[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- To wszystko, co mam. - Gina podeszła do kuchennego
stołka i usiadła. Odzyskała już częściowo pewność siebie.
- Nie masz nawet pierścionka zaręczynowego? - Zbliżył się i
uniósł jej rękę. - Czyżby nasz Wayne uważał, że lepiej
inwestować w cegły i cement?
- Nasze stosunki nie powinny cię interesować.
RS
41
- To prawda. - Spojrzał na nią z rozbawieniem. - Tyle tylko,
że jesteś moją pacjentką i widzę po twoich oczach, że ty i
Wayne tak do siebie pasujecie, jak Czerwony Kapturek i wilk.
- Wayne nie jest wilkiem - odparła, zagryzając wargi.
- Nie - przyznał z uśmiechem. - Ma w sobie za mało ikry. A
więc musi być Czerwonym Kapturkiem.
- To, że jest administratorem i nosi garnitury...
- ...i liczy koszt każdej torebki herbaty i ma mi za złe, że
pozwalam starszym pacjentom na wypicie drugiej filiżanki...
No, chyba że wykorzystają tę samą torebkę... A poza tym
zamawia najgorszą kawę u najtańszych dostawców, choć ma w
swoim gabinecie najdroższą kolumbijską mieszankę i specjalny
ekspres. Nie wspiera w wydziale zdrowia moich starań o
dodatkowe fundusze, co więcej, sam wymyśla dodatkowe
posunięcia, mające na celu obniżkę kosztów. Ten człowiek ma
duszę skąpca.
- Posłuchaj, to nie ma nic wspólnego ze mną...
- Ależ ma. A ja chcę ci tylko powiedzieć, że kiedy za niego
wyjdziesz, będziesz suszyć torebki z herbatą, używać śmietanki
jedynie w co drugą niedzielę miesiąca i...
- Czy możesz przestać? - spytała, powstrzymując wybuch
śmiechu. - To moja sprawa, za kogo wyjdę za mąż. Twoja
troska mnie wzrusza, ale jest zupełnie zbyteczna.
- Dlaczego chcesz za niego wyjść? - spytał łagodnie.
- Ponieważ... - Nie umiała znalezć odpowiedzi. Sama
zadawała sobie to pytanie przez cały dzień. - Ponieważ chcę
mieć dom, męża i dzieci. Chcę...
- Czy to wszystko? - przerwał jej Struan.
- To wystarczy. Chcę wyjść za mąż.
- Więc wyjdz za mnie.
Gina wstrzymała oddech. Spojrzała na niego, ale nie była w
stanie stwierdzić, czy mówi poważnie.
- Chyba żartujesz.
RS
42
- Nigdy w życiu nie byłem bardziej poważny. - Z jego oczu
zniknęło rozbawienie. - Może czas, żebym i ja miał dom.
- Nigdy nie wyszłabym za ciebie.
- Dlaczego? - spytał z urazą w głosie.
- Bo... jesteś niebezpieczny. Reprezentujesz wszystkie męskie
cechy, których najbardziej nie lubię. Stoisz przede mną z tą
swoją wielką brodą...
- Nie podoba ci się moja broda?
- Nie, nie podoba mi się!
- Czy to jest główna przeszkoda? - Znów się do niej
uśmiechał, a ona poczuła, że traci głowę.
- Tak. Nie. - Sama nie wiedziała, co mówi. - Struan, wyjdz z
mojego mieszkania. Zostanę żoną Wayne'a i na tym koniec.
- Och, nie - stwierdził z uśmiechem i pokręcił głową. - To
wcale nie koniec, moja droga. Oblężenie twierdzy dopiero się
zaczyna.
RS
43
ROZDZIAA CZWARTY
Gina, uwolniona od szpitalnego rygoru, spała bardzo długo.
Kiedy następnego dnia rano wstała, wzięła prysznic i zjadła
śniadanie, postanowiła odwiedzić Lisę. Zaledwie wyszła za próg
swego mieszkania, usłyszała najnowszą wiadomość.
On nie ma brody!
- Musi go pani zobaczyć - mówiła z podnieceniem jedna z
pielęgniarek. - Zawsze myślałam, że mężczyzni zapuszczają
brody, kiedy mają cofnięty podbródek czy coś w tym rodzaju.
Ale doktor Maitland... och, on wygląda wspaniale!
Gina przypomniała sobie rozmowę, którą odbyli
poprzedniego wieczoru, i doszła do wniosku, że Struan zastawia
na nią pułapkę. Postanowiła zachować obojętność, lecz zanim
dotarła na oddział dziecięcy, aż cztery osoby powiadomiły ją o
tym doniosłym wydarzeniu.
- Może po prostu mu się znudziła - skomentowała inna
pielęgniarka. - To była wspaniała broda, ale kiedy człowiek
widzi jego twarz, zastanawia się, dlaczego ją ukrywał.
Lisa patrzyła tępo w sufit. Kiedy Gina weszła do jej pokoju,
nie odwróciła nawet głowy.
Gina miała na sobie szeroką spódnicę i jasną bluzkę. Była
pewna, że w tym stroju łatwiej się porozumie z pięcioletnią
dziewczynką niż w szpitalnym szlafroku.
- Czy dziś bardziej wyglądam na lekarza, Lisa? - spytała,
siadając na brzegu łóżka i uśmiechając się do niej.
%7ładnej reakcji. Dziecko nie poruszyło nawet powiekami. Gina
pogłaskała małą po głowie i zaczęła się zastanawiać. W końcu
wezwała pielęgniarkę.
- Siostro, czy może siostra przyprowadzić wózek inwalidzki?
- Ona nie zechce na nim siedzieć, doktor Buchanan -
oznajmiła pielęgniarka, patrząc sceptycznie na kule Giny. -
Możemy ją przywiązać, ale... jak pani sobie poradzi?
RS
44
- Nie mam zamiaru jej wozić. Chciałabym usiąść z nią na
słońcu. Jest piękny dzień. Jeśli wezmę ją na kolana, możemy
obie pojechać na spacer.
- Jeśli pani uważa, że wyniknie z tego coś dobrego...
- Wcale tak nie uważam. Ale mam nadzieję. Spróbujmy ją
ubrać. Czy ma jakąś sukienkę?
Między szpitalem a brzegiem morza rozciągał się starannie
zaprojektowany ogród. Pracowali w nim dobrowolnie
pensjonariusze domu starców.
- Niech pani nie siedzi na tym niewygodnym wózku, doktor
Buchanan - zawołał jeden z mężczyzn. Znało ją już najwyrazniej
całe miasteczko. - Za budynkiem stoi trzcinowy leżak. Zaraz go
pani przyniesiemy.
Zanim zdążyła zaprotestować, siedziały z Lisą na wygodnym
leżaku, troskliwie owinięte kocem.
- Przecież to ja mam być lekarzem, a wy pacjentami!
- Kiedy wy, młodzi, wpadacie w kłopoty, starsi muszą was z
nich wyciągać - odparła z przewrotnym uśmiechem jakaś co
najmniej dziewięćdziesięcioletnia staruszka. - Ale jeśli jest pani
w stanie zrobić coś dla tej małej...
Gina została sama. Leżała spokojnie, patrząc na morze i
przytulając do siebie Lisę. Głaskała ją od czasu do czasu po
włosach, ale nie zadawała żadnych pytań, licząc na
terapeutyczne działanie ciepłych promieni słońca. Około
południa ocknęła się z drzemki i stwierdziła, że Lisa ma otwarte
oczy i rozgląda się niespokojnie.
- Co, Lisa?
Dziecko nie odpowiedziało, ale Gina domyśliła się, na czym
polega problem. Obie wypiły rano po dużej szklance soku i
[ Pobierz całość w formacie PDF ]