Kiedy Julia zobaczyła, że nie ma koni, była z początku bardzo zawiedziona,
ponieważ nie wyobrażała sobie, by gruba królowa mogła nadążyć za psami na piechotę. A to
znaczyło, że przez cały dzień pozostanie w zamku. Ale potem zobaczyła królową w lektyce,
którą niosło na ramionach sześciu młodych olbrzymów. To wielkie tłuste stworzenie całe
295
ubrane było na zielono i miało róg myśliwski u boku. Na dziedzińcu zebrało się ze
dwudziestu lub trzydziestu olbrzymów, włączając w to króla; wszyscy byli podnieceni zbli-
żającym się polowaniem, wszyscy rozmawiali i śmiali się tak, że można było ogłuchnąć, a u
ich stóp, prawie na poziomie Julii, rozbrzmiewało szczekanie i skomlenie, kłębiło się od
machających ogonów, obwisłych, oślinionych mord i od nosów wpychających się dzieciom w
dłonie. Błotosmętek zaczynał właśnie mieć beztroski wygląd (co mogło zepsuć wszystko,
gdyby ktoś zwrócił na to uwagę), kiedy Julia z najbardziej uroczym dziecinnym uśmiechem
podbiegła do lektyki królowej i zawołała:
Och, pani! Nie odjeżdżasz daleko, prawda? Wrócisz?
Tak, moje kochanie odpowiedziała królowa. Wrócę wieczorem.
Och, to DOBRZE. Cudownie! zaszczebiotała Julia. A będziemy mogli przyjść na
świąteczną zabawę jutro wieczorem? Tak czekamy na ten wieczór! I tak nam się tu podoba! A
kiedy ciebie nie będzie, możemy sobie pooglądać cały zamek? Och, pozwól nam, powiedz
tak"...
Królowa powiedziała tak", lecz gromki śmiech wszystkich dworzan prawie zagłuszył jej
głos.
Rozdział 9
JAK ODKRYLI COZ, O CZYM WARTO BYAO WIEDZIE
Eustachy i Błotosmętek przyznawali pózniej, że Julia była tego dnia wspaniała. Gdy tylko
król ze swym orszakiem wyruszyli na polowanie, zaczęła zwiedzać cały zamek i zadawać
wszystkim różne pytania, czyniąc to tak niewinnie i dziecinnie, że nikt nie mógł jej posądzać
o jakieś ukryte zamiary. Usta się jej nie zamykały, ale właściwie trudno powiedzieć, by mó-
wiła: SZCZEBIOTAAA i chichotała. Była naprawdę urocza i podbijała serca wszystkich:
parobków, odzwiernych, pokojówek, dworek i starych baronów, olbrzymów, dla których dni
polowań już bezpowrotnie minęły. Pozwalała się całować i ściskać każdemu, kto miał na to
ochotę, a miało wielu, litując się nad nią i nazywając biedną dzieciaczyną", choć nikt nie wy-
jaśniał, z jakiego właściwie powodu. Zaprzyjazniła się zwłaszcza z kucharzem i odkryła rzecz
najważniejszą: niewielkie drzwi dla służby kuchennej pozwalające na wyjście poza
zewnętrzne mury bez potrzeby przechodzenia przez dziedziniec i wielką bramę zamkową. W
kuchni udawała strasznego łakomczucha i zjadała każdy kąsek, jakim ją z upodobaniem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]