[ Pobierz całość w formacie PDF ]

się jego poczynaniom. Była ubrana w pomiętą niebieską suknię, poplamioną nieco na dole, gdzie
dotykała wcześniej wilgotnej trawy. Włosy ściągnęła z tyłu głowy i splotła w prosty warkocz.
- Dzień dobry, zbiegu - rzuciła z uśmiechem.
Halli potarł twarz. Miał wrażenie, że cała jest posiniaczona i spuchnięta.
- Słońce już wstało? - spytał zaspanym, niepewnym głosem.
- Dopiero co wyszło nad ziemię. Jest jeszcze wcześnie, ale pomyślałam, że sprawdzę, co się u
ciebie dzieje. I dobrze, że to zrobiłam, bo jeszcze ktoś usłyszałby twoje chrapanie.
- Chrapałem?
- Jak wieprz, cała stodoła się trzęsła, ptaki wzlatywały w powietrze, z dachu sypał się kurz.
Dziwne, że stodoła się nie zawaliła. - Spojrzała na niego z życzliwą troską. - Jak się czujesz?
- Cóż, właściwie nie...
- Bo wyglądasz naprawdę okropnie. Zeszłego wieczoru nie zdawałam sobie z tego sprawy, bo
było już trochę ciemno, ale twoja twarz przypomina śmierć. Ubranie masz w strzępach. I wolę nie
pytać, co to za plamy na rajtuzach. Pomyśleć tylko, że pozwoliłam ci się wczoraj tulić do mojej
peleryny. Będę musiała ją spalić. Twoje stopy też nie wyglądają najlepiej, całe podrapane i
okrwawione. Nigdy nie widziałam, by syn Założyciela wyglądał równie fatalnie, jak ty, Halli. Założę się,
że w całej historii Doliny nie było podobnego przypadku. Niektóre trupy w kurhanach są w lepszym
stanie.
Aud zamilkła na moment.
- Cóż, poza tym jestem w świetnej formie, dzięki, że zapytałaś - mruknął Halli.
- Pewnie chciałbyś coś zjeść.
Głód przenikał wnętrzności Halliego dojmującym bólem. Chłopak nie jadł, odkąd wszedł do Domu
Hakona, a więc prawie od dwóch dni.
- Jeśli tylko coś masz...
Aud wskazała niedbałym gestem na wielką płócienną torbę, która leżała obok niej na sianie.
- Tu masz jedzenie. Chleb, piwo, placki, trochę mięsa. Wczoraj wieczorem, po kolacji,
splądrowałam kuchnię. W bukłaku jest herbata z wierzby, uśmierza ból. Bierz, co chcesz.
Halli doskoczył do torby i pochylił się nad nią.
- Na ducha Arnego! - pisnęła nieoczekiwanie Aud.
Podniósł na nią wzrok i wybełkotał z pełnymi ustami:
- Przepraszam, jestem okropnie głodny.
- Nie o to chodzi. Nie wiedziałam, że twoja tunika jest aż tak podarta.
- Och...
Halli w pośpiechu poprawił ubranie i znów zajął się jedzeniem. Herbata z wierzby była okropnie
gorzka. Piwo i placki smakowały znacznie lepiej i to właśnie one stały cię celem wściekłych ataków
wygłodniałego chłopaka.
Aud wycofała się na bezpieczną odległość.
- Zupełnie jakbym karmiła świnię... Posłuchaj, pójdę już. Znajdę ci jakieś stare ubrania taty. Nie
będą pasować, ale przynajmniej się ubawię, kiedy będziesz je wkładał. Wrócę za chwilę. Nie ruszaj się
stąd.
Halli podniósł wzrok i przełknął ciężko.
- Aud... ja... Nie podziękowałem ci jeszcze za to, co zrobiłaś. To naprawdę... To znaczy, sam nie
wiem, jak...
Aud podeszła do włazu, z którego wystawał czubek drabiny. Stanęła na szczeblu.
- Och, daj spokój. Nieczęsto ukrywam zbiega w stodole. To dla mnie zaszczyt. Poza tym wczoraj
wieczorem taplałeś się w biocie i przysięgałeś, że będziesz moim dłużnikiem do końca życia,
pamiętasz? Nie mogę zaprzepaścić takiej okazji, prawda? Muszę zachować cię przy życiu. A skoro już o
tym mowa, to nie wychodz stąd pod żadnym pozorem. Kiedy wychodziłam tylnymi drzwiami z
dworu, słyszałam konie na podwórzu. To pewnie nic ważnego, ale lepiej sprawdzę, co się dzieje.
Potem wrócę i opowiesz mi o wszystkim. Chcę poznać całą historię, z wszystkimi szczegółami. Lepiej
zbieraj siły.
Mrugnęła do niego i pomachała mu ręką. Blask wpadający przez otwarte drzwi stodoły oświetlił jej
twarz, nim zniknęła mu z oczu. Halli odwrócił się do torby.
Pózniej, nieprzyzwoicie objedzony, czekał na powrót Aud. W dachu w rogu strychu był otwór, przez
który do wnętrza stodoły wpadał strumień słonecznego światła. Halli podszedł tam i wyjrzał na
zewnątrz - zobaczył grządki z warzywami, pola uprawne, niskie murki i odległe pasmo lasu
Arnessonów. Kiedy wyciągnął szyję, dojrzał również zabudowania Domu po lewej - długie, niskie
budynki o czerwonych dachach - odległe chaty i samotne drzewa. Krajobraz ten wydawał się
spokojny, zwyczajny, miły. Zupełnie nie pasował do tego, co czuł Halli. Chłopak cofnął się i schował
głowę.
Przysiadł po drugiej stronie strychu, gdzie zalegały cienie. Kilkakrotnie słyszał mieszkańców Domu
Arnego. Zajmowali się swoimi codziennymi sprawami. Dobiegały go kroki kobiet i ich łagodny [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • projektlr.keep.pl