[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nie usłyszeć, że młodemu, dopiero co koronowanemu władcy marzyła się wojenna sława. A
walkom z heretyckim Palatynatem wielu by przyklasnęło, bo po pierwsze, obowiązująca w
nim wiara była paskudna, a po drugie, w bogatych miastach czekały liczne łupy. Jednak
palatyn Duvarre nie był ani głupcem, ani tchórzem i swoje włości zamienił w jedną wielką
fortecę. Uzbroił też oraz wyćwiczył miejskie milicje. Tyle, że nasi feudałowie nadal nie
wierzyli, iż mieszczańska hołota może przeciwstawić się ciężkozbrojnemu rycerstwu.
Pozwalałem sobie mieć odmienne zdanie na ten temat, ale zachowywałem je dla siebie.
Kto wie? odparłem. Nadszedł być może czas, by ponieść żagiew prawdziwej,
świętej wiary...
Taaa odparł Springer i trudno było nie usłyszeć powątpiewania w jego głosie.
Uśmiechnąłem się w myślach. Doradca Lindego był rozsądnym oraz doświadczonym
człowiekiem. Wiedział doskonale, że niesienie żagwi wiary wiąże się z niewygodami oraz
niebezpieczeństwem utraty życia. Zwłaszcza kiedy zamierzało się podpalić włości kogoś
takiego jak Duvarre, który nie znał się na żartach, a heretycką wiarę traktował nad wyraz
poważnie. Zresztą w Palatynacie też palono kacerzy i czarownice, tak samo dobrze, jak u nas,
tyle że nie zajmowali się tym przeszkoleni inkwizytorzy, a łowcy czarownic. Podłe było to
towarzystwo, nawiasem mówiąc.
Pozwolicie, że i ja się krzynkę prześpię powiedziałem, wstając. Bo znając pana
burgrabiego, trzeba sporo sił zachować na ucztę.
Springer roześmiał się serdecznie.
O, tak przyznał. Będą walki zapaśników i szczucie niedzwiedzia psami. Zaśpiewa
też dla nas sama Rita Złotowłosa, bo podróżuje do Hezu i zatrzyma się w Biarritz na kilka
nocy...
Oświećcie mnie, jeśli łaska przerwałem mu.
Rita Złotowłosa powtórzył zdziwiony. Nie słyszeliście, mistrzu? Ballady o pięknej
Izoldzie? Toż ona jest autorką!
Samą balladę słyszałem odparłem. Ale imię autora jakoś umknęło mojej uwadze.
No to będziecie mieli okazję ją poznać. Mrugnął porozumiewawczo. A jest na czym
oko zawiesić. Pokręcił głową. Sami zobaczycie.
* * *
Tłumy zbierały się na placu już od południa, a straż miejska chroniła dostępu do podestu
oraz szubienicy. Co bardziej krewkich mieszczan trzeba było odganiać kijami, ale w tłumie
nie było agresji, a tylko nadmiar entuzjazmu wsparty sporymi ilościami wina oraz piwa.
Rita faktycznie była piękna, jak obiecywał Springer. I nic dziwnego, że nazwano ją
Złotowłosą, bo jasne, gęste sploty włosów, teraz misternie trefione, spływały jej niemal do
samego pasa. Ubrana była w zieloną, jedwabną suknię z wysokim kołnierzem, a pomiędzy
stromymi piersiami błyszczał skromny wisiorek z niewielkim rubinem. Była bardzo wysoka,
niemal mojego wzrostu, ale co dziwne sprawiała wrażenie kruchej oraz wiotkiej. W
alabastrowo jasnej twarzy przykuwały uwagę oczy w kolorze pochmurnego nieba.
Inteligentne i badawczo spoglądające. Zapewne była szpiegiem, a zważywszy na urodę
przypuszczałem, iż szpiegiem znamienitym. Ciekaw byłem, czy w Biarritz zatrzymała się
tylko przypadkiem, czy też miała do spełnienia jakąś misję. Sądziłem, że jednak to pierwsze,
gdyż trudno mi było sobie wyobrazić, aby miasto dla kogokolwiek stało się na tyle ważne, by
wysyłał tu tę opromienioną sławą piękność. A komu służyła? Mój Boże, zapewne każdemu,
kto dobrze zapłacił.
Burgrabia własnoręcznie wymościł jej fotel jedwabnymi poduszkami i podtrzymywał za
łokieć, kiedy siadała. Uśmiechnęła się do niego promiennie. No i trzeba przyznać, że uśmiech
miała również piękny, a zęby białe oraz równiusieńkie.
Zaczynajmy. klasnął w dłonie Linde i dał znak trębaczom.
Ponury dzwięk trąb uciszył tłum. Katowski czeladnik zerwał ciemną zasłonę okrywającą
dotąd skazanego. Gawiedz zawyła, a strażnicy stojący u stóp podestu zwarli szereg.
Zbrodniarz podniósł się z desek podestu. Był wysokim, barczystym człowiekiem o
smagłej twarzy i lekko siwiejących, długich włosach. Teraz jego jedyny ubiór składał się z
szarego, pokutnego worka z wyciętymi miejscami na głowę i ramiona.
Dostojny burgrabio i wy, szlachetni mieszczanie zaczął mocnym głosem, gdyż miał
prawo do ostatniego słowa. Głęboko boleję wraz z wami nad śmiercią trzech kobiet z
Biarritz...
Przerwało mu nieprzychylne wycie tłumu, a jakiś kamień śmignął tuż obok jego skroni.
Nie zdążył się jednak uchylić przed drugim, oberwał w czoło i upadł na kolana, wyciągając
dłonie w stronę ludzi, jakby prosił o łaskę. Jeden z żołnierzy natychmiast podskoczył i osłonił
go tarczą. Strażnicy zaczęli się przepychać w stronę obwiesia, który cisnął kamieniem. Część
ludzi pokrzykiwała, żeby uciekał, część próbowała go łapać, w sumie wszczęto zamieszanie i
tumult. Burgrabia parsknął, z irytacją rozkładając dłonie.
Zawsze tak jest poskarżył się. Czy nie piękniej byłoby w spokoju, z namaszczeniem
i powagą? Jak myślicie, mistrzu?
Zapewne piękniej zaśmiałem się. Ale tłum to tylko tłum. Zaraz się uspokoi.
Faktycznie ludzie czekali przecież na widowisko, a każde zamieszanie tylko opózniało
finalną zabawę.
Mistrzu? zapytała Rita, przechylając się w moją stronę. Czy wolno spytać, dlaczego
dostojny burgrabia was tak nazywa?
Pytanie było ze wszech miar usprawiedliwione, gdyż nie nosiłem w Biarritz służbowego
stroju czarnego kaftana z wyhaftowanym srebrem połamanym krzyżem lecz ubierałem się
jak zwykły mieszczanin.
Gdyż Mordimer jest mistrzem wiary i sprawiedliwości oraz znawcą ludzkich sumień
odparł za mnie burgrabia, ze zbytecznym jak na mój gust patosem.
Pochyliłem głowę.
Jedynie pokornym sługą Bożym wyjaśniłem.
In-kwi-zy-to-rem odgadła Rita. Ale chyba w Biarritz nie służbowo, prawda?
Uchowaj Boże znowu odezwał się burgrabia. Jest moim przyjacielem i miłym
gościem.
Znowu pochyliłem głowę.
To zaszczyt dla mnie, dostojny panie odrzekłem.
Tymczasem tłum już się uspokoił, a obwiesia, który rzucił kamieniem, złapano i
odprowadzano na stronę. Jak znałem burgrabiego, zostanie tak solidnie oćwiczony, że przy
następnej okazji dwa razy się zastanowi, zanim zacznie wszczynać burdy.
Skazaniec wstał z kolan. Miał zakrwawioną twarz, którą usiłował przetrzeć dłonią, ale
krew ciągle leciała z rozciętego czoła.
Boga wzywam na świadka, że nie jestem winien tych zgonów krzyknął. Zlitujcie
się, panie burgrabio, w imię Boże, zlitujcie się! Wyciągnął ręce w stronę loży, w której
siedzieliśmy.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]