[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nie śmiał. Jeśli pan pozwoli, to przyjdzie tutaj doktor Craven. Nigdy w życiu nie był tak
zdezorientowany.
- Gdzie jest teraz Colin? - spytał pan Craven.
- W ogrodzie. On ciągle jest w ogrodzie, ale nikomu nie pozwala się zbliżać, aby na
niego nie patrzono...
Pan Craven ledwo dosłuchał ostatnich słów.
- Colin jest w ogrodzie - powiedział, a gdy odesłał panią Medlock, stanął i powtórzył: - W
ogrodzie!
Musiał zrobić wysiłek, żeby się ocknąć. Po chwili wyszedł z pokoju. Skierował się tą
samą drogą, co kiedyś Mary: przez furtkę w żywopłocie, laurową aleją koło fontanny.
Woda z fontanny tryskała, a wokoło pełno było pysznych kwiatów jesiennych. Poszedł
przez gazon i zawrócił wielką aleją wzdłuż skrytego bluszczem muru. Szedł wolno z
oczyma utkwionymi w ścieżkę. Jakaś moc ciągnęła go, nie wiedzieć czemu, ku miejscu,
w którym od dawna nie był. W miarę jak się do tego miejsca zbliżał, zwalniał kroku.
Wiedział, gdzie znajduje się furtka, choć bluszcz gęsto ją zarósł, lecz nie przypominał
sobie dokładnie, gdzie został zagrzebany klucz.
Stanął i zaczął rozglądać się. W tejże chwili począł nasłuchiwać, zadając sobie pytanie,
czy to wszystko nie jest snem.
Bluszcz wisiał gęstymi splotami nad zamkniętą furtką, klucz został zagrzebany w ziemi,
żadna istota ludzka od lat dziesięciu furtki tej nie przestąpiła - a jednak w ogrodzie
rozbrzmiewały ludzkie głosy. Słychać było bieganie i tupot nóg, jakby gonitwę między
149
drzewami, słychać było też jakieś szepty, okrzyki i tłumione wybuchy śmiechu. Był to
śmiech istot młodych, nie krępowany niczym śmiech dzieci, które starały się, by ich nie
było słychać, lecz w pewnym momencie nie mogły się powstrzymać, aby się nie zaśmiać
głośniej. Czy to sen? Na miły Bóg - co to znaczy? Czyżby postradał zmysły i coś mu się
roi? A może o tym mówił wtedy ten cichy, słodki głos?
Nadeszła chwila, kiedy dalsze panowanie nad wesołością staje się niemożliwe. Coraz
szybszy tupot zbliżał się do furtki w murze - słychać było młode zdyszane głosy, wybuchy
niepowstrzymanego śmiechu, gałązki bluszczu pofrunęły do góry, furtka rozwarła się na
oścież i wybiegł z niej pędem chłopiec, który nie widząc przybysza, wpadł prosto w jego
objęcia.
Pan Craven w samą porę rozpostarł ręce, aby uchronić chłopca od upadku z powodu
nieprzewidzianego zderzenia.
Potem przyjrzał mu się zdumiony i począł z trudem chwytać oddech z wielkiego
wzruszenia. Chłopiec był wysoki i bardzo ładny. Tryskało z niego życie, a szybki bieg
zabarwił mu twarz rumieńcem. Odrzucił z czoła gęste włosy i podniósł ku panu
Cravenowi parę wielkich, szarych oczu - pełnych chłopięcego śmiechu i wesela,
ocienionych długimi, czarnymi rzęsami. VVidok tych oczu wstrząsnął sercem pana
Cravena.
- Kto to?... Co?... Kto?.. - wyjąkał.
Colin inaczej wyobrażał sobie i układał spotkanie z ojcem.
A jednak to, że wpadł na niego wśród gonitwy, dobiegając pierwszy do mety, było może
nawet lepsze. Wyprostował się i wyciągnął tak, że Mary, która goniąc go, wypadła za
nim, nabrała przekonania, iż Colin dotąd umyślnie się kurczył, a teraz dopiero
wyprostował na całą swą wysokość.
- Ojcze, to ja, Colin - powiedział. - Pewnie w to nie wierzysz. Ja sam ledwo mogę
uwierzyć.
Tak jak pani Medlock, Colin nie mógł pojąć, co znaczą powtarzane przez ojca słowa:  W
ogrodzie! W ogrodzie! .
- Tak, tak - trzepał Colin. - Ogród to zdziałał i Mary, i Dick, i stworzonka, i czary. Nikt o
tym nie wie. Trzymaliśmy to w tajemnicy, żeby tobie, tatusiu, najpierw o tym powiedzieć.
Jestem zdrów, mogę prześcignąć Mary. Będę atletą.
Mówił to wszystko jak normalny i zdrowy chłopiec - twarz mu pałała, słowa padały jak
grad, a dusza pana Cravena drżała ze szczęścia.
Colin położył dłoń na ramieniu ojca.
- Czy tatuś się cieszy? - pytał. - Czy tatuś zadowolony?
Będę żył! Zawsze, zawsze!
Pan Craven objął chłopca i milczał. Przez chwilę nie mógł odzyskać mowy.
- Zaprowadz mnie do ogrodu, dziecko - wyrzekł wreszcie.
- I opowiedz mi wszystko od początku.
Colin wprowadził ojca do tajemniczego ogrodu.
Ogród pełen był jesiennych uroków: złota, purpury, fioletu i szkarłatu. Wokoło kwitły
snopy białych i biało-purpurowych lilii. Pan Craven pamiętał, że odkąd je tu zasadzono, o
tej właśnie porze roku roztaczały swe wonie. Pózne, jesienne róże pięły się i zwieszały, a
150
promienie słońca czyniły odblask pożółkłych liści jeszcze bardziej złocistym. Stojąc pod
drzewem, miało się wrażenie przebywania w złotej, sklepionej świątyni.
Przybysz stał cichy i zapatrzony. Tak samo jak dzieci, gdy po raz pierwszy ujrzały
szarość drzew i krzewów.
- Myślałem, że ogród zmarniał - powiedział rozglądając się dokoła.
- Mary też tak z początku myślała, ale on wrócił do życiaodparł Colin.
Potem zasiedli pod ich drzewem wszyscy prócz Colina, który chciał opowiedzieć swą
historię stojąc.
Była to najdziwniejsza opowieść, jaką Archibald Craven w życiu słyszał, a
wypowiedziana została z chłopięcym zapałem i fantazją. Czary, zwierzątka, niezwykłe
nocne spotkanie, nadejście wiosny, obrażona duma, która małemu radży pozwoliła
stanąć po raz pierwszy na własnych nogach, by zadać kłam Benowi Weatherstaffowi,
niezwykłe towarzystwo, odgrywanie komedii, wielka, starannie strzeżona tajemnica...
Sir Archibald śmiał się do łez, lecz chwilami miał łzy w oczach, choć się nie śmiał. Atleta,
prelegent, naukowiec, wszystko to było zabawne, urocze, zdrowe, śliczne.
- Teraz jednak - dodał na koniec Colin - już tajemnicy nie będzie. Boję się, że jak mnie
zobaczą, to zemdleją, ale już w fotelu nigdy nie pojadę. Pójdę z tobą, tatusiu, do domu.
Obowiązki Bena Weatherstaffa rzadko pozwalały mu oddalać się z ogrodu, lecz dzisiaj
wymówił się koniecznością zaniesienia do kuchni warzyw; że zaś pani Medlock zaprosiła
go do kredensu na szklankę piwa, zatem i on był świadkiem - jak tego pragnął -
najbardziej wstrząsającego wydarzenia w ostatnim pokoleniu rodu Cravenów z [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • projektlr.keep.pl