[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Ze nie - dokończyła. Nie mogła znieść wyrazu litości w jego oczach. Wiedziała, że on też kiedyś był
komikiem. Dokładnie wiedziała, co się wydarzyło. Nie chciała, by jej rozczarowanie zastygło w słowach,
których nie byłaby w stanie zapomnieć.
- Wiesz, Ruby - podjął - widziałem kilka twoich występów. Chyba w Sklepie z Humorem. Masz dobre
teksty.
- Dzięki.
- Może powinnaś pomyśleć o pisaniu na przykład sitcomu. Twój talent może się w rozgłośni przydać.
Ruby stała ze sztucznym uśmiechem przyklejonym do twarzy. Joe mówił jej, żeby dała sobie spokój, żeby
spróbowała czegoś innego.
19
Czuła się tak, jakby się rozpływała w niebycie, ale nie przestała się uśmiechać.
- Dzięki, Joe, muszę lecieć.
Wróciła biegiem do swojego krzesła i chwyciła torebkę, po czym podniosła Tattlera i wsunęła pod
pachę. Nie patrząc na nikogo, wybiegła ze studia.
W mieszkaniu opuściła wszystkie żaluzje i zgasiła światło. Opadła na zniszczoną kanapę i zarzuciła nogi
na tani niski stolik, oklejony laminatem udającym drewno. Szklanka do połowy napełniona wodą
zachybotała. Obok leżał brukowiec, ledwie widoczny w ciemności.
A jednak najdroższa mamusia miała romans.
W istocie ta prawda wcale jej nie zaskoczyła. Każda kobieta, która porzuciła dzieci dla sławy i majątku,
bez zastanowienia pozwoliłaby sobie na romans. Ruby zaskoczona była jedynie tym, że to nadal jest dla niej
bolesne.
Kiedy sięgnęła do telefonu, żeby wybrać numer siostry, palce jej drżały. Rzadko kiedy dzwoniła do
Caroline - było to zbyt kosztowne - ale przecież nie co dzień ogląda się zdjęcia nagiej matki w jednoznacznej
sytuacji z jakimś nieznajomym.
Caroline podniosła słuchawkę po drugim dzwonku.
- Halo?
- Cześć, siostruniu - odezwała się Ruby, czując nagły przypływ poczucia osamotnienia.
- Więc w końcu włączyłaś telefon. Dostawałam kręćka, usiłując się do ciebie dodzwonić.
- Przepraszam - cicho powiedziała Ruby. Gardło miała ściśnięte. - Zobaczyłam zdjęcia.
- Nie tylko ty, ale wszyscy Amerykanie. Zawsze się bałam, że coś takiego się zdarzy.
Ruby to zdumiało. Ona nigdy niczego podobnego sobie nie wyobrażała.
- Wiedziałaś o tym romansie?
- Podejrzewałam.
- Dlaczego nigdy mi nie powiedziałaś?
- Daj spokój, Ruby, przecież przez te wszystkie lata ani razu nawet nie wymówiłaś jej imienia. Nic nie
chciałaś o niej wiedzieć.
Ruby nie znosiła u siostry tonu osoby wszechwiedzącej.
- Chyba już jej wybaczyłaś, święta Caroline.
- Nie. Ta sprawa to dla mnie twardy orzech do zgryzienia. Stała się... publiczna.
- Ach, chodzi o pozory. Zapomniałam.
- Nie rób ze mnie takiej idiotki. Sama wiesz, że chodzi o wiele więcej.
Ruby natychmiast poczuła skruchę. Nienawidziła u siebie tej łatwości, z jaką potrafiła mówić raniące słowa
- nawet osobom, które kochała. Kiedy matka ich porzuciła, Caroline trzymała rodzinę razem, chociaż była
ledwie nastolatką. Stanęła na wysokości zadania i zaspokoiła wszystkie potrzeby Ruby. Bez niej Ruby nie
przebrnęłaby przez tamten rok.
- Przepraszam. Wiesz, jak dobro wydobywa ze mnie wszystko, co najgorsze.
- Wcale nie jestem taka dobra. Wczoraj powiedziałam jej wiele podłych słów. Nie umiałam się
powstrzymać. Byłam wściekła.
- Rozmawiałaś z nią? Co mówiła?
- %7łe przeprasza. %7łe mnie kocha.
- Taa - parsknęła Ruby. - Jaka by była, gdyby nas nienawidziła?
Caroline się zaśmiała.
- Zadzwonię do niej, kiedy dojdę do siebie. Może pogadamy wtedy o niektórych... no, wiesz, istotnych
sprawach.
- Nic z tego, co ona ma do powiedzenia, nie jest istotne. Powtarzam ci to od lat.
- Nie masz racji. Kiedyś to zrozumiesz. Ale teraz ta sprawa długo nas wszystkich wiele będzie kosztowała,
zanim jakoś z niej wyjdziemy.
- Tylko ty wyjdziesz. Ja nawet nie spróbuję jej wybaczyć.
Zanim Caroline zdołała odpowiedzieć, zadzwonił dzwonek u drzwi. Grał melodię z West Side Story. Ruby
przeleciała przez głowę myśl, że musi zmienić ten cholerny dzwonek. Max uważał, że jest zabawny, ale ona
była przeciwnego zdania.
- Muszę kończyć, Caroline. Ktoś dzwoni do drzwi. Przy moim szczęściu to pewnie gospodarz przyszedł po
czynsz.
- Trzymaj się!
- Ty też. I ucałuj ode mnie moją siostrzenicę i siostrzeńca. - Odłożyła słuchawkę. I postanowiła nie
otwierać. To rzeczywiście musi być gospodarz. Wyszła do kuchni. Przeglądając w większości puste szafki,
20
znalazła do połowy opróżnioną malutką butelkę dżinu i butelkę wermutu, obie najwyrazniej zapomniane
przez Maxa. Zmieszała martini w specjalnym pojemniku i nalała do plastikowej szklanki.
Kiedy po raz trzeci skończyła się melodia z West Side Story, poddała się. Wypiła łyk alkoholu i poczłapała
do drzwi po zniszczonej wykładzinie. Wyjrzała przez judasz. Był to Val z jakąś tak chudą kobietą, że
wyglądała jak wycieraczka przedniej szyby samochodu.
- Doskonale.
Otworzyła na oścież drzwi. Val szeroko się uśmiechnął. W mrocznym, brzydkim korytarzu wyglądał
zupełnie nie na miejscu. Pochylił się i ucałował Ruby w policzek.
- Jak się ma moja nowa gwiazda?
- Odwal się - szepnęła, uśmiechając się promiennie do nieznajomej kobiety. - Nie widziałam, by
wschodziła.
Val się cofnął, marszcząc czoło.
- Usiłowałem się do ciebie dodzwonić. Nawet przysłałem posłańca. Ale mu nie otworzyłaś.
Ruby powiedziałaby coś więcej, lecz poczuła się nieswojo, bo kobieta patrzyła na nich w szczególny
[ Pobierz całość w formacie PDF ]