[ Pobierz całość w formacie PDF ]
się. że nie ona jedna miała ochotę na nocne pływanie.
Jean-Luc wynurzył się przed nią. jego ramiona błyszczały od wody. Podniósł
rękę i odgarnął z twarzy czarne włosy.
- Rachel! - Na moment zmarszczył brwi, potem uśmiechnął się przelotnie. -
Co za niespodzianka.
- Tak. - Wpatrywała się w niego jak urzeczona. - Nie mogłam zasnąć.
- Ja też nie... nawet nie próbowałem - przyznał z lekkim uśmiechem. - Wła-
śnie skończyłem pracować nad dokumentami.
- Pewnie chcesz popływać sam. - Odwróciła się. niepewna, jak się ma za-
chować. Przypomniała sobie swój sen, poczuła ukłucie pożądania i zaczęła się
wycofywać. - Zaczekam... wrócę pózniej.
- Nie ma potrzeby. - Chwycił krawędz basenu i podciągnął się do góry. Wo-
da spływała po jego opalonym, muskularnym ciele. - Rachel, to szaleństwo. Nie
R
L
możemy unikać się bez końca. - Jego łagodny uśmiech w świetle księżyca wyda-
wał się przyjazny. - Basen jest wystarczająco duży dla nas obojga, nie uważasz?
- Tak... chyba...
- Więc chodz popływać. - Zachęcił ją gestem. - To miejsce jest tak samo two-
je, jak i moje.
Rachel wahała się. Szaleństwem było zostać, ale odejść... Dowodziłoby to,
że jego obecność ją deprymuje. Poza tym miała taką ochotę zanurzyć się w
chłodnej wodzie. Walczyła przez chwilę ze sprzecznymi emocjami, potem wsko-
czyła do basenu, szybko, by nie zmienić zdania.
Było wspaniale. Należało wziąć kąpiel już dawno temu, zamiast użalać się
nad sobą i rozdrapywać stare rany przez całe popołudnie i wieczór. Zanurkowała.
Po chwili wyrzuciła do przodu szczupłe ramiona i popłynęła kraulem. Zanurzała
twarz w wodzie, łapiąc oddech co cztery uderzenia, starając się płynąć rytmicz-
nie. Zawracała przy brzegu i robiła nawrót, raz po razie...
W końcu zmęczyła się i zwolniła tempo, odwróciła się na plecy i wlepiła
wzrok w skomplikowany wzór romboidalnych i sześciokątnych kafli na suficie.
- Nie miałem pojęcia, że tak dobrze pływasz - stwierdził Jean-Luc ze szcze-
rym podziwem. - Rachel... - Leżał w wodzie, a potężnymi ramionami oplótł me-
talową poręcz otaczającą basen. - Musimy porozmawiać.
Przewróciła się z powrotem na brzuch i po chwili wahania popłynęła w jego
kierunku, tym razem żabką, długimi, zgrabnymi ruchami.
- Dziś po południu - wyznał cicho, gdy zbliżyła się do niego - nie zamierza-
łem cię zranić. Nie chcę... - Przerwał. - Kiedyś byliśmy dobrymi przyjaciółmi.
- Więcej niż przyjaciółmi - stwierdziła, przeklinając w duchu swe serce za to,
że tak głośno bije. Zastanawiała się. czy on to słyszy.
R
L
Ciemne oczy błysnęły w mroku.
- To nadal jest dla mnie ważne.
- Czyżby? - Zaczynało brakować jej tchu. Nie wiedziała, czy z powodu fi-
zycznego zmęczenia, czy dlatego, że Jean-Luc patrzył na nią tak intensywnie.
Wyciągnął do niej rękę.
- Wydajesz się zaskoczona.
Na wszelki wypadek trzymała się z dala.
- Winisz mnie za to?
- Myślałem, że Grange coś dla ciebie znaczy.
- Znaczy - powiedziała z nieszczęśliwą miną. Była taka zmęczona. - Wiesz o
tym. Cieszę się, że nie musiałam sprzedać domu - szepnęła. - Ale fakt faktem, że
nie chcę cię tutaj.
- Zostawiłem cię samą przez całe lato. Liczyłem, że po moim powrocie nasze
stosunki ulegną poprawie.
- Dzisiaj po południu przekonałeś się. że to niemożliwe! - Odsunęła się od
niego. - Zmieniłeś się. Jean-Luc, którego znałam, nigdy nie potraktowałby mnie
w tak okrutny sposób.
- A co takiego zrobiłem? - zapytał spokojnie. - Pocałowałem cię? To taka
zbrodnia?
- Zbrodnia! Jeśli tego nie rozumiesz, to jesteś bez serca! - Z trudem panowała
nad emocjami.
Dlaczego tak się zachowywał? Dręczył ją celowo, chciał sprawić ból? Pró-
bował ją nabrać, wmówić, że pod tą arogancką powłoką nadał był tym wrażli-
wym chłopakiem, którego kiedyś pokochała? W jakim celu? Wszystkie cudowne
chwile spędzone razem przestały cokolwiek znaczyć, kiedy odszedł.
R
L
Rachel zaczęła płynąć szybkimi, pewnymi ruchami, które odbierały jej
resztki energii. Czuła niemal fizyczny ból. Nie myśl! - powiedziała do siebie,
poddając się wodzie, która opływała jej ciało, delikatnie je pieszcząc. Nie myśl!
Powinien wyjechać, opuścić to miejsce. Po co zostawać na jutrzejszą uroczy-
stość? Nie chciała go tutaj. Sam też nie chciał tu być. Masochizm nie był w jego
stylu, przynajmniej tak uważał, ale po tym, jak się zachował na korcie teniso-
wym, zaczynał mieć wątpliwości. Więc wyjedz stąd! - nakazał sobie w duchu.
Wróć do Paryża i wdzięków Yvette.
Była w połowie długości basenu, gdy poczuła nagłe ból w prawej łydce. Za-
skoczona złapała się odruchowo za nogę, poszła pod wodę, ale po chwili z gło-
śnym pluskiem wynurzyła się, z trudem łapiąc powietrze.
- Rachel? - głęboki głos Jeana-Luca zabrzmiał ostro. Usłyszała wołanie raz i
drugi, i gdy niemal wpadła w panikę, poczuła, jak jego ręce podtrzymują ją.
- Co jest? Co się stało? - zapytał przejęty.
- Kurcz - wymamrotała. - W nodze.
Pomógł jej dopłynąć do brzegu basenu, a potem wyniósł ją z wody.
- Och! - jęczała, próbując rozetrzeć mięśnie. - Boli jak diabli!
- Uspokój się. - Przerwał jej nieporadne próby, przytrzymał ręką jej stopę,
wyprostował nogę i masował łydkę silnymi palcami. - Już lepiej? - zapytał.
Przytaknęła i odetchnęła głęboko, krzywiąc się z bólu.
- Na pewno? - W kąciku jego ust pojawił się uśmiech, gdy kurcz chwycił z
nową mocą i Rachel z krzykiem zaczęła skakać wkoło jak szalona. Bez słowa za-
niósł ją na jedną z leżanek ustawionych pod otaczającymi basen palmami. - Bę-
dzie ci tu wygodniej. - Usiadł obok i położył jej stopę na swoich kolanach.
- Nie ma potrzeby! - zawołała. - Jestem pewna, że za chwilę przejdzie.
R
L
- Jeśli rozmasujesz mięśnie. Rachel zamknęła oczy.
- Jeszcze nigdy nie przytrafiło mi się nic podobnego - wyszeptała. - Nie
zdawałam sobie sprawy, że to aż tak boli.
- Gdyby mnie tu nie było... - Nie dokończył zdania, tylko dalej rozcierał
mięśnie.
- Już mi lepiej. - Zdjęła nogę z jego kolan i stanęła. -Dziękuję.
- Pospaceruj przez chwilę... to powinno pomóc. Zrobiła kilka kroków po
chłodnych kafelkach i stwierdziła z ulgą, że ból minął.
- Tak, jest o wiele lepiej - powiedziała. Spojrzała na Jeana-Luca i na widok
jego miny przypomniała sobie o mokrym kostiumie, który podkreślał wszystkie
krągłości. - Mógłbyś podać mi ręcznik? - Chyba nie słyszał. - Jean-Luc! Ręcznik!
- Zrobiła krok do przodu, nerwowo przygryzając wargę.
Podszedł do niej i choć Rachel wiedziała, że najrozsądniej byłoby uciec, nie
mogła się ruszyć z miejsca. Bez słowa zarzucił ręcznik na jej ramiona, otulając
[ Pobierz całość w formacie PDF ]