[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zmysłów. Ciemne włosy spadały mu z czoła dziko i w nieładzie. Oczy
świeciły ogniem, dodając mu męskiej atrakcyjności, mięśnie ramion i
piersi napinały się nieustannie. Czuła i widziała, jak jest wspaniały.
Na chwilę wysunął się, po czym ponownie w niej zatonął. Jedną ręką
pieścił brodawki. Wzdrygnęła się i mimowolnie zamknęła oczy. Objęła
go w biodrach udami. Wsunął rękę pomiędzy ich złączone ciała i pieścił
ją wszędzie, jednocześnie wciskając się jak najgłębiej.
I wreszcie cała miłość do niego, nie spełniona przez lata, osiągnęła
kulminację w tym olśniewającym, cudownym szczycie.
Zamarł w bezruchu, smakując tę rozkosz. Gdy nieco ochłonęła, zaczął
ponownie się w niej poruszać. Zaskoczyła go, jak również samą siebie,
unosząc biodra na spotkanie jego pchnięciom.
Do czasu, gdy osiągnął szczyt, ona zdążyła przeżyć następny. Przylegali
ciasno do siebie, dysząc, jęcząc i wspólnie pogrążając się w rozkoszy.
Gdy następnego poranka, około jedenastej, ktoś zastukał do drzwi
gabinetu Marcie, odczuła ulgę. Państwo Harri-sonowie, którzy
przebywali u niej od dziewiątej - zgodnie z umową - doprowadzali ją
niemal do szaleństwa.
Tego szczególnego ranka jej próg wytrzymałości psychicznej był niższy
niż zazwyczaj.
- Proszę! - krzyknęła.
- Przepraszam, że ci przeszkadzam, Marcie - odezwała się Esme. - Jest
tutaj twój mąż. Chciałby z tobą porozmawiać.
Marcie zerwała się ze swojego miejsca za biurkiem.
- Mój mąż?
W tym momencie dostrzegła rękę Chase'a nad głową asystentki,
przytrzymującą drzwi.
- Czy mogę na chwilę?
Nie spodziewała się zobaczyć go w swoim biurze. Ledwo udało jej się
wymówić:
- Oczywiście. Jestem pewna, że państwo nie będą mieli nic przeciwko
temu, żebym na chwilę zostawiła ich samych. Proszę kontynuować
przeglądanie ofert - zwróciła się do klientów, okrążając czarne
lakierowane biurko.
Mężczyzna westchnął, podniósł się z krzesła i poprawił spodnie.
- My właściwie już skończyliśmy. %7łona chyba nigdy nie znajdzie tego, co
mogłoby ją zadowolić.
- Ja? Przecież podobał mi się ten z czterema sypialniami na Sunshine
Lane - odparowała zręcznie. - To ty powiedziałeś, że nie potrzeba nam tak
dużo przestrzeni. Narzekałeś, że podwórze jest zbyt wielkie. To ty
odrzuciłeś ofertę tego ślicznego domu, gdyż jesteś zbyt leniwy, by kosić
trawnik, który, jak się domyślam, również się tam znajduje. To ty nie
potrafisz się zdecydować.
- Państwo Ralph i Gladys Harrisonowie, mój mąż, Chase Tyler -
odezwała się Marcie.
- Miło pana poznać. - Harrison wymienił z Chase'em uścisk dłoni.
- Mnie również.
- No dobrze, Ralph. Chodz już. Czy nie widzisz, że oni chcą zostać sami?
- Gladys popychała męża w stronę drzwi.
Esme wzniosła oczy do nieba, po czym wyszła za nimi i zamknęła drzwi.
Stali przed sobą twarzą w twarz, z zakłopotania nie podnosząc na siebie
wzroku.
- Czy to ci klienci, o których mi opowiadałaś?
- Ach, są jak główna wygrana na loterii, prawda? Nie wierzę, że
kiedykolwiek zdecydują się na kupno jakiegoś domu. Oglądanie ofert jest
chyba ich hobby. Daje im to dodatkowe powody do sprzeczek. Niestety,
mnie to kosztuje cenny czas, nie mówiąc już o cierpliwości, jakiej nie
mam zbyt wiele.
- To coś dla ciebie.
Wyjął zza pleców bukiet różowych tulipanów i zmieszał się jeszcze
bardziej.
Marcie odebrała je od niego.
- Nie mam dzisiaj urodzin.
- To bez szczególnej okazji - rzucił lakonicznie. - Musiałem dziś rano
wyskoczyć do sklepu, żeby zrobić zakupy dla biura. Przechodząc obok
kwiaciarni, zobaczyłem ten bukiecik na wystawie. Zatrzymałem się i
pomyślałem, że może ci się spodoba.
Zdumiona, wlepiła w niego wzrok.
- Tak? Podoba mi się. Dziękuję. - - Cała przyjemność po mojej stronie. -
Wolno ogarniał wzrokiem pokój. - Miłe jest twoje biuro. Fantazyjnie
urządzone. W niczym nie przypomina siedziby Spółki Wiertniczej
Tylera.
- No cóż, mamy odmienne zadania.
- Istotnie.
- Czy masz już jakieś wieści na temat waszego kontraktu?
- Nie.
- Myślałam, że może przyniosłeś te kwiatki z tego powodu. Zakasłał. Ona
poprawiła niesforny kosmyk włosów. Zdjęła
celofanowe opakowanie z kwiatów.
- Przyszedłeś tu porozmawiać? - spytała go po dłuższej chwili ciszy. Rano
wyszedł z domu na długo przedtem, zanim wstała.
- Powinniśmy porozmawiać, Marcie.
Mówił i wyglądał poważnie. Nigdy przedtem nie odwiedzał jej w biurze.
Jeżeli nie było to absolutnie konieczne, nawet nie dzwonił do pracy.
Jedynie coś wyjątkowo ważnego i pilnego mogło być przyczyną tej nie
zapowiedzianej wizyty. Przyszło jej do głowy, że chciał się wycofać ze
swojego zobowiązania.
- Siadaj, Chase.
Wskazała na niewielką sofę, na której przed chwilą siedzieli
Harrisonowie. Spoczął na brzegu, wpatrując się w białe płytki na
podłodze.
Marcie wróciła na swoje krzesło, czując, że musi mu pomóc wydobyć z
siebie to, o czym chce mówić. Położyła tulipany na blacie biurka.
Wstawienie ich do wazonu nie wydawało jej się w tym momencie
najważniejsze.
- O czym chcesz rozmawiać, Chase?
- O ubiegłej nocy.
- Co w związku z nią?
- Nie byłem pózniej szczególnie rozmowny.
- Istotnie, powiedziałeś bardzo niewiele, ale za to treściwie. Dokładnie mi [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • projektlr.keep.pl